Ostatni raz byłem u Jagody 3 miesiące temu. Wyniki miałem złe… Spodziewałem się oczywiście tego, bo lustro nie oszukuje. A lekkości w bieganiu też nie było. Jednak zobaczyłem nie tylko, że jestem dość tłusty jak na swoje standardy, ale mam mocno zaburzoną gospodarkę wodną. I ogólnie wszystko tam odstawało od normy. Dlatego wziąłem się do roboty i teraz był dzień prawdy.
Po tym jak przechorowałem lipiec wziąłem się ostro do roboty i wiedziałem, że waga leci w dół. W sumie nie ważyłem się przez cały ten okres. Ale jak już mówiłem, lustro nie kłamie. Uda też mniej obcierałem. A jeansy wchodziły luźno, nawet po praniu. To dobry znak. Na pewno szczyt formy wagowej miałem w okolicach startu w Kopenhadze, po obozie w St. Moritz. Kolejny tydzień mocno popuściłem wodze fantazji i miałem nadzieję, że nie będę ponownie siedział z opuszczoną głową. A trochę się tego bałem!
Jednak okazało się, że konsekwentna i systematyczna praca daje efekty. Ogólnie poprawiło się wszystko. Waga spadła o 1.6 kg. Masa tłuszczu o 2.1 kg. Masa mięśniowa poszła w górę o 3 kg (co jest związane ze zwiększeniem wody wewnątrzkomórkowej, która wiąże się z glikogenem w mięśniach ). Idealna stosunek sodu do potasu. Nad czym dalej pracować?
Na pewno nad pozbyciem się tłuszczu. To dalej 10.3 kg, 15.3% masy ciała. Chciałbym z tego pozbyć się 3kg. Zbliżyć się do 10% masy ciała. Wiem, że nie będzie łatwo. I wymaga to długiej, powolnej i systematycznej pracy nad dietą. Ale na pewno jest to do zrobienia. Będę się starał osiągnąć to w tym rok. Czy mi się uda, zobaczymy. Cel minimum to 12%.
Na pewno mógłbym zwiększyć jeszcze % wody wewnątrzkomórkowej. Obecnie miałem 57.5% a celujemy w 60%. Możliwe, że to akurat mam ok, ale rano robiłem 20 km spokojnego biegu i trochę tej wody wraz z glikogenem pewnie uciekło.
I tyle, nie ma więcej magii. Trzeba dalej robić swoje, starać się nie jeść więcej kcal niż się spala, odżywiać się w miarę zdrowo i zrzucać kolejne kilogramy. Osobiście zawsze staram się podchodzić do tego z głową i dystansem. W sensie jak mówię, że chcę schudnąć to wszyscy mi mówią: to lody odstawiasz? Pizzy nie będziesz jadł? A dlaczego nie? Jeżeli ogólne nasze założenia dietetyczne są prawidłowe. Jeżeli 7 dni w tygodniu jemy zdrowo, jesteśmy aktywni itd. to nic się nie stanie jak zjemy czasem tego burgera, pizzę czy ciastko. Często przytaczana jest regułka 80/20. Dotyczy treningu (80% spokojnie, 20% mocnego biegania) jak i diety (80% zdrowo, 20% z fantazją ;) ). Nie jestem fanem takich formułek, ale osobiście bym się pod tym podpisał. Zwyczajnie kiedy przechodzę na pełny reżim przestaje mi to sprawiać przyjemność. Przecież bieganie jest dla mnie hobby i przyjemnością, więc jak mam się z tym męczyć to dziękuję. Idę po lody. Ale wyrabiając zdrowe nawyki, codziennie, spokojnie mogę sobie wkomponować w odżywianie to co lubię najbardziej i dalej przynosi to rezultaty.
Kolejna wizyta za 2 miesiące. Jedziemy z koksem. A dziś na pizzę ;) Bo jutro piekielna robota!