Kilka dni temu przeczytałem tekst Justyny Kowalczyk skierowany do fizjologa sportu z Instytuty Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej, dr. Tomasza Mikulskiego. Nigdy nie przepadałem za wypowiedziami Justyny. Jednak sportowcem jest wybitnym, tego nie można podważyć. I w tej wypowiedzi moim zdaniem trafiła w samo sedno. A dlaczego poruszam taki temat? Bo to samo dzieje się w naszym świecie biegowym, gdzie każdy wie najlepiej, jak powinien trenować ten drugi…
Otóż dr. Mikulski stwierdził na antenie, że metody treningowe jakie stosuje Justyna Kowalczyk i jej trener Wierietelny zupełnie do niego nie przemawiają. Robi to nie mając zielonego pojęcia o tym, jak trenuje Kowalczyk, w jakim stanie jest jej organizm, jakim przeciążeniem jest poddawane. Nie zna wyników żadnych badań, nie wie w jakim okresie jest Justyna. Nie wie nawet jakie plany ma wobec niej trener i jak ten trening jest zaplanowany. Wie, że jest zły! I mówi to o parze, która ma na koncie niezliczone medale, w tym złote z Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Świata. Pogoń za sławą czy zwyczajna ignorancja, trudno powiedzieć. Wnioski dr. Mikulskiego i odpowiedzi Justyny Kowalczyk możecie przeczytać tutaj: Justyna Kowalczyk odpowiada na zarzuty fizjologa sportu.
A teraz idziemy na nasze biegowe podwórko. Tutaj sytuacja jest identyczna. Uwielbiamy komentować, oceniać, wytykać błędy. A już najbardziej uaktywniają się wszyscy, jak komuś nie wychodzi. Wtedy każdy wie dlaczego i co trzeba zmienić. Dotyczy to każdego sportu w Polsce. Dotyczy także biegania. Smutne jest tylko to, że w bieganiu sami sobie to robimy. Nie żaden kibic przed kanapą czy w pracy. Jeden drugiemu musi coś udowodnić, chyba po to, żeby poczuć się lepiej.
Mój ulubiony przykład to wpisy typu: „jak tego nie zrobisz to Ci się nie uda”. I teraz taki delikwent czeka co będzie. Udało się, to siedzi cicho. Nikt przecież o nim nie pamięta. A nie uda się. O, wtedy to po sekundzie (pewnie śledzi na żywo wyniki zaciskając kciuki, żeby nie wyszło) już pisze komentarz w stylu „a nie mówiłem”. Jedni za przeproszeniem mają to głęboko w dupie (tak, to ja), innym może to już wadzić i działać demotywująco a jeszcze inny biegacz naprawdę zacznie myśleć, że robi coś nie tak, że nie tędy droga i zupełnie się pogubi. I psychicznie i treningowo. Robimy tylko innym krzywdę.
Uwielbiam też czytać komentarze zalecające coś zmienić. Trochę takich dostaję, nawet spokojnie odpowiadam :) Ale kurcze, od miesięcy nie publikuję żadnych treningów. Czy tylko ja mam takie wrażenie, czy ludzie są jasnowidzami? Bo czasem wydaje mi się, że o moich biegach wiedzą więcej niż ja sam. I na końcu wyrok po biegu. Jasny wniosek i przyczyna porażki. Oczywiście jedyne co widać to wesołe wpisy na facebooku. Ale to wystarczy. Nie ważna jest cała reszta. Sprawy prywatne, kontuzje, choroby lub kompletny brak czasu. To tylko przykłady dotyczące wszystkich biegaczy. Mają olbrzymi wpływ na trening, ale zwyczajnie wiemy o nich tylko my, trenujący i radzący sobie z tymi przeciwnościami losu jak możemy. Żeby było śmiesznie wczoraj np. ktoś napisał, że trenuję za lekko. Bez obrazy, bo pewnie to czytasz. Ale kurcze, jesteś pierwszą osobą, która doszła do takiego wniosku. Dosłownie nikt nigdy mi tego nie powiedział. Setki razy słyszałem, że trenuję za mocno, za dużo. Za mało się regeneruję i śpię (z tym się zgodzę, ale co zrobić, nie dokupię dodatkowych 3 godzin dziennie). Ale że trenuję za lekko? Niby każdy ma prawo do swojego zdania. Ale proszę, napisz mi w komentarzu, na jakiej podstawie doszedłeś do tego wniosku? Bo naprawdę mnie to ciekawi. Nie chodzi mi o krytykę Ciebie, ale poznanie czym się kierowałeś w tej ocenie, bo jest naprawdę wyjątkowa.
I jeszcze na koniec, bo nie mogę o tym nie wspomnieć. Niektóre tego typu teksty i nawet całe artykuły są już naprawdę bezczelne. Bo ktoś biega od dwóch lat, ma życiówkę w maratonie 4 godziny, ale na lewo i prawo wytyka wszystkim co źle robią. Nawet jak biegają od niego godzinę czy dwie godziny szybciej. Bo przecież ile to osób potrafi skrytykować Henryka Szosta czy Marcina Chabowskiego za ich treningi. I zawsze wniosek jest jeden. Jakby trenowali tak jak ja mówię, to by biegali dużo szybciej. Nie wiem, czy naprawdę Ci ludzie mają tak wysokie ego, czy zwyczajnie chcą zaistnieć.
To chyba tyle. Zaznaczam jeszcze, że nie kieruję tego do żadnej osoby, która coś komentowała u mnie. Nie chce, żebyście teraz się głowili czy to o was. Jeżeli naprawdę macie jakieś przemyślenia odnośnie czyjegoś treningu, uważacie, że ktoś coś robi źle, to napiszcie do niego osobiście. Pogadajcie z nim. Bo wrzucanie takich uwag publicznie, podważających czyjś autorytet jest słabe i służy chyba tylko promocji osoby, która to pisze. Promocji o tyle głupiej, że nie znam osoby, która by jakoś zaistniała w ten sposób. No chyba, że do pełni szczęścia wystarczy niezniszczalne „A NIE MÓWIŁEM?”