Bieganie, okrutny jest to sport

mariusz giżyński

Znacie Mariusza? Pewnie większość z Was zna. A jeżeli nie wiecie kto to Mariusz Giżyński (bo oczywiście nie musicie wiedzieć) to odsyłam na jego blog. Robi tam kawał świetnej roboty. Ale nie o blogu tutaj dziś mówimy, ale o pogoni za marzeniami. Pogoni, która niestety w większości przypadków kończy się porażkami. I pozostaje tylko kwestia tego, jak znosimy te porażki? Czy się poddajemy, czy dalej idziemy do przodu. Spuszczamy głowę, czy zaciskamy zęby i walczymy dalej?

Karierę biegową Mariusza śledzę, odkąd sam zacząłem biegać. Od zawsze wydawał mi się super biegaczem i niezwykle miłym gościem. Kiedy poznaliśmy się osobiście, okazało się, że nic się nie myliłem. Pamiętam, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, a ja w sumie dopiero uczyłem się na dobre biegać. Jarałem się jak dziecko zasypując go pytaniami po jakimś spotkaniu, gdzie opowiadał o swoim pobycie w Kenii. Ale znowu odchodzę trochę od tematu głównego.

Mariusz jest cholernie ambitny. A najbardziej podoba mi się to, że on to robi z czystej pasji do biegania. Ten entuzjazm i pogoń za marzeniami w postaci jak najlepszych czasów w maratonie bije od niego na kilometry. Ostatnio zmagał się z pasmem kontuzji. Robił co mógł, żeby z tego wyjść i wrócić do szybkiego biegania. Udało się. W przygotowaniach i planach treningowych jest tak profesjonalny i poukładany, że każdy, absolutnie każdy, może brać z niego przykład. Ale jednocześnie cel ma bardzo ambitny. To walka z czasem 2:11, a nawet 2:10:30. Bo wiadomo, każdy sportowiec chciałbym jechać na Igrzyska Olimpijskie!

mariusz_gizynski_bieganie

No i znowu się nie udało. Pół roku przygotowań. Liczne obozy, rozstania z rodziną, bliskimi. Codzienny reżim treningowy. Odżywianie. Regeneracja. I masz ten jeden strzał. Ten jeden start. Dwie godziny, żeby to wszystko przekuć w sukces. Albo musisz godzić się z porażką. Przy tak ambitnych celach niestety w większości przypadków nie kończy się to sukcesem. Mariusz zszedł trasy maratonu w Wiedniu na 30 kilometrze. Nie było szans na dobry wynik, nie tego dnia, coś nie zagrało. Można powiedzieć, że pół roku poszło na marne.

Relację z tego biegu znajdziecie tutaj. Bardzo emocjonalnie. Jestem też pod wrażeniem, z jakim spokojem odpowiada na niektóre komentarze. Łatwo jest pisać. Łatwo doradzać komuś, żeby skupił się na bieganiu amatorskim, odpuścił i dał za wygraną. Łatwo doradzać zmianę treningu. Jednak gdyby tak wszyscy odpuszczali, to dziś prawdopodobnie bylibyśmy zacofani o jakieś kilkadziesiąt lat. Można całe życie spędzić wygodnie, bez porywania się na jakieś większe marzenia. Jest to na pewno bezpieczne, nic nie ryzykujemy. Mam nadzieję jednak Mariusz, że Ty dalej będziesz podążał swoją drogą. Wierzę w Ciebie tak samo jak wierzą tysiące biegaczy w Polsce. A jak się nie uda? Ja wychodzę z założenia, że przynajmniej na stare lata nie będę miał sobie nic do zarzucenia. Że nie próbowałem, że się nie starałem. Że poszedłem na łatwiznę. Cytując Marie von Ebner-Eschenbach „Nie żałuj, że nie spełniły się twoje marzenia; pożałowania godnym jest tylko ten, kto nigdy nie marzył.” Powodzenia Mariusz!

Fot: mariuszgizynski.pl

More from Bartosz Olszewski
BMW Półmaraton Praski – organizacja
Wczoraj wieczorem (w sumie to w nocy) poczytałem sobie na spokojnie wszystkie...
Read More