Przyszedł czas na podsumowanie ostatnich tygodni. Na początku chciałem napisać wszystko razem. Ale stwierdziłem, że to podzielę. Napiszę najpierw co robiłem tydzień przed maratonem. Później już praktycznie nic nie robiłem. Ale za to zacząłem budować bazę pod starty jesienne. O tym w następnym wpisie a dziś ostatni tydzień BPS.
No i na wstępie powiem, że nie byłem optymalnie przygotowany do tego maratonu. W dniu startu byłem zmęczony. Czy słabym BPS? Nie myślę. Zawiodła regeneracja. O dziwo chyba pierwszy raz w życiu byłem naprawdę przemęczony. Nie mam tutaj na myśli zmęczenia, zmęczony jestem cały rok :) Do tego doszła zła dieta i nie byłem w stanie się z tego wykaraskać. Dopiero przerwa po maratonie postawiła mnie na nogi. Postanowiłem jeszcze dopisać moje zapiski z dzienniczka. Czasem jak je czytam po jakimś czasie to mnie śmieszą. Te nie są z tych najlepszych, ale pokazują jak zapisuję swoje treningi.
Poniedziałek
10 km wolno. Zacząłem dietę białkową. Z tą różnicą, że jadłem trochę warzyw. No i od zdrowych tłuszczy też nie stroniłem. Pierwszy dzień wyszedł całkiem dobrze. Problemem było tylko zatrucie, którego nabawiłem się w weekend. Byłem tym trochę wycieńczony, ale w miarę szybko postawiłem się na nogi. Tempo ok. 4:25 min/km, oczywiście pierwsza strefa pulsu. Typowa regeneracja.
[quote align=”center” color=”#999999″]Rozbieganie po Medium Long. Na białkowej. Wolno, żeby się rozbiegać.[/quote]Wtorek
Rano 10 km wolno. Naprawdę szybko. Ten poniedziałek dał mi odpocząć i zregenerowałem siły. Tylko znowu w drugiej połowie dystansu zacząłem mieć jakieś ciężkie nogi. Tempo szybkie, cały czas ok. 4:10, pierwsza strefa. Ale nogi ciężkie. I to jest moim zdaniem wina tego przemęczenia, nie było lekkości. Byłem świetnie przygotowany, tlenowo super ale brak tej lekkości w nogach, która zawsze niosła mnie do przodu.
[quote align=”center” color=”#999999″]Jak na drugi dzień białkowej to naprawdę dobrze! Szybko. Po 6 km już noga ciężka, ale jakoś szło. Dziwne tylko, że puls wysoki. Nie wiem dlaczego…[/quote]Wieczorem 5 km wolno. Na diecie białkowej już było ciężko. Po porannym biegu już byłem wypłukany i w dzień ledwo żyłem. Ale o dziwo bieg bardzo ładnie. 4:15 min/km tylko te nogi…
[quote align=”center” color=”#999999″]Szybko! Nogi ociężałe, ale naprawdę szybko. A w dzień byłem wrakiem człowieka na tej diecie bialkowej…[/quote]Środa
14 km z czego 4 km w tempie maratonu. Prawdę mówiąc myślałem, że nie zrobię tego treningu. Ostatnie przetarcie. W dzień już spałem na stojąco. Ale jak zacząłem biec to była moc. Tempo między 4:00 a 4:10 min/km i 4 km po 3:25 – 3:30 min/km. W miarę spokojnie, nie robiłem tego na siłę. Problemem był tylko puls, ale to chyba wynika z tej diety. Przekroczyłem 170. W maratonie przy takim pulsie szybko bym skończył bieg. Nie mniej jednak po biegu byłem zadowolony, było lepiej nawet niż przed Warszawą we wrześniu.
[quote align=”center” color=”#999999″]4 km Ciągłego. Dobrze, szybko. Duży dryf, ale moim zdaniem to wina diety bialkowej. Ale o dziwo była moc! Pomimo diety białkowej dałem radę spokojnie < 3:30 biec. Jest dobrze, teraz dotrwać do startu![/quote]Czwartek
10 km wolno, po 4:15 min/km, regeneracja pełna po tym środowym treningu. Było dobrze, ale nogi ciężkie. Straszne uczucie, nic się z tym nie da zrobić. No i przeprowadziłem trening przygotowawczy do BMW Półmaratonu Praskiego organizowany przez Reebok. Ale ludzi przyszło, do dziś nie mogę uwierzyć w takie zainteresowanie :)
[quote align=”center” color=”#999999″]Jest dobrze, ale nogi jesczze nie te. Jednak trochę ciężkie.[/quote]Piątek
Wolne
Sobota
6 km wolno, po 3:55 min/km. Wypoczęty, szybki, noga sama się wyrywa do przodu. Nie ma co tutaj dużo pisać, byłem w życiowej formie. Ale jednocześnie miałem ciężkie nogi. Nie mogłem tego przeboleć bo nic się nie dało z tym zrobić. Musiałem liczyć na to, że przebiegnę tak maraton. Po biegu już tylko podróż do Włoch. Zarzuciłem na łydki CEP Recovery i wskoczyłem do samolotu. Podróż minęła całkiem dobrze, cały czas siedziałem albo leżałem :) Już tylko start.
[quote align=”center” color=”#999999″]Był ogień!!! Ale jednak cały czas jakoś brakowało lekkości. Bardzo szybko, ale jednak to nie to. Powinienem lecieć, a nie leciałem tylko szybko biegłem…[/quote]Niedziela
O maratonie oczywiście już pisałem. Rozgrzewka to bardzo ciężkie nogi i zupełna niemoc. Jak ruszyłem to jakby ktoś przełączył jakaś wajchę. Zapomniałem o tym i biegłem lekko i szybko. Dopiero po 30 km zaczęły się odzywać te nogi, ale ponieważ cały czas biegłem z rezerwą to jakoś dałem radę. Na pewno przy biegu na życiówkę nie byłbym w stanie trzymać maksymalnego tempa przez 42 km. Po biegu przez tydzień bolały mnie całe nogi. I to był jakiś cholerny, promieniujący ból, który nie dawał mi w ogóle normalnie funkcjonować. Na szczęście już jest wszystko ok. i mogę zacząć myśleć o Maratonie Warszawskim.
Podsumowanie
Nie ma co tutaj dużo pisać. BPS jak zawsze. Byłem przygotowany, ale moim zdaniem postawiłem wszystko na trening biegowy. Szło dobrze, ale zapomniałem o rozciąganiu i sprawności. Dużo siły, dużo biegania. Byłem pokurczony strasznie. Nie maiłem lekkości. Uratowała mnie duża wytrzymałość tempowa, która zawsze była moją najmocniejszą stroną. Za pół roku będzie lepiej :)