Jestem już na etapie, gdzie dosłownie wszystko zostało zrobione. Teraz już może się co najwyżej stać jakaś katastrofa. Od końca sierpnia bardzo solidnie przetrenowałem cały okres przygotowawczy. Miałem wzloty, były upadki, ale uważam, że to była bardzo dobra robota. Praca którą wykonałem ma mnie poprowadzić po nową życiówkę. I jestem w 100% przekonany, że mnie na to stać!
Co mi zostało? Mentalnie przygotować się na maraton. Mało osób zdaje sobie sprawę jak dużo jest w naszych głowach. Maraton to dystans morderczy. Dystans na którym w pewnym momencie wychodzisz tak daleko ze strefy komfortu, że dosłownie chce Ci się płakać. Modlisz się, żeby to się skończyło. Ale właśnie wtedy musisz dalej przeć do przodu. Walczyć. I to jest cholernie trudne! To wymaga koncentracji, olbrzymiej dawki motywacji, odpowiedniego nastawienia, wiary w siebie. I jak połączymy to z odpowiednim treningiem, to jest szansa, że się uda :)
Teraz czas na podsumowanie. Nie będę Was zanudzał, rozpisywał się. Za dużo się nie działo. Zmniejszyłem objętość do ok. 120 km. Biegałem wszystko na luzie. Codziennie byłem wypoczęty i gotowy na mocne bieganie. Często się hamowałem. 😄
Poniedziałek – 14 km po niedzielnym bardzo wymagającym treningu. Lekko, noga super wypoczęła. Średnia 4:12 min/km, pierwszy zakres. Bardzo szybka regeneracja!
Wtorek – Rano 10 km, wieczorem 8 km spokojnie. Średnia podobna, lekko powyżej 4:10 min/km. Noga luźna. Wypoczęty, gotowy na mocniejsze bieganie.
Środa – Długo myślałem co biegać. Na początku chciałem iść na bieżnię mechaniczną, bo była serio zła pogoda. A ja teraz trochę boję się przeziębić. W końcu stwierdziłem, że muszę pobiegać na zewnątrz na większych prędkościach jeszcze. Jechałem na Agrykolę na 5×1600. I po drodze zatrzymałem się w Parku Szymańskiego tam kręcąc robotę :)
Pierwsze 4 średnia ok 3:16 min/km, przerwa wychodziła mi ok 90s. Potem 3:13 i 3:10 min/km. Te 3:10 było już mocno, po kilometrze pracowałem. Reszta pod pełną kontrolę. Piękny trening. Szybki, budujący.
Czwartek – 14 km rozbieganie, średnia 4:19 min/km. Zero problemów.
Piątek – 15 km z Kasią. 4:09 min/km. Noga lekka, mógłbym tak zawsze biegać. Najlepsze, że wystartowałem 200 metrów w 43 sek i się zastanawiałem, dlaczego traci kilka metrów :D To niesamowite, że jak po robocie maratońskiej wchodzę w tapering, zmniejsza się obciążenie a forma jest wysoka, to biega się tak lekko. Normalnie to jest męczenie buły co drugi bieg ;)
Sobota – To ostatni tak naprawdę sprawdzian przed maratonem. 20 km. Zakładałem tempo 3:40 min/km. Biegłem 15 km w Parku Szymańskiego po 3:39. Potem 3 km po 3:28 i ostatnie 2 po 3:17 min/km (ciągiem). Całość 3:35 min/km ze średnim pulsem 156. I to była świetna wiadomość.
Porównałem ten trening z identycznym jaki robiłem 8 dni przed maratonem w Helsinkach. Tam nie przyspieszałem. Też lekko mi się biegło, ale puls rósł i po 15 km byłem już bardzo zmęczony. Skończyłem ze średnią 3:40 min/km ze średnim pulsem 161. Cyferki pięknie przemawiają na moją korzyść. Pokazują, że trening był udany, forma bardzo wzrosła, wydajność biegowa jest na innym poziomie. Teraz trzeba pobiec. Tylko i aż.
Niedziela – 17 km z człopakami Piekielni Warszawa. Gadając i śmiejąc się przez cały bieg kończę ze średnią 4:16 min/km, myśląc, że biegniemy tak naprawdę dużo wolniej.
Podsumowanie
To był super tydzień. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony i wiara w siebie bardzo urosła. Zarówno środowy trening jak i sobotni poszedł wyśmienicie. A co jeszcze ważniejsze, regeneracja przebiegała błyskawicznie. Organizm świetnie sobie radził z każdym bodźcem. Jestem zdrowy. Nic mnie nie boli. Jest tak jak powinny być.
Nauka z tego tygodnia
To co napiszę teraz jest bardzo ważne. Często biegamy maratony życzeniowo. Jak się pytam, dlaczego na tyle ruszasz to słyszę „nie wiem, tyle bym chciał pobiec”. Poza oczywistym wskaźnikiem naszej formy jakim są starty kontrolne (szczególnie półmaraton) + wykonanym solidnie treningiem maratońskim, warto porównywać treningi. Warto patrzeć jak nam się biegało przed ostatnim startem. Jakie było tempo, odczucie zmęczenia, puls. Tak jak w moim przypadku porównanie z treningiem z 13 sierpnia. Teraz to jest inna jakość biegania. Poziom wyżej.
Oczywiście to dalej nie gwarantuje sukcesu, ale ustrzeże Was przed porywaniem się z motyką na słońce. Jest dużo zmiennych, inna trasa, pogoda, wszystko trzeba brać pod uwagę. Ale właśnie, trzeba brać pod uwagę i pod to planować bieg. A jak już wszystko zaplanujecie to pierwsze kilometry nie lecieć jak nawiedzeni „bo dobrze mi się biegło”. Dalej większość biegaczy przegrywa biegi na pierwszych, za szybkich kilometrach. Hamulec na początku, ogień na końcu!