Czas powiedzieć stop. To był długi, bardzo długi sezon. Możliwe, że najdłuższy w mojej karierze biegowej. Dużo startów, wzloty, upadki. Było wszystko. Wczoraj zakończyłem go z drobnym urazem, to zupełnie przemodelowało mi plany na jesień. Ale może z pożytkiem dla mnie i mojego dalszego rozwoju biegowego.
Nie pisałem o tym bo chciałem się spokojnie skupić na tym co mam do zrobienia. Wczoraj biegłem 100km w Pabianicach. Moim marzeniem było jechać na MŚ na 100km do Berlina. Z powodu COVID a później jednak planów maratońskich, nie miałem kiedy i jak zrobić minimum na tą imprezę. Więc musiałem pobiec w Pabianicach. Swoją drogą to genialnie zorganizowana impreza a jej dyrektor Piotr Kardas robi mega robotę. Więc jak przyjdzie Wam do głowy szalony pomysł na 50, 100km czy 24-48h, to ciężko o lepsze zawody.
Wracając do biegu. Czułem się świetnie. Biegłem spokojnie swoim tempem zaliczając kolejne kilometry po ok 3:47-3:48. Po 40 kilometrach jednak zacząłem powoli mieć problem z mięśniem dwugłowym. Połową minąłem w 3:10 co było biegiem na Rekord Polski, ale niestety odnowiła mi się stara kontuzja, nie byłem w stanie zginać nogi, swobodnie mogłem biec w tempie 5:00 min/km i wolniej… Dwa razy staraliśmy się to rozpracować z Mateuszem (w ogóle jeszcze raz wielkie dzięki Dr. Łokieć, że był ze mną od początku, wspierał i zapewniał profesjonalny serwis na punkcie odżywczym). Ale z nogą nic się nie dało zrobić. Pokonałem ok 70km. Totalnie załamany musiałem wracać do domu z niczym. Nie chce mi się o tym pisać. Jednak zawsze staram się znaleźć jakieś plusy. I ta sytuacja ma jeden, bardzo duży.
Gdybym doczłapał jakoś do mety, zrobił wynik ok 7 godzin i pojechał na MŚ, musiałbym praktycznie od razu brać się mocno do roboty. Mam takie podejście, że nie jedzie się na taką imprezę żeby wystartować i pokazać się w stroju reprezentacji, ale walczyć o jak najlepsze miejsca. I prawda jest taka, że do końca sierpnia jest tak mało czasu, że pewnie bym się rozleciał albo był tak już zmęczony, że formy nie byłoby z czego budować.
Dlatego teraz czas zrobić krok wstecz. Po pierwsze jedziemy na 7 dni do Grecji odpocząć. Będę leżał na leżaku, pluskał się z Niną w basenie i może trochę pracował nad mobilnością ;) Wracam i lato poświęcam na pracę nad 10 km. Mniej objętości, szybsze treningi. Po pierwsze zamierzam biegać szybciej. Po drugi da mi to dużo czasu na pracę nad mobilnością, sprawnością, trochę siłą. Mam taką budować, że te mięśnie u mnie zawsze bardzo widać, ale uwierzcie mi, w tej chwili jestem dętka…
Kilka startów kontrolnych i ruszamy z przygotowaniem na maraton w Walencji. Pierwszy raz od dawna da mi to komfort pełnych, spokojnych przygotowań bez skracania, kombinowania itd. Na pewno będę też biegł jakiś półmaraton. Plan jest prosty, poprawić się na każdym dystansie od 5 km do maratonu. Myślę, że jest to też dobra okazja, żeby więcej pisał o swoich przygotowaniach na blogu. Nie tylko o samym bieganiu, ale też o wszystkim innym, co musi być spełnione, żeby to bieganie było na wysokim poziomie. I stęskniłem się za Wieczorynkami z Blogerami. Chyba czas na drugi sezon!
I wiecie co mnie najbardziej w sumie cieszy. Że w sumie to mam cholerny głód treningu. Takiego właśnie, żeby spotkać się z chłopakami, odpalić na bieżni stopery czy polecieć na jakieś 30 km do Kampinosu i razem się ostro pomęczyć. To cieszy, i to zapowiada dobry sezon!