Jakiś czas temu napisałem o tym, że Polacy są ekspertami we wszystkim. Np. w treningu biegowym. Najlepiej cudzym i takim o którym nie mają najmniejszego pojęcia. Przyszła część na kontynuację tego wpisu i na jeden konkretny przykład.
Miałem o tym napisać już w drugiej części mojej relacji z Półmaratonu Warszawskiego. Ale się powstrzymałem i wykasowałem ten fragment. Stwierdziłem, że zbyt optymistyczny ten tekst, żeby go zaśmiecać czymś takim. A o co dokładnie chodzi. We wpisie odnośnie moich ostatnich przygotowań do półmaratonu padł taki komentarz:
Szczerze, to miałem ten komentarz głęboko w dupie. Nawet nie odpowiadałem. Chciałem go skasować bo irytują mnie ludzie, których jedynym celem jest powiedzeni Ci, że jesteś beznadziejny. A pomyślcie, jakim trzeba być baranem, żeby przez cztery lata męczyć się i czytać bloga z opisem ludzkich porażek. Naprawdę podziwiam. Tym bardziej, że blog nie ma jeszcze nawet trzech lat. Ale już zostawmy to w spokoju.
Piszę o tym, bo wiem, że wiele osób takie komentarze dotykają. Potrafią się spalić psychicznie, zestresować. Nie mogą poradzić sobie z presją. I nie ma w tym nic dziwnego. No bo rzeczywiście. Dwa lata o coś walczysz, robisz wszystko co możesz. Jesteś o włos, ale jednak czegoś brakuje. Masz kolejną szansę. I ktoś Ci mówi, że znowu będziemy czytać wszyscy o Twoich porażkach i o tym, że wyciągasz wnioski. Można się zdołować.
Ale naprawdę olewajcie takie komentarze. Po pierwsze, musi Was napędzać motywacja wewnętrzna. Przestańcie myśleć, co o Was myśli jakiś cyzio czy inna życiowa pierdoła. Ich jedynym celem jest wasza porażka. Sami prawdopodobnie nic nigdy nie osiągnęli. Pewnie nawet się nie starali, bo po co? Ale nakręcają ich porażki innych. Warto się nimi przejmować? Naprawdę nie warto. Niech sobie dalej siedzę i szukają kolejnych „ofiar”. W tym są najlepsi.
A Wy pamiętajcie, robicie to dla siebie. Biegajcie, trenujcie, ćwiczcie tak, żebyście wobec siebie mogli śmiało powiedzieć „nie mam sobie nic do zarzucenie”. A taki cyzio jeden przyjdzie, odejdzie, potem przyjdzie następny. I trzeba się z tym pogodzić i kompletnie to olać.
PS – Jedyny pozytyw z tego komentarza jest taki, że teraz wszystkich takich hejterów będę nazywał cyziami. Fajna nazwa, prawda? :)