Mogłem napisać tylko relację z biegu. Ale Półmaraton Hajnowski to coś więcej niż zwykły bieg. Mógłbym powiedzieć, że same zawody są tylko dodatkiem do całej imprezy. Wspaniała lokalizacja w Puszczy Białowieskiej, ceremonia rozdania nagród w Amfiteatrze w Hajnówce. No i najważniejsze. Biesiada po biegu. Biesiada, na której można zobaczyć to drugie, bardziej wyluzowane oblicze biegaczy :)
1) Białowieża i okolice
Uwielbiam te rejony. Warto jechać na ten bieg, chociażby po to, żeby spędzić trochę czasu w tym miejscu. Noga aż sama rwie się do biegania. Wszędzie ścieżki przez Puszczę, gdzie można pobiegać. Wspaniałe widoki.
W dodatku bardzo zachęcają ceny noclegów. My przyjechaliśmy w piątek wieczorem. Okazało się, że domek, który wynajęliśmy znajduje się w samym centrum Białowieży. Dosłownie 100 metrów od startu. Pokoje z łazienką. W koło piękny ogród, grill, huśtawki. Ogólnie wypas w cenie 40 zł za osobę. I nawet nie negocjowaliśmy.
2) Przed startem
Nie wiem czemu, ale nie czułem jakoś tego biegu. Bardzo chciałem dobrze pobiec. Wiedziałem, że jest szansa na wysokie miejsce. Ale w ogóle nie wiem czy chociaż chwilę myślałem o tym biegu dzień przed zawodami. Zero koncentracji. Niby dobrze się przygotowałem. Wypocząłem. We wtorek robiłem jeszcze 5 kilometrów biegu ciągłego i całkiem nieźle poszło.
Wstałem rano i było podobnie. Zjadłem standardowe śniadanie. Sprawdziłem pogodę. Miało wiać mocno, cały bieg w twarz. No i tak wiało. Ale każdy miał takie same warunki a ja raczej nie przyjechałem walczyć o czas, więc jakoś specjalnie nawet się tym nie martwiłem. Zrobiłem jeszcze spacer, posłuchałem muzyki, starałem się skupić na biegu. W końcu poszedłem z Tomkiem Bladosem na rozgrzewkę. Nie było źle. Szczególnie jak na końcu zrobiłem przebieżki to już naprawdę biegło się dobrze. Trochę mnie to podbudowało. Jeszcze kilka łyków wody. Wrzuciłem worek do depozytu i popędziłem na start. Piątka z bratem, Bladym, Jurkiem i Kasią. I startujemy!
3) Bieg
Natychmiast utworzyła się grupa siedmiu biegaczy. Tego to się nie spodziewałem. W dodatku każdy wyglądał na dobrego zawodnika, który nie odpadnie po kilku kilometrach. Nie biegliśmy jakoś szybko. Raczej nikomu się nie spieszyło, mi tym bardziej. Tempo jakbym biegł maraton. Ale lekkości w nodze to ja nie miałem. Ciężko nimi przebierałem. Starałem chować się od wiatru i zobaczyć co się będzie działo dalej. W każdym razie to było tempo, którym mogłem biec do mety.
Z każdym kolejnym kilometrem biegło mi się lepiej. W końcu stwierdziłem, że na 10 kilometrze zaatakuje i rozerwę grupę. Później zmieniłem plany i stwierdziłem, że poczekam na 15 kilometr. To moment, gdzie przy przyspieszeniu raczej wszyscy odpadają. A ja cały czas miałem świadomość, byłem wręcz przekonany, że przyspieszyć mogę o kilka ładnych sekund na kilometr.
W końcu 14 kilometr i zawodnicy z Białorusi zaczęli szarpać. Przycisnęli mocniej. Pomyślałem, że nawet mi to na rękę. Przyczepię się do nich i rozerwiemy grupę, a ja dalej nie będę musiał dyktować tempa i łapać na siebie całego wiatru. Przyspieszyłem i… szybko skończyłem bieg. No takie masakry to ja nie przeżyłem od kilku lat. Nogi zalane betonem, zero mocy, zero czegokolwiek. Wszyscy minęli mnie jak pachołka i pobiegli do przodu. Ja zostałem piąty, do końca biegu już myśląc tylko o tym, żeby te zawody się skończyły. Czas na mecie 1:12:42
Skąd taka niemoc? Przypuszczam, że to kumulacja czynników. Wings For Life, bardzo mało snu, ciężki tydzień I noga zwyczajnie się nie kręciła. Chyba nie mogła, a ja trochę oczekiwałem cudu. Nie doczekałem się. Dobiegłem piąty. Na pocieszenie, trzecie miejsce zajął Tomek Blados. A za mną Kasia biegnąc pod ten wiatr wybiegała swoją nową życiówkę w półmaratonie, robić po drodze życiówkę na 10 kilometrów! Więc w tym roku, zawsze w domu panuje atmosfera szczęścia :)
4) Dekoracja
Po biegu mamy możliwość skorzystania z prysznicy w lokalnym parku wodnym. W pakiecie jest też bilet wstępu na godzinę do tego parku. Mamy też obiad. Zupa, drugie danie. O 15:00 zaczęły się dekoracje. Kasia wygrała klasyfikację wiekową i była czwarta open. Ja byłem trzeci w wiekowej. Tomek trzeci open i drugi w wiekowej. Więc kilka żubrów z nami wracało. Później jeszcze losowanie dziesiątek nagród. Wygrał chyba każdy uczestnik biegu poza naszą piątką :) Na mecie na biegaczy czekały też pączki, banany i czekolada. Po całej imprezie udaliśmy się do Białowieży szykować się na główny punkt programu. Biesiadę.
5) Biesiada
Każdy kto biegł w Półmaratonie Hajnowskim wie, że biesiada to podstawa tej imprezy. Nie inaczej było i tym razem. Pogoda dopisała. Może nie było upałów, ale nie padało i nie było specjalnie zimno. A po jakimś czasie już wszystkim było ciepło. W pakiecie były kupony na zestaw degustacyjny (kiełbasa na ognisko, wędliny) oraz na pyszny posiłek regionalny. Na stole smalec i słonina, hardcor. Dwa kupony na piwo. I jak zwykle główny punkt imprezy, pieczony dzik!
Zabawa z każdą minutą rozkręcała się w najlepsze. Jedni robili kiełbaski nad ogniskiem, inni gawędzili prze stołach polewając napoje wyskokowe a jeszcze inni tańczyli w najlepsze. Był też słynny Duch Puszczy! Jeżeli komuś jeszcze było zimno to po łyku ducha natychmiast robiło się gorąco. Świetna zabawa. Jeszcze lepsza atmosfera. Do domu wracaliśmy ostatnim autobusem podstawionym przez organizatora który zawiózł nas do Białowieży. I tak skończył się nasz weekend z Półmaratonem Hajnowskim.
6) Podsumowanie
Półmaraton z Białowieży do Hajnówki do genialna impreza. Nie tylko sam bieg, ale właśnie impreza. Cała ta otoczka, atmosfera. I pomimo, że był to chyba mój najgorszy bieg od lat, to jestem zadowolony, że tam byłem. Wspaniały weekend, a i lekki kopniak się przydał. Teraz wiem na czym stoję, gdzie jestem z formą. Pytanie tylko, co dalej z tym zrobić? Myślę i pewnie w najbliższym czasie obiorę kierunek. Odpoczynek albo mocna dyszka za cztery tygodnie. Zobaczymy. Ja w każdym razie już myślę o Półmaratonie Hajnowskim 2016, muszę się zrewanżować :)