Dostaję często pytanie o taki jeden, magiczny, złoty środek w treningu biegowym. Ludzie lubią drogi na skróty. Szukają jakiś tajemnic biegowych, które zrobią z nich super biegaczy. Musicie zrozumieć, w bieganiu nie ma takich złotych środków. A może inaczej, jest jeden. I jest nim ciężka praca!
Tak samo jest z treningiem na wysokości. Piszę o tym, ponieważ dopiero wróciłem do Polski a już dostaję pełno pytań, jak forma? Jak tam po zjeździe, rekordy już same się robią? To tak nie działa! To, że ktoś wjedzie sobie na górę i posiedzi tam dwa tygodnie, w żaden sposób nie gwarantuje mu sukcesu.
Fakt, góry są popularne wśród biegaczy ze względy na specyficzne warunki, jakie tam panują. A dokładnie chodzi o mniejsza ilość tlenu w powietrzu. Ale przeglądając liczne badania, czytając sporo fachowych artykułów na ten temat, nie spodziewałem się, że zjadę i będę latał nad warszawskimi chodnikami. Na podstawie wieloletnich obserwacji wydaje się, że góry są czynnikiem mogącym z zawodnika czołówki zrobić mistrza. Mało kto w sportach wytrzymałościowych sięga po złote medale nie trenując w górach. Ale pamiętajcie, że tam o wyniku przeważnie decyduję sekundy, a nawet setne. Różnice niezauważalne u amatora.
Największą zaletą obozu, wysokogórskiego, czy tego nizinnego, jest wolny czas. Czas, który możemy poświęcić na trening i regenerację. Odłączenie się od otaczających nas na co dzień obowiązków i skupienie się na treningu. I jeżeli zrobimy to dobrze trenując na poziomie morza, to prawdopodobnie efekt będzie podobny jak na wysokości.
Spytacie się zatem, dlaczego pchałem się do tego St. Moritz? Z wielu powodów. Na pewno zebrać doświadczenie, które mam nadzieję zaprocentuje w przyszłości. Chciałem na własnej skórze przekonać się jak to jest trenować 1800 m n.p.m. Chciałem przebywać wśród najlepszych i chłonąć tą atmosferę biegania. Na pewno główny powodem wyjazdu właśnie tam była też opinia znajomych biegaczy. Zgodnie oni mówią, że piękniejszego miejsca do biegania na obóz biegowy nie ma. A to ważne dla kogoś biegającego cała zimę wzdłuż trasy szybkiego ruchu…
No i jeszcze jedna kwestia. Zdaje się, że główna zaletą fizjologiczną takiego obozu jest wzmożona produkcja czerwonych krwinek. Moja hemoglobina i hematokryt od lat wołają o pomstę do nieba i chciałem zobaczyć, czy taki trening może coś w tym temacie ruszyć. Jeszcze nie robiłem badań, byłem trochę krótko bo tylko 14 dni, przy zalecanych 3 – 4 tygodniach. Ale zobaczymy, może coś się ruszyło.
I żeby nie było, przepracowałem mocno, naprawdę mocno, te dwa tygodnie. Zdaje mi się, że również rozsądnie. Nie miałem treningów, które by mi zupełnie nie wyszły. Zdobyłem mnóstwo wiedzy, która moim zdaniem zaprocentuje. No i spędziłem wręcz wymarzone wakacje z Kasią, czego chcieć więcej
Już kończąc, nie oczekujcie, że dwa tygodnie przebywania w górach zrobi z kogoś super biegacza. Tak to nie działa. Nic nie zrobi z Ciebie wybitnego biegacza, poza samym treningiem. Długotrwałym, systematycznym, przemyślanym. Wiele razy mówiłem, że trening biegowy jest jak układanka. Mam nadzieje, że ten obóz będzie jednym z elementów tej układanki, który idealnie wkomponuje się w całość i przyniesie oczekiwany efekt.