Za mną tydzień, który zakończył pierwszy ciężki blok przygotowawczy do maratonu. Ok. 150 km. Interwały, długi drugi zakres i zawody połączone z wybieganiem w weekend. Ale wszystko udało się ładnie zorganizować i wszystkie treningi były zrobione na poziomie. To już drugi tydzień z rzędu, kiedy wszystko idzie ku dobremu. Chyba rzeczywiście zaczynam wyciągać wnioski i uczę się na własnych błędach :)
Poniedziałek
20 km po pracy. Lekko, bez szaleństw. Byłem nawet w całkiem dobrej formie. Biegłem w tempie regeneracyjnym. Dobry trening. Długi, a nie kosztował mnie wiele sił.
Wtorek
Rano 6 km rozbiegania. To taki poranny rozruch, nie ma o czym pisać. Wyszedłem rozprostować kości i trochę poszurać nogami po chodnikach :)
Wieczorem 4×1200 metrów interwał. Przerwa na dystansie 400 metrów, u mnie było to ok. 2 min 15 sekund. Przed takim treningiem robię też zawsze mocną rozgrzewkę. Biegnę kilka kilometrów wolno a później robię jakieś 4, 5 przebieżek. Następnie wykonują trochę ćwiczeń sprawnościowych. Później trochę truchtu i ogień! Trening udał się prawie w 100%. Prawie, bo trzeci odcinek pod wiatr był za wolny. Nie dałem rady. Ostatni już się przemogłem i znowu trzymałem dobre tempo. Średnie 3:10, czyli cały czas tak jak chciałem. To była już przedostatnia sesja interwałów. Jeszcze 3×1600 i przechodzę na bieganie treningów progowych.
Środa
Rano 10 km regeneracji. Ciężko. Ale bardzo wolno, oszczędzałem nogi. Wieczorem znowu 10 km, ale tym razem o dziwo miałem mnóstwo sił. Nie wiem skąd to się bierze. A raczej wiem, tylko nie potrafię jakoś tego uzasadnić racjonalnie. Zawsze dzień po interwałach, wieczorem, mogę wręcz fruwać. Ale trzeba uważać. Lepiej wtedy się powstrzymać i odpocząć, żeby nie przedobrzyć i później nie dochodzić do siebie parę dni. A takie scenariusze też już przerabiałem.
Czwartek
24 km drugiego zakresu. Biegałem na kanałku. Byłem mocno zaspany, ale noga całkiem nieźle szła. Chwilami przysypiałem kręcąc kolejne kółka, ale do samego końca nie miałem kryzysów. Mogłem tak biec dalej. Cały czas z lekką rezerwą. A tempo? Średnie 3:48. Drugi zakres to jednak moja najmocniejsza strona. Dlatego teraz pracuję nad interwałem a później nad tempami. Muszę być szybszy, bo w końcu zostaną mi tylko biegi ultra :)
Piątek
10 km regeneracji. Po treningu rozciąganie w Parku Górczewska na Jelonkach. Fajna sceneria, aż chce się tam poćwiczyć.
Sobota
Zawody. 15 km w ramach Pucharu Maratonu Warszawskiego. O tym biegu już pisałem tutaj. Po takich treningach jestem bardzo zadowolony. Przed startem zrobiłem z bratem ok. 7 km rozgrzewki (długo, ponieważ cały bieg miał być wkomponowany w wybieganie). Później 15 km w czasie 52 minuty 12 sekund, czyli 3:29 min/km. Nie był to łatwy teren, wiec tym bardziej cieszy taki czas. Zauważyłem też coś innego. Na 13 km byłem w stanie przyspieszyć, wskoczyłem nawet na puls 184, czego nie widziałem u siebie od chyba dwóch lat :) To jeszcze nie ta forma, nie ta wytrzymałość. Ale dajcie mi dwa miesiące, a wytrzymam takie tempo do samej mety, a nie tylko przez 300 metrów. No i po treningu długie schłodzenia. Oj, to już było chyba gorsze niż same zawody…
Niedziela
Regeneracja. Rano i wieczorem wolno. Trochę rozciągania. Zrobiłem też trochę sprawności. Oczywiście rano biegałem w deszczu, musiał mi się trafić, akurat jak wyszedłem. Nie ma o czym pisać, dzień regeneracji.
Podsumowanie
Jak widać kolejny bardzo udany tydzień z ciężkimi treningami. Mnie najbardziej cieszą te zawody. Można powiedzieć, że przetestowałem nogę. Cały bieg trzymałem wysoki puls i cały bieg miałem rezerwę. A jeszcze daleko mi do formy jaką chcę osiągnąć i wagi jaką muszę mieć pod koniec września. Będzie tylko lepiej. A teraz czeka mnie tydzień odpoczynku. Mniej kilometrów i lżejsze treningi.