Zaczynamy zabawę! – podsumowanie tydzień #8

Czas zacząć zabawę. Zdecydowanie nie jest to jeszcze przygotowanie przedstartowe, więc nie będzie tej najgorszej roboty maratońskiej. Ale już wchodzę w maksymalną objętość. Do tego cały czas idzie dużo siłowni. No i treningi, szczególnie te budujące wytrzymałość, są już bardzo wymagające. 

Poprzedni tydzień odpocząłem. Zrobiłem zdecydowanie mniej kilometrów. I teraz wypoczęty szykuję się na miesiąc mocnej roboty. Na szczęście 3 tygodnie spędzę w Hiszpanii, więc będzie przyjemnie i ciepło. Ale o tym, co w Hiszpanii za tydzień. A teraz podsumowanie ostatniego tygodnia. A było fajnie, szybko, mocno, czasem za mocno :) , ale ostatecznie to był znakomity tydzień!

Poniedziałek – 16 km Easy + siłownia + 12 km Easy wieczorem. Wszystko swobodnie. Tempo między 4:20 a 4:30. Za to mocna robota na siłowni. Wchodziłem na trochę miękkich nogach. 

Wtorek – 13 km Easy rano + hills (2×200 metrów + 6x10s), 9 km Easy wieczorem. Dalej spokojnie, szczególnie, że dzień później planowałem trening, którego bałem się od dawna. Nie było jakiejś lekkości specjalnej. Tym bardziej się bałem. 

Środa – 8x(800LT/800MP). Czyli bieg zmienny 800 metrów na progu, 800 w tempie maratonu. Niestety rano było mocno ślisko, w dodatku zaczął padać śnieg. Poszedłem na siłownię, a tam wszystkie nawiewy waliły gorącym powietrzem. Już na rozgrzewce zalałem się potem. Jednak nie kalkulowałem, stanąłem i zacząłem robić. 

Po pulsie widać, jak ja tutaj byłem zgrzany…

Biegałem 19km/h na 18km/h. Jednak uczucie gorąca było bardzo duże. Noga też nie była bardzo lekka. Po 3 milach zastanawiałem się, czy ostatnimi resztkami sił zrobić 6 i skończyć czy rozbijać. Postanowiłem zachować objętość i zrobiłem 4×800/800 + 2x(2×800/800). Skończyłem to bardzo wyczerpany, ale głównie z powodu gorąca. Jednak to co chciałem to zrobiłem. Przebywałem w strefie intensywności w jakie chciałem przez czas, jaki chciałem. To była dobra robota!

Wieczorem mieliśmy jeszcze trening New Balance Run Club. I tam zrobiłem niespełna 3 km po 5:30 i ledwo stałem na nogach. Fizycznie było super, ale kompletnie odwodniony rano organizm jeszcze nie doszedł do siebie. 

Czwartek – 16 km Easy rano + siłownia. 9 km Easy wieczorem. O dziwo rano noga lekka i sama biegła. Wieczorem trochę trudniej, ale bardzo szyba regeneracja!

Piątek – 16 km Easy. Lekko, spokojnie. Odpoczywałem, bo w sobotę kolejny bardzo trudny trening. A w niedzielę poprawka :) Pojadłem też trochę więcej węgli, żeby było z czego biegać w weekend.

Sobota – 2x5km LT. Znowu ślisko, wszystkie bieżnie tartanowe w śniegu. Poszedłem na siłownię, ale tym razem było trochę lepiej. Gorąco, ale bez tragedii.

Ruszyłem 18.6 km/h. Ciężko, ale znośnie. Myślę sobie, nie ma tragedii, polotu też nie ma. Pewnie zrobię 2×5 tak, ale to będzie wszystko na co mnie stać. Po 4 kilometrach kiedy już naprawdę jest ciężko patrzę, a tam nachylenie bieżni 1% :D Ustawiłem 0% i się okazało, że akurat dziś noga mi podaje. 

Drugie 5 km zacząłem od 18.7 km/h ale sukcesywnie przyspieszałem i skończyłem na średnie 19 km/h. To już było szybkie bieganie i byłem mega zadowolony! Ale już siłownię sobie odpuściłem.

Niedziela – 32 km długie wybieganie. Spotkaliśmy się ekipą Piekielni Warszawa (Bartek, Marcin, Paweł i ja). Plan był biec w okolicy 4:00 – 4:10. Więc nie za szybko, ale też tak, żeby coś się działo. Po takich niemrawych 3-4 km, noga się odblokowała i 4:00 min/km biegło mi się wręcz przyjemnie i lekko jak na rozgrzewce. Dolecieliśmy tak do 20 kilometra i potem z Bartkiem przyspieszyliśmy lekko. Dalej to było pod bardzo dużą kontrolą, ale już w nogach zmęczenie tygodniem wychodziło. Skończyłem 32 kilometry ze średnią 3:56 min/km.

Po tym odrazy na siłownię ponieważ później nie było czasu. Ale o dziwo ćwiczyło mi się super. Między bieganiem a ćwiczeniami poszły 2 banany, 30g białka i 0.5 litra izo. 

Łącznie tydzień zamykam z objętością 169 kilometrów. Zrobiłem wszystko co chciałem. Łącznie z siłownią. Naprawdę to był super tydzień. Tym bardziej, że ten weekend noga kręciła pięknie, i mam nadzieję, że tak już zostanie na najbliższe tygodnie. A potem zakręci jeszcze szybciej :)

Co innego, że niestety Nina nam się trochę rozchorowała. I to było największe wyzwanie tygodnia. Był taki moment, że dosłownie zamykały mi się oczy przy zabawie. A wiadomo, że nasz bąbel nigdy nie traci sił. Nawet jak jest chora :D Więc były tańce i wygibańce, ściganie po domu, zabawy w chowanego itd. 

Kolejny tydzień ruszamy w czwartek do Hiszpanii. Więc planuję początek tygodnia mocno. Potem pewnie trochę mniej objętości w środku i mocny koniec. Będzie ciekawie. Do niedzieli jesteśmy w Walencji. Więc pewnie będą relacje z Ogrodów Turii i stadionu na którym padały rekordy świata. Planuemy też odwiedzić największe oceanarium w Europie. I koniecznie tym razem targ w centrum Walencji. Będzie fajnie. Nie możemy się doczekać 

More from Bartosz Olszewski
I’m back! Miał być akapit a się rozpisałem :)
Czas wyjść z okopów. Zakończyć ten okres stagnacji bloga i ruszyć dalej...
Read More