Kolejny Półmaraton Warszawski przeszedł do historii. Czas 1:10:37 netto. Nie ma co się oszukiwać, liczyłem na więcej. W sumie wszystko sprzyjało. Nie mam gdzie szukać winy. Coś nie zagrało. Ale nie ma co rozpamiętywać. Trzeba patrzeć z nadzieją w przyszłość i robić swoje. Co się odwlecze to nie uciecze…
A sam bieg naprawdę super. Dziś wszystko sprzyjało. Znakomita pogoda, słaby wiatr. Rekordowa frekwencja. Super organizacja. Rekord trasy zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn świadczy o tym, że warunki było ok. Sporo osób marudziło, ale naprawdę dziś były warunki do szybkiego biegania. Jak coś nie zagrało to nie szukajcie winy w pogodzie, tam jej nie znajdziecie :)
U mnie wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Na rozgrzewce czułem się świetnie. Postanowiłem, że ruszę na czas w granicach 1:09, myślałem, że stać mnie na takie bieganie. Początek spokojny, trochę pod wiatr. Pierwsze kilometry po 3:18 – 3:20 z grupą kobiet. Taki wolniejszy początek nawet mi odpowiadał. Później zaczęliśmy trochę przyspieszać. Wydaje mi się, że jedna z Kenijek (zwyciężczyni) prosiła o przyspieszenie, musiała się świetnie czuć. Zaczęło robić się szybko. 3:12, 3:10, 3:09… Wydaje mi się, że między 4 a 9 km zrobiliśmy 5 km w czasie poniżej 16 minut. Na 10 km na zegarze miałem 32:35 i już zaczęły się problemy. Starałem się walczyć, trzymać Adama Draczyńskiego, który prowadził grupę. Ale nie byłem w stanie. Oddechowo było wręcz rewelacyjnie, ale zupełnie padły mi nogi. Dokładnie czworogłowe uda. Czułem się, jakbym cały czas biegł pod górkę…
Jeszcze do 13 km jakoś trzymałem się czasu ok 3:20 – 3:22, ale później kompletnie osłabłem. 3 kolejne kilometry ok 3:30, podbieg 3:47 i następny kilometr 3:27. Jeszcze cztery do mety. Już o żadnych życiówkach nie było mowy. I raptem ożyłem. Dziwne jakieś zachowanie organizmu, ale na moście udało mi się przyspieszyć do prędkości 3:18 i biegłem już tak do mety. Niestety fragment między 12 a 17 km kosztował mnie utratę ponad minuty, dużo ponad minutę.
Pisząc to teraz nie jestem jakoś bardzo przemęczony. Bolą te czworogłowe, ale ogólnie jest naprawdę dobrze. Coś nie zagrało z nogami, nie było szybkości. Chyba po raz kolejny sprawdza się to, o czym od dawna mówię. Nie mam szybkości, nie jestem w ogóle obiegany na prędkościach poniżej 3:18 i jak tylko bieg wchodzi w takie tempo, to mi zaraz puszczają nogi. Chyba czas wprowadzić korekty do planu. Skupić się przynajmniej dwa miesiące na szybkości. Nie da się biegać półmaratonu i maratonu tak szybko jakbym chciał biegać bez odpowiedniej szybkości. Muszę biegać 10 km w 31 minut, wtedy mogę patrzeć z nadzieją na moje starty na dłuższych dystansach.
Jeszcze podsumowując, nie jestem jakoś załamany tym czasem. Ale nie dziwcie się, że mnie nie cieszy. Ja nie patrzę na to jak na 1:10:37 ale jak na bieg o 22 sekundy wolniejszy niż przed rokiem. Przy całej włożonej pracy, nie mogę być zadowolony z takich zawodów. Inaczej na pewno przestałbym się rozwijać. Bo bez ambicji nie ma wyników.
Jako Warszawiaky zajęliśmy trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. W tym roku bezkonkurencyjna była drużyna SklepBiegowy.com, która wręcz zmiażdżyła konkurencję. Gratulacje chłopaki, ostro daliście czadu!!!
Dziękuję wszystkim kibicującym. Naprawdę miło słyszeć na trasie te wszystkie okrzyki i zagrzewanie do walki. Bez tego pewnie zwątpiłbym gdzieś na 15 km i nie podjął walki do samej mety. A tak jeszcze zmuszałem się, żeby cisnąć na moście i skończyć mimo wszystko poniżej 1:11, dziękuję! I bardzo miło było Was wszystkich poznać po biegu. Kurcze, naprawdę sporo osób czyta tego bloga, strasznie mi miło. Następnym razem obiecuje mieć większego banana na twarzy, dziś cały czas ten wynik jednak trochę psuł mi humor :)
A teraz cztery tygodnie i czas na maraton. Już wiem gdzie pobiegnę, ale o tym jutro :) Trzymajcie się i jeszcze raz dziękuję za doping. I Wam wszystkim również gratuluję wszystkich życiówek i sukcesów! Do zobaczenia na Maratonie Warszawskim 2014 :)