Ten tekst piszę chyba trochę sam dla siebie, ale może ktoś z Was też coś z niego wyniesie. Nie da się na każdych zawodach bić życiówek. To jest jasne. Ale zawody to zawody, i tak trzeba je traktować. Nie jest to kolejny weekendowy trening. Dla mnie nie jest to spotkanie towarzyskie (no chyba, że po biegu), czy forma spędzania wolnego czasu. Jadę na nie się ścigać, zrobić dobry czas. Zmęczyć się w sposób, o który na treningu ciężko.
A dlaczego to piszę? Bo ostatnio trochę się rozluźniłem z tymi startami. Wszyscy zawsze życzą życiówek, wygranej itp. A dla mnie start jest etapem przygotowań do maratonu a nie startem docelowym. O życiówce nie ma mowy. Więc powtarzam i powtarzam „to tylko trening”, „biegnę treningowo”, „to będzie tempo maratońskie”. Ale podświadomi tak bardzo w to uwierzyłem, że zawody przestały być dla mnie zawodami, a stały się weekendowym treningiem.
A nie o to chodzi. Trening mogę sobie zrobić w lesie przy domu. A jak jadę na zawody to po to, żeby wykrzesać z siebie coś więcej. Dać z siebie te kilka procent więcej, których nie jestem w stanie wykrzesać na treningu. A jak to wyglądało w tą sobotę? Zamiast przygotowywać się do startu to myślałem o wszystkim, tylko nie o zawodach. Jadłem co miałem pod ręką, a, że były to same słodycze… Piwo w upały też dobrze smakuje, prawda? A po co spać, przecież to kolejny trening. I tak stawiam się na starcie ociężały jakbym miał balast u kostek. Nie ma opcji, żebym się skoncentrował. Nie mogę się nakręcić na zawody. I zaczyna się bieg.
VII Bieg Marszałka Sulejówka. 33:43 chyba na mecie. Drugie miejsce. Pierwszy w Mistrzostwach Polsatu. Kilka razy na podium. W kategorii drużynowej, indywidualnie, w Mistrzostwach Polsatu i w wiekowej. Wywiady itp. Ale co z tego. Czas na mecie to 33:40, czyli 3 min 22 sekundy na kilometr. Jeżeli bym się zmusił, to pewnie identycznie mogłem pobiec trening koło domu. I właśnie to boli. Bo zawody są po to, żeby te kilka sekund urwać. 3:17, 3:18 min/km to już solidny bodziec dla mnie, tempo półmaratonu. A tak triumfy były, ale niesmak pozostał.
Naprawdę wart wykorzystać zawody, żeby wykrzesać z siebie więcej. Tutaj główną rolę gra głowa, a nie nogi. Musicie się nakręcić, mieć świadomość, że to zawody a nie jakiś tam kolejny bieg. Wtedy na mecie możecie być zadowoleni. A na kolejnych startach Wasze czasy będą coraz lepsze. Bo powiedzenie, że najgorsze zawody są lepsze niż najlepszy trening ma sens. Ale jeżeli zawody traktujemy w 100% jak zwykły trening, to cała zabawa przestaje mieć sens treningowy.
Przy okazji chciałem pogratulować swojej firmie, że bierze udział w takim wydarzeniu. Na trasie było naprawdę żółto. Polsat był wszędzie. W czasach, gdzie aktywność fizyczna staje się tak popularna, to znakomity ruch i widać, że cieszy się olbrzymim zainteresowaniem pracowników. Co więcej, jako zupełni amatorzy stanęliśmy na drugim stopniu podium w kategorii drużynowej. Drugie mistrzostwa Polsatu za nami. Mam nadzieję, że to dopiero początek, impreza będzie się rozwijała, a zaangażowanie firmy w bieganie będzie rosło z każdym rokiem. I tutaj na koniec puszczam oko do potencjalnego sponsora ;)