Boston Marathon w cieniu tragedii

Logo Boston Marathon

Miał być wesoły wpis, niesamowite przeżycia na trasie Boston Marathon, atmosfera, kibice, organizacja, maraton idealny pod każdym względem. Nic nie można mu zarzucić. A skończyło się tragedią…

Na początku dziękuje wszystkim za troskę, nie nadążałem odpisywać, że u mnie wszystko ok. Pewnie nie wszystkim odpisałem, w każdym razie zarówno mi jak i moim znajomym nic się nie stało.

Nie zagłębiając się w bieg (relacja będzie później), chciałem napisać, jak to wyglądało od środka. Osobiście minąłem metę ok 120 minut przed wybuchem. Trochę mi zajęło zanim doszedłem do siebie. Trochę posiedziałem jeszcze w centrum, po prawie dwóch godzinach od finiszu wsiadłem do metra. I zaczęło sie dziać coś dziwnego.

Metro stanęło na dłuższą chwilę a później przejechało stację Copley nad którą doszło do wybuchu. Wtedy jeszcze nikt nic nie wiedział. Zwyczajnie każdy myślał, że jest zamknięta ze względu na bieg. Wysiadłem przy Fenway Park gdzie właśnie Red Sox skończyli mecz. Tłok był potworny ponieważ akurat obok biegł maraton. Ale nikt nic nie wiedział. Po 20 minutach doszliśmy pod hotel i poszedłem kupić sobie piwo. Wszędzie straszne korki i widać pierwsze karetki jadące w stronę mety. Ale dalej nikt nie wiedział o co chodzi, po meczu wszędzie olbrzymie kolejki to barów, wszyscy się świetnie bawią. Kupuję piwo i koleś mi mówi: „You are lucky guy”. Miałem kurtkę z Bostonu, polską flagę i medal na szyi więc wszyscy mi gratulowali. Robili zdjęcia, przybijali piątki. Pomyślałem, że koleś też mi gratuluje i mu odpowiadam: „Thank You Man”. Na co słyszę: „no, You are really lucky, becouse there was some explosiv at the finish line”. No i się zaczęło…

Na początku pomyślałem, że to jakiś wypadek. Ale szybko dotarłem do hotelu, włączyłem CNN i niestety okazało się, że wygląda to dużo gorzej niż myślałem. Pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do rodziców, żeby nie dostali zawału przypadkiem. A później informacje były tylko gorsze i gorsze. Kolejne ładunki, ofiary śmiertelne, wiele amputacji. Oglądajac filmik z wybuchy aż trudno było sobie wyobrazić co by było gdyby to eksplodowalo wcześniej. Dokładnie w tym miejscu stała Karolina z Magdą i Maćkiem z Fundacji Maratonu Warszawskiego którzy mi kibicowali! Na szczęście w momencie zamachu byliśmy już w metrze.

W tej chwili miasto lekko zamarło. W TV proszą, żeby w mierę możliwości siedzieć w domu. Zamknięte jest obszar 15 przycznic. Na ulicach raczej pusto. Wszędzie stoi policja. Latają helikoptery. Wjechały wojskowe pojazdy, SWAT, FBI. Na wszystkich kanałach oczywiście mówią tylko o zamachu. Co ciekawe, jeszcze nawet 3 godziny po zamachu bary w okolicy Fenway Park były pełne. Z tym wyjątkiem, że zamiast sportu na wszystkich telewizorach informacje o zamachu. Ale poza centrum, gdzie wszyscy byli ewakuowani, raczej o panice nie może być mowy. Ludzie stoją na chodnikach, rozmawiają o tym co się stało. Wszędzie cisza i spokój.

Nie wiem jak sytuacja się rozwinie, ale organizatorzy chyba narazie stanęli na wysokości zadania. Wszyscy zostali zwiezieni z trasy, depozyty przewiezione w bezpieczne miejsce i przygotowane do wydania. Przy okazji USA ma ostatnio złą passę jeżeli chodzi o maratony. Najpierw NY a teraz to. Pytanie teraz jak będzie wyglądał maraton w NY, Chicago, Bostonie za rok. Niestety ze względów bezpieczeństwa te biegi mogą wiele stracić. Zobaczymy jak to się rozwinie. Rozmawiałem też z Bostończykami którzy nie dotarli do mety. Bardzo mi zazdrościli medalu i mówili, że teraz to może być „the most iconic medal off all time”. Szkoda tylko, że w taki a nie inny sposób…

Jeszcze słowo o zabezpieczeniach. Ludzie zarzucają, że ktoś sobie wszedł z bombą i nikt go nie sprawdził, nie było przeszukań itp. Moim zdaniem nie dało się tego uniknąć. Na trasie Bostonu jest 500 tys kibiców!!! Na przestrzeni 42 km po obu stronach drogi. Całe centrum jest pełne ludzi, kibiców jakich jeszcze nie widziałem w życiu. I to dzięki nim Boston to Boston, legenda, tradycja, prestiż. Niech tak zostanie. Mam nadzieję, że za rok na przekór zamachowcom nic się nie zmieni i dalej pozostanie to bieg jedyny w swoim rodzaju.

Jutro jeszcze będę do 10:00 w Bostonie, później jadę do NY. Co prawda jest to blog o bieganiu, ale te dwie rzeczy są tak powiązane ze sobą, że postaram się w miarę na bieżąco informować o tym co sie dzieje i jak sprawa dalej się rozwija.

More from Bartosz Olszewski
Walencja po życiówkę – tydzień 6/13
Jeżeli szukacie pięknych wpisów, relacji z ekstra treningów i pisania jak wspaniale...
Read More