Zającem być

Dziś pierwszy raz byłem zającem na biegu. Co prawda prowadziłem już biegi pojedynczym osobom, ale pierwszy raz odpowiadałem za grupę biegaczy. Razem z Tomkiem Bladosem prowadziliśmy na 1:25 podczas BMW Półmaratonu Praskiego. I po wszystkim mogę powiedzieć jedno, było super!

Takich pozytywnych emocji nie doświadczyłem dawno. A powiem szczerze, że na początku wcale mi się nie chciało. Wczoraj bardzo mocno pobiegłem 25 km w Pucharze Maratonu Warszawskiego. 3:28 min/km. Lekko mówiąc, miałem ołowiane nogi. Dziś rano stoczyłem się z łóżka i wiedziałem, że łatwo nie będzie. Na rozgrzewce truchtałem po 5:00 i wcale łatwo nie było. Ale jak to zawody, stajesz na starcie i raptem masz +10 do szybkości.

Ale stres był. I to nie mały. Stoisz na starcie i kurcze, odpowiadasz za grupę ludzi! Sam jestem biegaczem i wiem ile kosztuje przygotowanie się na taki czas. Nie mogliśmy tego popsuć. Na początku mówiłem sobie, oby nie szarpać, oby nie szarpać. Na szczęście jakoś się udało. Pierwszy km może trochę za szybko, ale z lekkim zbiegiem. Później już do mety jak po sznurku.

Pierwsze 14 kilometrów można powiedzieć, że było bez historii. Zwarta grupa, równo, bez większych kryzysów. Ale jak wiadomo, półmaraton zaczyna się na 14, 15 km. No i się zaczęło. Grupa się zaczęła rwać. Tomek został na przodzie dyktując tempo szybszym tego dnia. Ja zbierałem odpadających biegaczy i zagrzewałem ich do walki. I tutaj zaczęły się prawdziwe emocje.

Bo z bliska widziałem, ile jest w stanie znieść biegacz zagrzewany do walki. Krzyczałem, opierdzielałem, motywowałem. Był 17 km, mieliśmy 10 sekund zapasu. Nie po to człowiek męczy się 17 km, żeby teraz wszystko zaprzepaścić. Niektórzy już na miękkich nogach, inni z zamkniętymi oczami. Ale zagrzewani do walki budzili w sobie wolę walki. I to właśnie było super. Z tej grupy którą pozbierałem na 17 km dobiegli chyba wszyscy. Tak się w tym motywowaniu zapomniałem, że przestawiłem się na czas brutto. Ostatni zawodnik wpadł na metę z czasem 1:25:00 A ja dawno nie byłem tak szczęśliwy po biegu.

Na pewno jeszcze będę chciał to powtórzyć, bo satysfakcja jest niesamowita. A wszystkim, którzy dziś ze mną biegli, zawodnikom z treningów Reeboka oraz tym, których osobiście trenuję, gratuluję biegu. Naprawdę daliście czadu i pokazaliście, że jak się ma silną wolę to nie ma przeszkód. BRAWO!!!

PS – a na koniec okazało się, że jako Warszawiaky zajęliśmy 2 miejsce drużynowo. Wszyscy poszli do domu, bo nawet nam do głowy nie przyszło, że można stanąć na pudle nie ścigając się w biegu :)

PS2 – A prowadzili Was dziś: Mateusz Baran, Bartek Olszewski, Tomek Blados, Paweł Olszewski, Maciek Łukasiewicz i Jarek Włodarski (tym razem o Tobie nie zapomniałem :) ). Czyli Warszawiaky!

More from Bartosz Olszewski
Wings for Life 2019 – nowy regulamin i nowa drużyna!
Po roku przerwy wracam na trasę Wings for Life. Trochę inaczej sobie...
Read More