Z żadnym maratonem nie wiąże się tyle historii. Żaden też nie posiada tyle legend. Wielcy z Bostonu latami pracowali na swoje imię i teraz są bohaterami zarówno w samym Bostonie jak i w całym stanie Massachusetts. I naprawdę warto poznać ich historię i osiągnięcia. Bo są to niesamowite wyczyny.
1) Clarence DeMar.
Zwany też Mr. DeMarathon. Pierwszy Boston biegł w 1910 roku, zajął drugie miejsce. Później wygrał 7 edycji! To do dziś jest rekord i ciężko sobie wyobrazić, żeby ktoś go pobił. Pierwsza wygrana to 1911 rok. Niestety później przerwał karierę biegową. Było to związane z problemami zdrowotnymi (problemy z sercem). Poza tym Clarence jako powód zaprzestania kariery wskazywał między innymi to, że bieganie kolidowało z jego wyznaniami religijnymi. Później trafił do wojska.
Na szczęście wrócił. W 1922 roku wygrał swój drugi Boston z czasem 2:18. Ostatni swój Boston Marathon wygrał w 1930 roku mając 41 lat. Strach pomyśleć ile miałby wygranych na swoim koncie, gdyby nie miał 10 letniej przerwy w karierze. Ostatni raz pobiegł w Bostonie mając 65 lat. Jeszcze w wieku 69 lat przebiegł 15 kilometrów, rok później zmarł na raka. Obecnie jest wpisany do National Distance Running Hall of Fame. A jego rekord chyba już nigdy nie zostanie pobity.
2) John Adelbert „Johnny” Kelley
Prawdziwa legenda tego biegu. Urodzony w 1907 roku w Massachusetts pierwszy maraton pobiegł w 1928 roku, jednak go nie ukończył. Później ustanowił rekord kończąc 61 maratonów w Bostonie! Wygrywał w 1935 i 1945 roku. Znany między innymi dlatego, że to jego historia dała nazwę najsłynniejszemu podbiegowi maratońskich tras. W 1936 roku wyprzedzając pierwszego zawodnika, którym był Ellison „Tarzan” Brown, poklepał go po ramieniu i pobiegł do przodu. Niestety się przeliczył. Nie dał rady pokonać Newton Hills, dopadł go kryzys a na ostatnim podbiegu i minął go Ellison Brown. Prasa rano pisała, że złamał mu serce i do dziś mamy Heartbreak Hill.
Kelley był 7 razy drugi. Pomiędzy 1934 a 1950 rokiem 15 razy kończył w pierwszej piątce. Ostatni maraton pobiegł w wieku 84 lat i był to jego 61 Boston Marathon! Przez następne dwa lata biegał jeszcze ostatnie 7 mil trasy. Co ciekawe on zawsze się ścigał, nawet mając 84 lata nie biegł na ukończenie ale walczył o wynik! :) Jego pomnik stoi w Newton, milę przed słynnym Heartbreak Hill, na trasie biegu. W 2000 roku nazwany „Runner of the Century” przez Runners World. W wieku 65 lat mówił tak:
[quote align=”center” color=”#999999″]For me, the race these days is to try to beat the girls to the finish and to wave to all my old friends along the course.[/quote] A 5 lat później mając 70 lat i biegając cały czas 50 mil tygodniowo: [quote align=”center” color=”#999999″]I’m afraid to stop running. I feel too good. I want to stay alive.[/quote]3) John J. Kelley
Nie należy go mylić z „Johnnym” Kelley. Nie byli nawet spokrewnieni. Dlatego dziś mówi się o nich John „The Younger” oraz Johnny „The Elder” Kelley. Teraz kilka słów o „The Younger”.
Urodzony w Norwich, Connecticut. Zaczął biegać w czasach studenckich, gdzie uczył się w latach 1950 – 1954 na Uniwersytecie w Bostonie. W 1953 roku ukończył Boston na 5 miejscu a rok później był 7. W końcu udało mu się wygrać w 1957 roku z czasem 2:20:05 Poza tym pięć razy kończył w Bostonie na drugim miejscu. Wygrywał wiele innych maratonów, między innymi 8 razy pod rząd Yonkers Marathon w stanie Nowy York. Swój ostatni maraton w Bostonie pobiegł w 1992 roku. Co ciekawe w 1984 roku mając 53 lata dalej łamał w bostonie 3 godziny. A swoją wiedzę i doświadczenie przekazywał kolejnej wielkiej postaci biegów długich w USA.
4) Amby Burfoot
To właśnie o nim mowa. Również pochodzący ze stanu Connecticut, studiował w Wesleyan gdzie jego trenerem został właśnie John „The Younger” Kelley. Jak pisał o nim Bill Rodgers, nikt tak nie był skoncentrowany na treningu i ukierunkowany na cel jak Amby. A cel miał tylko jeden, wygrać Boston. Amby biegał bardzo dużo kilometrów w tygodniu. Jego tryb życia był ukierunkowany tylko na bieganie. Nie pił alkoholu, nie imprezował. Jak to się teraz mówi, eat, sleep and repeat.
No i w końcu się udało. W 1968 roku wygrał swój Boston Marathon. Jego marzenie się spełniło. Później jeszcze w Fukuoce ustanowił swój rekord życiowy z czasem 2:14:28. Niestety jego dalszą karierę pokrzyżowały trochę kontuzje. Biegał jeszcze Boston w odstępach 5 letnich. 51 razy ukończył Manchester Road Race (rekord). Biegł również w 2013 roku, ale brakowało mu kilometra do mety, kiedy doszło do zamachu… Jego pasja i wiedza zdecydowanie się nie marnowały. Został redaktorem naczelnym Runners World. A swoją wiedzę osobiście przekazywał na treningach kolejnej legendzie.
5) Bill Rodgers
Jak się mnie kiedyś spytacie, kto jest moim idolem biegowym, to sekundy się nie będę zastanawiał. To jest właśnie Bill. O nim mógłbym zapisać kilka stron, ale skupię się na najważniejszych faktach. Rodgers nie był święty. Biegał trochę biegi krótkie, ale był trochę typem hipisa. Lubił imprezować, czasem wypić trochę alkoholu, zapalić papierosa. Na szczęście widząc wygrywającego kolegę z którym dzielił pokój, postanowił wygrać Boston.
Bill był wyznawcą teorii „im więcej tym lepiej”. Biegał gigantyczny kilometraż. Trenował potwornie mocno. To zaowocowało kolejnymi sukcesami. Billy wygrał Boston cztery razy. Również cztery razy wygrał maraton w Nowym Jorku. Po drodze zwyciężył też w Fukuoce będąc jedynym biegaczem w historii, który posiadał wszystkie trzy wygrane w major marathons w jednym czasie (1977 rok). Dwa razy w Bostonie bił rekord USA w maratonie, kolejno kończąc go w czasie 2:09:55 i 2:09:27.
W karierze przebiegł 59 maratonów, 28 z nich poniżej 2:15, 22 wygrał. W 1978 roku wygrał 27 z 30 biegów w których wystartował. W 1975, 1977 i 1979 roku wybierany maratończykiem roku. Do dziś można go spotkać biegającego gdzieś w Bostonie lub okolicach.
I tutaj kończą się prawdziwe legendy. Obecnie o takie postacie coraz trudniej. Maratończycy przychodzą i odchodzą. Mało kto pamięta ich już rok po wygranej, a co dopiero 100 lat. Jednak te 5 postaci będzie pamiętane w Bostonie zawsze.