W tym roku na Maratonie Warszawskim występuję w roli kibica. Razem z New Balance Run Club będziemy Was wspierać na około 5 i 35 kilometrze biegu (zapraszamy wszystkich do naszej strefy). Jedna żebyście dobiegli do tego 35 kilometra w zdrowiu i z uśmiechami na twarzy po raz kolejny przypominam opis trasy biegu. Po tym już nic Was nie zaskoczy :)
Jak się okazuje, trasa jest bliźniaczo podobna do tych z poprzednich lat. Więc nie będę pisał wszystkiego od początku. Trochę zmienię, polecę inną lodziarnię czy knajpę :) Ale ogólnie zostajemy przy starym opisie. No to ruszamy na rasę. Jak zawsze, trochę z przymróżeniem oka.
Kwestia wyboru trasy
Zanim jeszcze przejdę do opisu. Chcę tylko po raz kolejny przypomnieć, że naprawdę organizator stara się Wam zapewnić optymalną trasę, bo i jemu i Wam na rękę jest, jak możecie pobiec szybko i w dodatku ładnymi ulicami. Ale niestety to Warszawa, dużo ciągów komunikacyjnych, remontów, wydarzeń i ostatecznie musi to ktoś zaakceptować. I dlatego nie zawsze jest optymalnie. Piszę to, bo ile można słuchać tekstów w stylu „co ten Tronina nie potrafi lepszej trasy zaplanować”? A no potrafi, ale nie on ją zatwierdza i jak każdy dyrektor maratonu musi zaakceptować fakt, że ma sporo ograniczeń. I żeby nie było, nie bronię tutaj konkretnie Maratonu Warszawskiego, ale chcę, żeby sporo osób zrozumiało, że wyznaczenie 42 kilometrów trasy wymaga wielu kompromisów.
Plusy i minusy trasy
Co by nie mówić, trasa ma swoje plusy i minusy (żeby nie powiedzieć plusy dodatnie i plusy ujemne :) ). Plusem na pewno jest aspekt turystyczny. Uważam, że pod tym względem to naprawdę trasa wybitna. Zabiera nas w wiele ciekawych miejsc, a na kolejnych kilometrach zobaczymy wiele symboli Warszawy. Natomiast nie jest to najłatwiejszy Maraton Warszawski w historii. Trasa jest przez to trochę urozmaicona i po drodze będzie kilka trudności. Uważam jednak, że osoba dobrze przygotowana na maraton sobie z nimi poradzi, co potwierdzili biegacze rok temu. Nie są to mega podbiegi, ale nie jest też płasko jak stół. Zresztą zaraz wszystkiego się dowiecie.
Rozgrzewka
Startujemy z Konwiktorskiej. Więc start mamy kilkadziesiąt metrów nad Wisłą, metą na poziomie rzeki. Trasa spadkowa to plus! :) Zawsze to pocieszenie już na samym początku, zanim jeszcze ruszycie na pierwsze kilometry. Jeszcze „Sen o Warszawie”, ciary na plecach, łezka w oku i strzał startera. Jak zagrają ten kawałek to zamknijcie na chwilę oczy, wyobraźcie sobie jak biegniecie, finiszujecie. Natychmiast adrenalina wzrośnia.
Już ruszyliście. Zaraz skręcacie w prawo. Biegniecie w kierunku Placu Wilsona. Bardzo się cieszę, że MW ponownie zawita na Żoliborz. To piękna dzielnica (chyba moja ulubiona w Warszawie). Na plac możecie wpaść po biegu. Są tu całkiem dobre lody, słaby Blikle (ale oni się popsuli), jakaś nowa pączkarnia, druga filia Thaisty (dla mnie najlepszy taj w mieście, ale na Placu Bankowym większy wybór) i kino Wisła. Uwielbiam to kino, taki stary, warszawski klasyk. Wydarte fotele, ale popcorn mają i bilety tanie. Więc wpadam jak tylko mogę. No i na Żoliborzu jest Cała w Mące i Sam Żoliborz. To mnie przekonuje, żeby kiedyś tam zamieszkać ;)
Ok, skręcamy w prawo i biegniemy w kierunku Wisły. Skręcamy w prawo na Wisłostradę. Zbieg, rozluźniacie nogi. Na razie dopiero się rozgrzewacie. Nie przesadzajcie! Dobiegacie do 4 kilometra i zaczyna się podbieg. Nie jest to jakaś ściana, spokojnie, na dwa etapy. Najpierw ostrzej, potem wypłaszczenie i jeszcze trochę. Nie powinno zapiec, ale nie spieszcie się, to 5 kilometr trasy. Ślimakiem na Most Gdański i na Pragę!
Tutaj macie mapę biegu: maraton_mapa
Zaczynamy zabawę
Zbieg z mostu i wkoło ZOO. Do 13 kilometra pokręcicie się trochę po Pradze. To tutaj możecie zobaczyć jeszcze pozostałości starej Warszawy. Wybrzeże, Okrzei, Jagiellońska i przy samej koronie Stadionu Narodowego. Trochę tych zakrętów jest, ale płasko. Tutaj serio nie macie się o co martwić. Pełna koncentracja i lecicie do przodu. Niestety nie biegniecie przez ZOO. Na spotkanie ze zwierzętami przyjdzie nam poczekać do Łazienek Królewskich.
Dobiegacie do Mostu Świętokrzyskiego. Tutaj lekko pod górkę (ale spokojnie, taki wiadukt), mostem na Powiśle, lekki zbieg, w lewo w Rozbrat i już zmierzamy w kierunku Agrykoli. I tutaj UWAGA! Na Rozbrat otworzyli Lukullusa. Mają tam najlepsze drożdzówki jakie jadłem (aktualizacja, Cała w Mące wygrywa, ale Lukullus dalej wybitny! I tak, wiem, że Wasze babcie robią lepsze, a przynajmniej Wam się tak wydaje ;) ). Do tego jeszcze ostatnio dorzucili lody (są pyszne, smak piemoncki poezja). A po 100 metrach jedna z lepszych kaw w Warszawie, Kawiarnia Fabryczna. Wiecie już, dlaczego tak lubię przybywać na Agrykoli :D (kolejne aktualizacja, prawie już tam nie bywam, tragicznie zarządzany obiekt…).
Łazienki Królewskie
Przebiegacie tuż koło mekki warszawskich biegaczy, warszawskiego Iten (Nie wierzę, że to pisałem. Jak szybko można popsuć takie miejsce, olbrzymia część biegaczy i treningów uciekła z Agrykoli) i wbiegacie do Łazienek Królewskich. Aleja Hopfera, jest tutaj naprawdę pięknie. Jesienią dupę urywa. W koło wiewiórki i kibice. Są też lisy ostatnio. To przepiękne miejsce, gdzie rocznie przebiegam (przebiegałem ) setki kilometrów i gdzie zaczęła się historia New Balance Run Club w Polsce.
Ale szczerze, ja jakoś nie lubię biegać na zawodach tego odcinka (trzeba dodać, że jest on szutrowy, chociaż twardy). Może to kwestia zmiany podłoża z asfaltu. Może zwyczajnie przebiegam tutaj tyle setek kilometrów rozbiegań, że tempo maratońskie jakoś mi nie pasuje :) 1200 metrów i jest po wszystkim. Skręcacie w prawo, jeszcze raz w prawo i się zaczyna.
Góry, góry, góry… :)
Musicie wbiec na Belwederską. To tak naprawdę jedyny poważny podbieg na trasie. W kolarstwie powiedziałbym podbieg 1 kategorii (kategorie warszawskie :) ). Podbieg na Most Gdański to 2 kategoria. Most Świętokrzyski to 4 kategoria. HC to Agrykola, na szczęście jej nie ma ;) Belwederska jest dość długa, to jakieś 500 metrów górki. Zwolnijcie, skróćcie krok, oddychajcie głęboko i zachowajcie siły. To dopiero 19 kilometrów. Z prawej mijacie gwiazdkową restaurację Amaro (już nie), a przed Wami Plac Trzech Krzyży. Piękne miejsce, w okolicy sporo dobrych restauracji i ponownie mój ulubiony, genialny, Lukullus zaraz obok. Do tego Cukiernia Kukułka i Ale Wino. Restauracja, która zaserwowała mi najwięcej wybitnych dań w życiu.
Ciśniecie dalej, Nowy Świat, mijacie palmę, Krakowskie Przedmieście. Płasko jak stół. Krakowskie nawet lekko w dół, po kostce, ale jest tak duża, że nawet nie zauważycie. Biegnie się jak po asfalcie. Mijacie Uniwersytet Warszawski, Pałac Prezydencki (i słynny krzyż, pewnie tak jeszcze jest), Zamek Królewski, z prawej w tle Stadion Narodowy, Miodowa, Ogród Krasińskich. Nie no, powinno się tutaj spacerować, a nie ludzi męczyć!
Nogi zaczynają boleć
Ok, to 25 kilometr, napijcie się, zjedzcie żele, banana czy jakąś inną drożdżówkę (jak kupiliście po drodze w Lukullusie to macie jedne z najlepszych w Warszawie :D ), i ciśniemy na Bielany! Znowu przez Plac Wlsona, trochę zakrętów i aż do Podleśnej. Na Podleśnej macie dość spory zbieg. Zapamiętajcie, on serio jest spory! Z lewej strony widzicie Las Bielański, najlepsze miejsce do biegania w Warszawsie! To właśnie z Podleśnej często startuję tam z treningami. Ostatnio zrobili coś strasznego. Na skrzyżowaniu z Klaudyny otworzyli kolejną świetną lodziarnię! Lody Beza-Króka. I widzicie, jakie ja mam ciężkie życie w tej stolicy…
Dobiegacie do Gwiaździstej, przed Wami Kępa Potocka. Tam też super się biega, tam też odbywają się Pikniki Olimpijskie. Lekki podbieg, omijacie Kępę, skręcacie w prawo na Wisłostradę i ponownie w kierunku Mostu Gdańskiego. Z tego, co pamiętam tutaj macie też lekkie podbiegi, ale takie 4 kategorii ;)
Hardcore
Dobiegacie do Mostu Gdańskiego. Macie 34 kilometry. W tej chwili szczerze Wam już współczuję, bo wiem jak boli. A kątem oka widzicie nad sobą most i wiecie, że musicie się tam dostać, a windy nie ma. Ponownie ten sam podbieg, tylko teraz większym łukiem. Już go znacie z czwartego kilometra. I tutaj mam dla Was być może dobrą wiadomość. Jak już wbiegniecie to na moście prawie zawsze wieje w plecy. I to mocno. I tak z tym wiatrem prawie dwa kilometry, w dodatku zbiegamy dość długim zbiegiem z mostu. Więc do 37 kilometra jesteście uratowani. A jak będzie wiało w twarz? Hmm, to mocno będę za Was trzymał kciuki! ;)
Boże ratuj!!!
No dobra, teraz rudna po Pradze. Płasko, jakieś lekkie pagórki, mijacie Ogród Zoologiczny, dobiegacie prawie do Narodowego, już 39 kilometrów. Jeszcze na Most Świętokrzyski, 40 kilometrów, już jesteście niemal na mecie, zbieracie się w sobie, idziecie ile fabryka dała (albo ile zostało :) ), w prawo w stronę Karowej, 41 kilometr, na Wisłostradę i prosta autostradą do mety. Widzicie ją z kilometra, więc zaciskacie zęby, zamykacie oczy i ogień do przodu!
Meta
Mijacie metą, jest naprawdę pięknie. Z lewej Zamek Królewski, dalej park fontann. Mam nadzieję, że pogoda dopisze i będziecie cały dzień mogli cieszyć się biegiem spacerując ulicami Warszawy i zajadając się smakołykami albo popijając piwo w jakimś barze.
Powodzenia!
To tyle. Życzę Wam powodzenia! Będę trzymał kciuki na trasie i dopingował. Pamiętajcie, że najważniejsze jest nastawienie i dobry, przemyślany bieg. Teraz już wszystko w Waszych nogach i głowach. Powodzenia!!!
Edit: Zapomnialem napisać. Trasa jest znakomita dla kibiców. Wystarczy stanąć w okolicy startu, żeby praktycznie w miejscu zobaczyć biegaczy 4 razy!!! A potem szybko na metę zanim jeszcze pokonają ostatnie 10 kilometrów. Serio, rewelacja!
Fot: Aleksandra Szmigiel