Mogę śmiało powiedzieć, że najcięższe treningi mam już za sobą. W niedzielę biegałem ostatnie długie wybieganie. Wybieganie w skład którego wchodziły 4 odcinki po 3 kilometry biegane w tempie półmaratonu. Cały trening zajął mi 2 godziny i 25 minut, więc trochę się moim nogom dostało. Ale nie mogę narzekać, był to udany sprawdzian zarówno w kontekście Półmaratonu Warszawskiego jak i maratonu wiosennego.
O treningu TLT (Threshold, Long, Threshold) już pisałem. W moim wykonaniu było to ponad 30 km, gdzie po kilku kilometrach rozgrzewki pobiegłem 3 x 3 km na przerwie około 2 minuty 30 sekund. Tempo progowe, półmaratońskie. Później długi bieg, kilkanaście kilometrów i ponownie 3 km threshold w tempie maratońskim. Po tym odcinku już schłodzenie do domu.
Zadowolony jestem z tego biegu z dwóch powodów. Po pierwsze nie dość, że utrzymałem tempo półmaratonu na 3 x 3 to jeszcze udawało mi się wejść na takie tempo po łącznie 30 kilometrach biegu. A nie było to łatwe. Walka, żeby ponownie wejść na zamierzony puls to już było zmuszanie się na całego. Ale się udało. Druga sprawa, biegłem prawie 2 i pół godziny i nie miałem żadnych słabości energetycznych. Po drodze zjadłem tylko dwa żele myprotein z kofeiną. Cały trening to średnia poniżej 4:00 min/km. No i jeszcze jest trzecia rzecz, która cieszy. W poniedziałek rano poszedłem się roztruchtać i nie czułem tego treningu. Tempo około 4:20 i przede wszystkim lekka noga.
Taki trening to nie jest gwarancja sukcesu. Pobiec 4 odcinki po 3 km to nie to samo co pobiec 21 km ciągiem. Ale nie przypominam sobie, żebym kiedyś zrobił podobny TLT. Nawet jak pierwsze odcinki wychodziły, to ten ostatni jednak był wolniejszy. Na pewno nabrałem trochę pewności siebie. A teraz pozostaje tapering, planować biegi i wyciskać z tego treningu ile się da.
W tym tygodniu robię dwa akcenty. Jeden to będą pewnie kilometrówki w tempie półmaratonu na bardzo krótkiej przerwie. Drugi to jakiś bieg ciągły. Chętnie pobiegłbym jakieś zawody na 10 kilometrów. Może GP Warszawy. Pomyślę. Ale objętość dość wysoka, powiedzmy, że 70% normy. Następny tydzień to już mocny zjazd i mój standardowy tydzień przygotowawczy do ważnych zawodów.
Maraton pewnie w połowie kwietnia. Szczerze, nie mam na niego pomysłu. Nie chce się tutaj rozwodzić bo powiecie, że jestem malkontentem :) Ale jak biegnę w maratonie, to chce albo zająć dobre miejsce, albo biec po optymalnej trasie i zrobić dobry wynik albo zarobić przynajmniej na zwrot za paliwo :) W kwietniu będzie bardzo ciężko a każdy z tych warunków. Myślałem nad Krakowem, ale ma być spora elita i atak na 2:10. Myślałem nad Łodzią bo blisko i logistycznie wygodnie. Ale oba te maratonu mają jednak silną międzynarodową obsadę i wcale nie tak optymalne trasy. Decyzja jeszcze nie zapadła.
A później jak to w moim przypadku zabawa. Pewnie wystartuję jeszcze w jakimś maratonie, półmaratonie i kilku innych biegach. Ale to już wiosna i lato. Narazie skupiam się na warszawskiej połówce. Jak tam wszystko pójdzie zgodnie z planem to będę bardziej perspektywicznie patrzył w przyszłość. No i w końcu będę mógł poczuć, że ruszam z formą dalej po kolejne życiówki.