To jest niesamowite. Tyle czasu nie pisałem, mam dziesiątki pomysłów na wpisy i nie wiem od czego zacząć. Siedzę od tygodnia i myślę co napisać, zamiast usiąść i pisać. Może taki mój charakter, bo Kasia zawsze się ze mnie śmieje jak 10 minut wybieram żel do mycia, czy godzinę oglądam etykiety wina zanim się zdecyduje po raz kolejny na swoje ulubione :) No ok, ale decyzja zapadła. Może to będzie przełamanie i później będzie z górki.
Dziś porozmawiamy o przełomowych treningach. Może nie jest to przełomowy temat na bloga. Ale nigdy o nim nie pisałem. I widziałem już dziesiątki zarówno początkujących jak i bardzo zaawansowanych biegaczy, którzy się na tym przejechali. Sam często posuwałem się za daleko, ale chyba moja wrodzona leniwość pozwoliła mi uniknąć głębokiego upadku.
Zastanówmy się, co robi przeciętny biegacz, który po tygodniach, często miesiącach treningu raptem wykonuje „trening życia”. Powiedzmy biegał kilometry po 4:00 a tu raptem poszło po 3:50 i jeszcze ostatni w 3:45 poleciał. Myśli sobie, ja pierdzielę, ale forma, lecimy dalej. I za dwa dni zaczyna znowu po 3:50, a dzień wcześniej jeszcze na euforii rozbieganie w życiowym tempie. I teraz pytanie, gdzie tutaj jest problem?
Na pewno musicie poznać zasadę superkompensacji (pod tym linkiem jest objaśniona). Jak zrobiliście ten mega trening, to Wasz organizm dostał ostre baty, to po pierwsze. Po drugie, prawdopodobnie balansujecie już na ostrzu noża i dalsze popychanie organizmu może się skończyć spadkiem naprawdę bardzo nisko. Szczególnie kiedy pracujecie normalnie, macie inne obowiązki poza bieganiem lub jesteście już w wieku masters (podpowiem, że 35 to już biegowy masters :) ). Czyli zwyczajnie Wasza regeneracja jest wydłużona.
Najlepsze co możecie w takiej chwili zrobić, to odpocząć. Dzień wolny albo lekkie rozbieganie zrobi robotę. Pamiętajcie, forma nie rośnie na treningach ale właśnie podczas odpoczynku. Więc jak zrobiliście taki trening to naładowaliście ten swój bufor formy po sam czubek. Ale teraz żeby to się przekształciło w rzeczywiste wartości, musicie odpocząć i dać się zregenerować organizmowi.
Idąc dalej. To był dla organizmu zupełnie nowy bodziec. Nowe prędkości, nowe doznania, kadencja. Dostał kopniaka jakiego wcześniej nie dostawał. Nie serwujcie mu tego zaraz ponownie bo może się obrazić. Nie mówię, że macie już nie biegać tym tempem i się go bać. Ale kolejne treningi w tygodniu nie piłujcie na maksa. Jeżeli zrobiliście 5x1km lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, to 3×3 km i wybieganie w weekend zróbcie jak ostatnio. Zwyczajnie nie bądźcie zachłanni. To nie jest tak, że raptem z dnia na dzień ktoś przestawił wajchę i biegacie 10 sek/km szybciej. Widać, że jest ku temu potencjał. Ale jeszcze się nie jarajcie za bardzo, bo teraz właśnie od Was zależy czy przekujecie to w formę czy wręcz odwrotnie.
Wiele razy widziałem osoby którym szło i dokładali, dokładali. Przecież jak zrobiłem kilometrówki po 3:50 min/km to już wolniej biegał nie będę, choćbym miał się zrzygać i stracić przytomność. I po kilku dniach zamiast wymarzonej formy w najlepszym razie zawalamy start. W najgorszym kończymy z przetrenowaniem z którego będziemy naprawdę długo wychodzić.
Tyle na dziś. Mam nadzieję, że Was nie przestraszyłem i nie zniechęciłem do szybkiego biegania :D Pamiętajcie, żeby biegać szybko trzeba biegać szybko. Ale przede wszystkim z głową. Powodzenia!
PS – w tytule chciałem użyć słowa „zwycięzcą” ale z historii tego bloga pamiętam, że to nie najlepszy pomysł :D