Już w niedzielę o 9:00 ruszycie na trasę maratonu. To zawsze wielka przygoda. Wielka niewiadoma. Miesiące treningów. Wyrzeczeń. I przed Wami ostatnie 42 kilometry i 195 metrów biegu. Jednak jest to czas, kiedy trzeba zachować maksymalne skupienia. Wszystko dokładnie zaplanować i mieć przemyślany każdą godzinę aż do samej mety.
Sobota
To przeważnie czas Expo. To też czas, gdzie już wszyscy srają ogniem. I nie ma co się dziwić. Ale w tych nerwach warto zachować zdrowy rozsądek. Dlatego proszę nie spędzajcie całej soboty na zwiedzaniu. Chodzeniu po Expo itd. Odbieramy numer. Możecie wpaść do nas na rozruch albo panel dyskusyjny o maratonie. Jak macie jakieś pytania to jest super okazja. Ale potem do domu / hotelu i odpoczywać.
Ostatni większy posiłek. Nie odkładajcie do na późny wieczór. Obstawiam, że większość ładowała węgle i żołądki macie dość pełne. Dlatego dajcie się temu wszystkiemu strawić. Ja osobiście wolę zjeść 17-18 większą kolację, a potem dojadam sobie jakieś biszkopty, żelki etc. Ale już coś lekkiego i łatwostrawnego.
Idźcie spać wcześnie. Ale przed snem przygotujcie sobie wszystko. To naprawdę dobry pomysł, bo rano już macie spokojną głowę. Jak nie możecie zasnąć, luz. Tak bywa. Stres, emocje. Polecam piwo 0%, serio na sen jest bardzo skuteczne (chmiel) i bezpieczniejsze niż melatonina. Od razu się nawodnicie ;)
Niedziela
Wstajecie minimum 3 godziny przed biegiem. Śniadanie zjadacie 4-2 godziny przed startem. Lekkie. Zakładam, że macie to przećwiczone. Jak nie, bułki z miodem. Ja zawsze zaczynam też dzień od kawy. Jakiś spacer, muzyka. Tutaj już każdy ma swoje przyzwyczajenia.
Rozgrzewkę zaczynacie 60-30 minut do startu. Też macie pewnie swoje sprawdzone rozgrzewki, ale najważniejsze. Nie przesadzać! Spokojny trucht. Kilka wygibasów. Jakaś przebieżka. Cały czas pamiętacie też o łazience. Żeby po kilometrze jak zwykle nie było setek osób podlewających chodniki. Wytrzymajcie przynajmniej do Kampinosu :D
Oczywiście biegniecie na krótko. Singlet, krótkie spodenki. Top. NA KRÓTKO!!! Zabieracie ze sobą jedzenie. I to jest być można najważniejsze w tej chwili. Musicie jeść na trasie! W zależności od tego ile czasu biegniecie, tyle powinniście mieć żeli. Ale 4-5 to powinien być taki standard. W równych odstępach. Jeden dodatkowy można zjeść przed rozgrzewką.
Bieg
Ruszacie. Sen o Warszawie, wszyscy walą na złamanie karku :) Pamiętajcie, to maraton. Więc tutaj spokojnie, na luzie. I to jest bardzo ważne. Pełne skupienie i koncentracja. Od początku! Większość osób ma tutaj tendencję to gadania, żartów, wyszukiwania przez 20 kilometrów znajomych przy trasie. Bawcie się dobrze, ale pamiętajcie. Im bardziej będziecie skupieni, tym mniej sił stracicie.
Nie wyprzedzamy za bardzo. Nie szarpiemy. Znajdujemy swoje miejsce w grupie i tup, tup, tup. Do kolejnego punktu z wodą (pijemy) do kolejnego żelu (jemy) i tak sobie lecimy.
I teraz być może najważniejsza sprawa. Wiele osób liczy na to, że będzie luźno i fajnie do końca. Nie będzie. Jeżeli biegniecie optymalnie to będziecie cierpieć. Będzie bolało. Będziecie chcieli 100 razy zwolnić, zatrzymać się, zejść z trasy. Będziecie płakać, zastanawiać się po co Wam to było i przeklinać ten bieg najgorszymi słowami jakie znacie. BO TO JEST MARATON. KRÓLEWSKI DYSTANS! I właśnie cała sztuka w tym, że teraz macie to przecierpieć i biec te ostatnie kilometry do mety. Bo to jest właśnie MARATON!
Zaciśnijcie zęby. Pomyślcie sobie o tych miesiącach treningu. O wszystkich wyrzeczeniach. Zostało tak niewiele. Jesteście w stanie to przetrwać. Już biegniecie w stronę Centrum. W oddali widać iglicę Pałacu Kultury. Odliczajcie kolejne metry. Biegnijcie do kolejnych punktów z wodą, kolejnego żelu. Cały czas starajcie się zachować spokój.
I teraz kolejne najważniejsza rzecz! Oczywiście to maraton i wiele osób, statystycznie pewnie ponad połowa, zwolni. Bo to jest CHOLERNIE CIĘŻKI BIEG!!! Ale NIE WOLNO WAM SIĘ PODDAĆ! Nie teraz. Nie w tej chwili. Więc jak już serio nie możecie. Zwolnijcie, ale zwolnijcie na tyle, żeby dalej pracując z całych sił biec dalej. Problemem maratończyków jest to, że w pewnym momencie cały układ nerwowy jest tak wyczerpany, że zwyczajnie stają. I tracą na ostatnich 10 kilometrach powiedzmy 20 minut. To, że nie zrobicie życiówki, albo nie dowieziecie wyniku, nie znaczy, że powinniście odpuszczać. NIE ODPUSZCZAJCIE. Nawet ja ostatnie 10 kilometrów zwolnicie 15 sek/km to tylko 2.5 minuty na mecie. Ba, 30 sek to na mecie tylko 5 minut wolniej. Rozumiem, że to może być dla kogoś bardzo dużo, ale to dalej będzie przyzwoity bieg. I możecie być po nim z siebie DUMNI bo walczyliście. Nie poddawaliście się.
Sam pamiętam ostatnie dwa biegi w Walencji, gdzie na ostatnich km płakać mi się chciało. Wiedziałem, że po przygodach wcześniejszych nie ma opcji na życiówkę. Na jednym straciłem minutę, na drugim dwie minuty. I z jednej strony mam niedosyt, z drugiej serio jestem z siebie zadowolony, że cisnąłem do mety ile sił i mimo wszystko uzyskałem wartościowe wyniki.
To chyba tyle. Teraz wszystko w Waszych nogach i głowie! POWODZENIA! Będziemy kibicować. Dajcie z siebie wszystko i jeszcze trochę!
A po biegu BAJLANDO! :)