Kolejny start, kolejna relacja. Wydaje mi się, że przespałem trochę okres zimowy. Dla mnie zawsze najlepszym treningiem były starty kontrolne. W tym roku zacząłem biegać dopiero tydzień temu w Biegu Tropem Wilczym. Już w tym tygodniu było lepiej. Może furory nie zrobiłem, ale mam zdecydowanie lepsze odczucia po tym biegu.
W Grand Prix Warszawy biegłem po raz pierwszy. W ogóle w Lesie Kabackim byłem drugi raz w życiu :) Zupełnie mi tam nie po drodze. Ale dziś wszystko sprzyjało. W końcu udało mi się wyspać. Pierwszy raz od…, no dobra, kompletnie nie pamiętam od kiedy, wstałem bez pomocy budzika. Pełen sukces! Droga do łazienki nie była walką z ołowianymi nogami. Szybkie śniadanie, ogarnąłem torbę (4 pary butów, bo zupełnie nie wiedziałem po czym się tam biega). I w drogę. Przejechałem całą Warszawę, po drodze wpadając prosto na demonstrację Solidarności, i byłem na miejscu.
Pogoda super. Szybko wpisałem się na listę, 20 zł startowego, zapisałem się na bieg charytatywny dla Alicji i poszedłem się szykować. Standardowa rozgrzewka, nawet trochę długa, ale dobrze mi się biegło. Zrobiłem jakieś 4,5 km w tym 4 przebieżki po 150 metrów. Skończyłem niecałe 10 minut przed startem. Ponieważ mamy Dzień Kobiet, to Panie miały przywilej i startowały pierwsze :) Panowie dwie minuty później. Na szczęście było szeroko i wyprzedzanie poszło szybko i sprawnie. Utworzyła się czołówka 4 biegaczy. Razem z Krzyśkiem Wasiewiczem prowadziliśmy bieg do 7 kilometra. W sumie nie ma o czym pisać. Każdy kilometr w 3:17 – 3:21, równo, z małą rezerwą. Dobrze mi się biegło na tym tempie. Wiedziałem, że w każdej chwili mogę przyspieszyć.
Ok. 7 kilometra był mały podbieg i zaraz zbieg. Wiedziałem, że na finiszu nie mam szans z Krzyśkiem, a Sebastian pewnie też by mnie wyprzedził. Postanowiłem więc zaatakować. Pobiegliśmy kilometr w 3:08, Krzysiek się dalej trzymał. Później to on prowadził bieg a ja wisiałem mu na plecach. Ten atak dużo mnie kosztował i nogi zalało mi cementem :) Do mety biegłem już zgięty jak paralityk. Wbiegłem w czasie 32:30, jakieś 5 sekund za Krzyśkiem i 5 sekund przed Słonikiem.
Później jeszcze poszedłem na roztruchtanie. Bardzo cieszy mnie szybka regeneracja. Wystarczyło dosłownie parę minut, żebym ponownie spokojnie mógł biec bez większego wysiłku. Zrobiłem takie małe BNP kończąc ostatnie 2 kilometry po 3:30. W końcu jak pisałem, nie codziennie jestem w Lesie Kabackim, więc musiałem go zwiedzić :) A tak na poważnie, to jednak dla mnie celem jest maraton, i chciałem przedłużyć trening. Później dekoracja, bardzo ładna statuetka, wafelek, woda, owoce, jogurt. Próbki kosmetyków. Była też nagroda ufundowana przez Decathlon. Jak na bieg za 20 zł to naprawdę dużo. Panie dostawały kwiatki. Bardzo miła i przyjemna atmosfera. Naprawdę bieg warty polecenia!
No i chyba tyle. Osobiście jestem zadowolony. Zrobiłem 10 km w lesie w tempie 3:18 min/km. To znakomity trening do półmaratonu i późniejszego maratonu. W dodatku nie zajechałem się jakoś strasznie, spokojnie później biegałem rozbieganie. A już jutro czeka mnie kolejna trzydziestka, i jestem dobrej myśli przed tym treningiem. A dziś wieczorem pora wyjść na jakieś piwo, w końcu zasłużyłem :)