Po poprzednim tygodniu, teraz postanowiłem dać sobie trochę wytchnienia. To nie tylko był naprawdę potężny tydzień maratoński, ale i cały okres. Nie chciałem przedobrzyć, nie chciałem iść aż odbiję się od ściany, dlatego trochę zluzowałem. Zarówno ogólną objętość, jak również objętość głównych jednostek. Planowałem je też tak, żeby zwyczajnie mnie nie stresowały.
Poniedziałek
Niewiarygodne jest to, że ja się po tym weekendzie dalej dobrze czułem i ciągnęło mnie do biegania. Chciałbym zrobić jakieś kompleksowe badania krwi z hormonami itd. , może bym odkrył tajemnicę tej regeneracji. W każdym razie stanowczo powiedziałem NIE. Zrobiłem wolne, nie chciałem kusić losu.
Wtorek
20 km w tym 10 podbiegów na koniec. Około 30 sekund. Klasyk wtorkowy. Wieczorem jeszcze 11 km spokojnie. Luźno, całkiem fajnie się biegało.
Środa
Umówiłem się z Mateuszem Baranem na 2×8 km. Miało być 3:28 min/km. Pobiegliśmy kręcić na Grotach. Ruch jest tam praktycznie zerowy. Osłonięte całkiem dobrze od wiatru. Problem jest tylko w dużej ilości zakrętów i niestety GPS tam odpływa. Przebiegliśmy 8 km Po jakieś 3:29 na zegarku. Kolejne biegliśmy szybciej, już serio praca szła bardzo mocna! Co ciekawe biegliśmy dokładnie te same kółka, ale w drugą stronę. Skończyliśmy w tym samym punkcie i w drugą stronę okazało się, że mamy jeszcze 200 metrów do zrobienia. Ja na zegarku miałem jakieś 3:34 min/km. Ale zdecydowałem się biec na samopoczucie.
Później narysowaliśmy tą drogą w programach do pomiaru odległości tras, wyszło, że biegaliśmy 3:23-3:25 min/km :D Było dobrze, ale trochę za mocno.
Czwartek
Rano 19 km wieczorem 11 km. Bez historii. Ale trochę zmęczony.
Piątek
Rano 10 km, wieczorem 8 km. Bez historii. Spokojnie, bez żadnych urozmaiceń.
Sobota
Postanowiłem trochę szybciej pobiegać. Zdecydowałem się na 5×1600 po jakieś 3:10 min/km. Ale bez presji. Nawet chciałem zacząć spokojniej i się rozkręcać. Kręciłem razem z Kubą Jończykiem.
To taki trening z tych, że nie ma luzu. Noga ciężka. Jakby to miał być zaraz koniec. Ale idzie, kolejne kółka czas się zgadza i w końcu robisz całość i nawet nie padasz ze zmęczenia.
Kolejne odcinki: 5:09, 5:05, 5:05, 5:04, 4:58. Ostatni pokazał, że rezerwa była, szczególnie, że też nie cisnąłem do od początku, ale dopiero od połowy. Przerwy robiłem 2:15 (pełne koło) w truchcie.
Wieczorem jeszcze spokojne 9 km.
Niedziela
Ustawka z Mariuszem. Wybraliśmy się razem na longa, na samopoczucie, ale bez mocnego biegania. Co ciekawe ostatnim razem jak biegałem z Mariuszem Giżyńskim, skończyłem z poważną kontuzją która na pół roku wykluczyła mnie z biegania, a przez 2 lata dawała znać o sobie. Więc wychodziłem z lekką obawą :D Co ciekawe, wtedy też biegaliśmy spokojnego longa, też po lesie i też nic nie zapowiadało katastrofy :D
Na szczęście wszystko poszło super, a nam się przez 2 godziny busie nie zamykały. Lubię biegać z Mariuszem. Jak zaczynałem biegać to właśnie on był dla mnie inspiracją i do dziś pamiętam pierwsze spotkanie i pogawędkę w sklepie biegowym Ergo na Jana Pawła. Ale to było tak dawno temu, że część z Was jeszcze w pieluchach była :D
Skończyłem z 31 kilometrami.
Podsumowanie
Było to lżejszy tydzień. I całe szczęście, bo nie biegało mi się jakoś rewelacyjnie. Po tak długiej ciężkiej pracy, teraz chyba przyszła lekka zadyszka. Ale w dalszym ciągu to było dobre bieganie i bardzo pozytywny tydzień. Dalej jestem w gazie i nie pamiętam, kiedy ostatnio trening mi nie wyszedł.