Szybko po Woli – relacja z biegu i plan na Rzeszów Maraton

To miał być ostatni sprawdzian przed maratonem w Rzeszowie. I wyszło naprawdę obiecująco. 33:36 z zapasem sił w nogach i z bardzo ciężkiego, siłowego treningu. W dodatku jak możecie zobaczyć poniżej, trasa lekko mówiąc nie należy do najłatwiejszych :)

Tak naprawdę bieg bardzo szybko się rozstrzygnął. Chciałem biec w okolicach 33:15 – 33:30 na mecie i tak zacząłem. Ale już na pierwszej nawrotce miałem kilka metrów przewagi. Więc kontynuowałem sam do końca. Chciałbym coś opisać, ale w sumie za bardzo nie ma co. Pierwsze 5 km bardzo równo. Później jednak trochę zwolniłem. Zacząłem trochę się męczyć i nie chciałem katować nóg na maksa. Lekko zwolniłem i takie tempo trzymałem do mety. Za mną biegł Sebastian Polak, czyli popularny Słonik. Zaraz za nim przybiegł Lucky, który nabiegał najszybszą dychę w życiu, 34:35 na mecie! Ja byłem równo minutę z przodu z czasem 33:36.

szybko po woli

Czas nie wygląda imponująco, ale osobiście bardzo mnie cieszy. Trasa naprawdę jest bardzo kręta z kilkoma nawrotami na każdej pętli, a są cztery kółka. Ten start poprzedziło 11 dni treningu z olbrzymią ilością siły biegowej. Jeszcze w piątek robiłem dwa treningi biegowe i ponad godzinę spędziłem na siłowni. W sobotę dwa treningi biegowe i w niedzielę start. Na rozgrzewce czułem się dość słabo, ale jak zacząłem przebieżki to wiedziałem, że będzie dobrze.

Jeszcze kilka słów o samej imprezie. Bardzo fajny, kameralny bieg. Organizuje go Jang, znany ze sklepu biegowego Ergo. Po biegu załapałem się nawet na jakieś słodkie co nieco. A w nagrodę za wygraną przywiozłem do domy 5 kg soli. Podobno jest do kąpieli, ale do jajecznicy pewnie też się przyda ;) To był ostatni bieg z cyklu, ale za rok polecam, naprawdę fajne zawody.

szybko_po_woli_2

A już za tydzień maraton w Rzeszowie. To był ostatni mocny trening biegowy. Mam za sobą dokładnie 11 dni ciężkiego treningu z dużą ilością siły biegowej. Jeszcze dziś wieczorem idę na jakiś rozruch. Jutro również 12 – 15 km roztruchtania. We wtorek 4×1200 metrów w tempie półmaratonu i odpoczynek do startu, same rozbiegania. Jedyne czego się boję, to zmęczenia sezonem, które może wyjść po 25 kilometrach biegu. Ale jestem dobrej myśli. Zamierzam walczyć o dobre miejsce. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest trasa i okres na życiówkę. Mam w nogach bieg w Krynicy i Warszawie. A w Rzeszowie zobaczymy, mam nadzieję, że wrócę usatysfakcjonowany :)

A teraz chyba czas na jakiś sen. Może to nie był bieg na 100% możliwości, ale jednak to 10 km zawodów i lekko mówiąc, jestem trochę zrypany :) Do usłyszenia jutro na blogu.

More from Bartosz Olszewski
Walencja po życiówkę – tydzień 3/13
To był naprawdę szalony tydzień. Szalony to mało powiedziane. Zaczął się spokojnie,...
Read More