Jak co jesień przychodzi czas maratonów, a wśród biegaczy rośnie napięcie, nerwy, niepokój. Stres przedstartowy wcale nie musi być zły i destrukcyjnie działać na nasz wynik. Ale nie możemy w ostatnich dniach wszystkim się zamartwiać. Chodzić i smęcić, że to nas zabolało, z nosa nam cieknie, nie zrobiłem treningu. I ogólnie to nie ma szans na zrobienie wyniku, który chcieli byście zrobić. Takie nastawienie prowadzi tylko i wyłącznie do porażki już na linii startu. Zachowajcie spokój!
Zostały wam ostatnie dni. Dla osób biegnących w Warszawie jest to tylko tydzień. Co mieliście zrobić to zrobiliście. Każdy miał sukcesy i porażki podczas okresu przygotowawczego. Wzloty i upadki. Teraz już nic nie zmienicie, nic nie poprawicie, jest za późno. Musicie pogodzić się z tym, co udało wam się wypracować i oszacować realny wynik jaki jesteście w stanie osiągnąć. Możecie się nim dzielić, możecie zachować go dla siebie. Ważne jest jedno, musicie w niego wierzyć! Bez tego nie ma sukcesu. A co zostawić już za sobą:
1) Najczęściej w ostatnim tygodniu słyszę, że każdego coś boli, dosłownie wszystkich! Jakaś magia. Albo macie kontuzję i nie możecie biec, albo biegniecie i zostawiacie to za sobą. Wmawianie sobie, że nie dacie rady, bo was coś boli jest unikaniem wyzwania i szukaniem już na początku wymówki w razie niepowodzenia. Nie tędy droga, bo wtedy zwyczajnie nie zmusicie się do maksymalnego wysiłku. Dacie radę, na starcie jest taka adrenalina, że niemal wszystko przestaje boleć. Skupcie się na biegu.
2) Wszyscy są chorzy :) To akurat po ostatnich dniach jest fakt, wszyscy mają katar, kaszlą, część boli gardło. Ale to naprawdę nie ma wielkiego wpływu na wasz bieg. Ok, jeżeli macie temperaturę, musicie się ratować antybiotykiem to przyznam, że macie na co narzekać. Ale w przeciwnym razie zamiast marudzić postarajcie się zrobić wszystko, żeby szybko się wyleczyć i na starcie być w pełni zdrowia. Dacie radę!
3) Kombinowanie w stresie, co można poprawić. I tak każdy szuka nowego „lepszego” żelu, lepszych skarpet. Jest hardcorowa grupa testująca nowe buty na maratonie :) Zapomnijcie o tym, nie stresujcie się, że nie macie kompresji, mało dynamiczne buty lub zły żel. Pamiętajcie, że wasz trening przekłada się na wynik, a nie te wszystkie dodatki.
4) Wmawianie sobie, że brak mi wytrzymałości i robienie 30 km tydzień przed maratonem. Albo testowanie dwa dni przed startem swojej szybkości na treningu tempem maratońskim. Zaskakujące jest to, że wszyscy o tym piszą, każdy to czyta a w chwili paniki przedstartowej i tak robi ten sam błąd. Po raz kolejny, spokój, opanowanie i wiara w osiągnięcie zamierzonego celu!
5) Nikt nie wie na jaki czas biec :) Poważnie, dostaje dziesiątki takich pytań. Nie uważam ich za głupie, sporo osób biegnie pierwszy raz i ciężko im to policzyć. Ale myślenie nad tym całymi dniami też nie ma sensu. Wprowadza tylko stres i już po strzale startera przebiegamy od jednego zając do drugiego i z powrotem. Jeżeli nie wiecie na ile biec to spytajcie się znajomego, który potrafi wam dobrze poradzić. Jeżeli biegliście półmaraton to pomnóżcie razy dwa i dodajcie 10 do 15 minut. Możecie stosować kalkulatory treningowe. Jeżeli zrobiliście trening maratoński z wybieganiami i biegami tempowymi to te wyniki powinny się przekładać na wasz wynik na mecie. Jeżeli biegniecie na tak zwanego wariata to szacowania waszego wyniku też może podjąć się tylko wariat :D I jeszcze jedno, nie unikajcie wyzwania!
6) I na koniec stres przed samym startem. Zaplanujcie wszystko co do minuty. I postępujcie według planu. Nie zmieniajcie nic na ostatnią chwilę. Nie zaczynajcie się rozgrzewać godzinę przed startem ze stresu. To maraton, kilka minut truchtu + parę przebieżek wam wystarczy. Taki plan pozwoli też uniknąć wszelkich pomyłek. Poczujecie, że wasza wielka chwila zbliża się wielkimi krokami.
I na koniec, stajecie na starcie i wierzycie, że osiągniecie cel! Nie może być w was wątpliwości. Koncentrujecie się na swoich planach, widzicie oczami wyobraźni metę i spełnione marzenie. To pozwoli wam dać z siebie więcej niż sami byście przypuszczali!