Zdarza się, że ktoś mnie zaczepia i mówi „piszesz tak, a robisz zupełnie inaczej”. No i nie sposób zaprzeczyć. Z tym, że ja nie piszę jak osobiście postępuję, ale jak moim zdaniem należy postępować. Co robię opisuję właśnie w tych wpisach. I to jest jeden z tych, których nie należy naśladować!
A więc jak powinien wyglądać okres po maratonie. W skrócie. Zaraz po uzupełniacie płyny. I najlepiej proste węglowodany. Coś łatwo strawnego. Cały czas pijecie. Idealna w tym momencie jest chociażby cola. Jak już trochę ochłoniecie a żołądek zacznie w Mierę tolerować jedzenie, to postarajcie się zjeść normalną porcję węglowodanów z dodatkiem chudego białka. Dobrze jest też schłodzić nogi, np. masaż lodem. Do końca dnia powinno się pić, najlepiej leżeć a jeszcze lepiej spać. Następne dwa tygodnie najlepiej odpuścić. Zrobić sobie wolne. Można stosować jakiś trening zastępczy, pływanie, rower. Ale pozwólmy w pełni się zregenerować organizmowi.
To teraz jak to wyglądało u mnie. Ogólnie naprawdę źle. Dobrze przepracowałem tylko pierwsze 30 minut po biegu. A później zamiast węglowodanów były sardynki i owoce morze we fryturze z frytownicy. Do tego piwo, nie jedno. Ale co tam, częstują a ja uwielbiam i jedno i drugie. Żołądek już nie może, więc przerywam jedzenie. Ale nie kładę się, chodzę ponad godzinę w kółko, przebrałem się i czekam na dekorację. Na dekoracji odbieram nagrody (łączna waga ok. 15 – 20 kg) i z torbą na ramieniu ruszam do hotelu. Chyba jeszcze jestem zamroczony biegiem, bo się gubię. Zamiast 1500 metrów przechodzę 4 km. Po drodze piwo bo strasznie chciało mi się pić. Szybki prysznic i w miasto. Na zasłużoną pizzę. Oczywiście na pizzy się nie skończyło a ja pokonałem kolejne 10 km pieszo. Bo trzeba było zwiedzić kawałek miasta. Nie muszę mówić, że w nocy nie mogłem spać z powodu bólu żołądka i nóg :)
A dalej nie było lepiej. Odpuściłem bieganie. Nie biegałem do środy. Ale w czwartek wróciłem do lekkiego truchtania. Musiałem, bo mam taką złą przypadłość, że jak nic nie robię to jem. A jak jem to szybko tyję. Biegałem 5 dni. Później miałem kryzys, zero celu. Więc ponownie rzuciłem bieganie, pojechałem do Pragi i zacząłem jeść. I tak spędziłem kolejne trzy dni aż do końca tego dwutygodniowego okresu.
W rezultacie byłem cały czas zmęczony. Nogi mi nie odpoczęły, cięgle bolały mnie mięśnie i stawy. W dodatku często nawiedzały mnie jakieś bóle w nocy. Z wagi 65 skoczyłem na 72 kg. Jak ruszałem do biegania to czułem się jak hipopotam.
Więc ogólnie ten okres mogę podsumować jako zupełnie stracony. Nigdy nie będę postępował pewnie zgodnie z regułami odpoczynku po maratonie. Osobiście uważam, że po takim wysiłku jakim jest przygotowanie organizmu na maraton, należy mu się trochę radości. Więc jem, bawię się, robię to na co nie maiłem czasu jak trenowałem. I Wam też to polecam. Nie starajcie się jak ja na siłę wplatać jakiś biegów. Bez celu nie ma treningu. Ciężko się zmotywować. Dajcie odpocząć przede wszystkim głowie. Bo to ona jest najważniejsza w treningu maratońskim. Musicie być zmotywowani i psychicznie gotowi na następne wyzwanie. Ja do tego potrzebuję dwóch tygodni rozpusty :)