Tydzień wzlotów i upadków. Ciężkie były to dni. Zaczęło się źle, a później to już kompletna loteria. Udało się sporo wynieść z tego tygodnia, ale nie było łatwo. Chyba czas zastanowić się na większym odpoczynkiem i w następnym tygodniu skoncentrować się na śnie i regeneracji. No to czas opisać wszystkie dni, po kolei.
1) Poniedziałek – wzlot
Poniedziałek jak zwykle wolny. Odpocząłem, dobrze pojadłem :) Oczywiście w tym wszystkim zabrakło snu. Ale byłem dobrej myśli przed zbliżającymi się treningami. Nie odczuwałem zbytniego zmęczenia w nogach po niedzielnym wybieganiu. Zakończyłem dzień olbrzymia kawą i oczekiwałem już wtorku. 20 km drugiego zakresu, kurs na Pragę.
2) Wtorek – upadek
Pisałem już o tym tutaj. Niestety dzień zacząłem fatalnie. Do dziś nie wiem w sumie co się stało, ale fakt jest taki, że miało być 20 km drugiego zakresu a skończyło się po 500 metrach. Doczłapałem te 20 km, ale było to zwykłe rozbieganie. Nogi jak z ołowiu. Po tym treningu miałem wszystkiego dosyć. A to był pierwszy trening w tygodniu! Wykres z tego treningu macie na górze tego posta… Szybko przemyślałem dalsze treningi. Postanowiłem się dobrze wyspać, zjeść odpowiednio. No i zaczęła się środa.
3) Środa – wzlot
Zachowania organizmu są naprawdę nie do przewidzenia. Nie wiem jakim cudem po tak fatalnym wtorku zrobiłem całkiem dobrą środę. Nogi dalej miałem ciężkie, nie było lekkości. Ale postanowiłem wieczorem zrobić 10 km Threshold. Zacząłem po 3:30 i tak biegłem. Po 8 km stwierdziłem, że w sumie to za bardzo się nie zmęczyłem. Nie mogłem biec szybciej, ale wytrzymałość miałem niesamowitą. Skończyło się na 15 km. Ostatnie już trochę wolniej, po 3:35 ale często przebiegałem też wiaduktami co dodatkowo męczyło nogi. Dobry prognostyk. Poprawiłem sobie humor tym treningiem. Przyszedł czwartek.
Jeszcze trochę połechtał mnie system oceny treningów Adidasa. Oczywiście biorę to jako żart, ale zobaczcie jakie dostałem info! Dodam, że 1000 to rekord świata i do tego dążę :)
4) Czwartek – neutralny
Czwartek bez historii. Biegałem rano lekkie 10 km na siłowni a wieczorem miałem trening z grupą. Zrobiłem też trochę sprawności. Ogólnie byłem bardzo zmęczony, ale nie ma się co dziwić po takiej środzie. Było standardowo. Zaczął się piątek.
5) Piątek – upadek
Myślałem, że w piątek zrobię coś konkretnego. Ale zamiast zrobić konkretny trening to prawie usnąłem podczas biegu. Byłem strasznie zmęczony. To już nie chodziło o bieganie, ale ogólnie w pracy miałem strasznie ciężki tydzień. Organizm już nie dawał rady. Co prawda jak na rozbieganie to nawet prędkość całkiem dobra, bo łamałem 4:30, ale dosłownie zamykały mi się oczy podczas biegu. W ogóle nie czułem prędkości. Chwilami chciałem się zatrzymać. Jakoś to skończyłem i poszedłem spać.
6) Sobota – wzlot
Kolejny cud. Stwierdziłem, że muszę zrobić mocniejszy trening. Wymyśliłem 6 x 2 km Threshold. I o dziwo, udało się! Średnie tempo na tych dwójkach to jakieś 3:25. Biorąc pod uwagę, że miałem tak zmęczone nogi, byłem po tak fatalnym dniu i w dodatku cały czas zmęczony pracą, to uważam ten trening za bardzo udany. Łącznie ok 20 km. Wieczorem jeszcze przebiegłem 8 km na bieżni mechanicznej, zrobiłem stabilizację oraz przysiady ze sztangą. I już czekałem ma niedzielne wybieganie. Czekałem będąc dobrej myśli.
7) Niedziela – upadek totalny
Powiedzieć, że ciężko mi się biegło to mało. Ruszyłem z bratem i musiałem go gonić. W sumie to dużo powiedziane, bo to raczej on zwalniał a nie ja go goniłem. Nie byłem w stanie podnosić nóg do góry. Szurałem po ziemi. Brata odstawiłem po 15 km i zostało mi samotne 15 km do pokonania. Przy 20 kilometrze miałem kryzys totalny. Stanąłem i jak bym nie był w szczerym polu, to pewnie bym skończył trening. Jakoś siłą woli pokonałem te brakujące 10 km. Nie wiem co miało wpływ na tak fatalny bieg. Czy te przysiady sobotnie ze sztangą? Bo nie myślę, żeby to był sam trening biegowy. A może zwyczajnie zamiast iść spać to pojechałem na imprezę i wróciłem dość późno. Nigdy mi to nie przeszkadzało w treningu, ale przy takim tygodniu może warto było się porządnie wyspać. Trudno powiedzieć. Na pewno po bieganiu musiałem zjeść trochę batoników :)
Podsumowując, był to tydzień ciężki gdzie z jednej strony akcenty zrobiłem całkiem udane, ale patrząc całościowo, to ledwo go skończyłem. Zdecydowanie następny tydzień poświęcę na regenerację. Przede wszystkim zdecydowanie zmniejszam kilometraż. Trochę poroluję się na wałku. Na pewno zadbam o sen. Zobaczymy co przyniesie taka zmiana. Mam nadzieje, że w pełni wypocznę i następny tydzień ponownie będę mógł robić na pełnych obrotach.