Miałem nie pokazywać tego nikomu, bo wstyd straszny. Ale może kogoś to czegoś nauczy. Problem tylko w tym, że uczyłem już dziesiątki osób, żeby nie popełniać takich błędów, a sam poleciałem jakbym o bieganiu usłyszał minutę przed biegiem :) No cóż, atmosfera biegu, ambicja plus początkowy profil trasy sprzyjały totalnej katastrofie, jeżeli chodzi o taktykę biegu. A więc jak nie należy biegać maratonów? Czas na wykres, który nie powinien się przydarzyć :)
Mam nadzieję, że już przestaliście się śmiać. Dla tych, którzy jeszcze nie zauważyli wszystkich błędów i katastrof na tym wykresie, krótkie podsumowanie:
1) Nie przekraczać pulsu 170!!! O tym wiedziałem, ale jak był zbieg, noga szła, wszyscy kibicowali, to lekko mnie ponosiło. Piękna górka na początku zaznaczona pomarańczowym kółkiem. Tętno 168, to był mój puls na ten dzień. I takiego powinienem się trzymać. Ale już na początku moje nogi pewnie krzyczały: „Co on do jasnej cholery wyprawia?!” :)
2) Wynikiem punktu 1 był piękny spadek tętna na całej długości trasy. Po ostatnim podbiegu bałem się, że na metę dobiegnę z tętnem spoczynkowym… Oczywiście puls przez cały bieg powinien być utrzymywany na identycznym poziomie. Ale dla mnie było to już niewykonalne ze względu na błędy z pierwszych 10km.
3) Uwierzycie, że w maratonie na ponad 20 tys. ludzi, gdzie mając wynik na mecie 2:33 jest się na 114 pozycji, można biec 21 km samemu? Ja bym nie uwierzył, a można! Za to powinienem się chyba sam biczować przez tydzień, żeby mi weszło do głowy na całe życie, że takich błędów się nie popełnia!
4) Do 90 minuty (16 mila, na wykresie jest 1 mila pominięta, więc trzeba mieć to na uwadze) szło jeszcze w miarę OK. Ale następny błąd, a raczej wielbłąd. Długi zbieg, ok. 500 metrów. Jak Agrykola. I zamiast odpocząć to się rozpędziłem do 3:00. A co! Trzeba nadganiać stracone sekundy… W tym właśnie momencie zabiłem uda i tak się na mnie obraziły, że już do mety (a w sumie to i do dziś) jesteśmy mocno skłóceni :)
5) No i zaczęły się słynne podbiegi w Newton. Pięknie zaznaczone w czerwone kółka. Każdy następny z większym wysiłkiem. A na Heartbreak Hill już praktycznie stanąłem w miejscu, koniec biegu… Oczywiście to był wynik błędów z pierwszych 16 mil. To nie podbiegi mnie zabiły, one tylko wyegzekwowały karę :)
6) 22 mila to już totalny zgon, konsekwencja wszystkich błędów. Trucht do mety…
Mam nadzieję Czytelniku, że nie popełnisz takich błędów. A jak Cię za bardzo poniesie, to przypomnisz sobie ten wykres i to Cię powstrzyma przed równie spektakularnym zgonem jak mój w Bostonie! :)