Podsumowanie tygodnia 36.2015 – czas się podnieść

tydzień 36

Czas podsumować 36 tydzień. Po ostatnim wpisie trochę się już poprawiło. Ogarnąłem się, trochę motałem, wskoczyłem na właściwe tory i już nie zamierzam się wykoleić. Jeszcze zostały mi trzy tygodnie solidnego treningu z nastawianiem na jakiś konkretny cel. Później będę mógł odpocząć.

Zacząłem od dnia wolnego. Tak, ja też robię czasem wolne. Chociaż zawsze, jak mam taki dzień, to wszyscy w koło się o mnie martwią i podejrzewają najgorsze :) Byłem przemęczony, łapała mnie jakaś choroba. Wiedziałem, że żaden trening nic mi nie da. Odpocząłem, wyspałem się. Byłem gotowy na trening. Nie chciało mi się to fakt. Rozpoczęła się trzydniowa walka z własnymi słabościami i mega leniem treningowym. Ale musiałem się przełamać.

Wtorkowe klepanie kilometrów
Wtorkowe klepanie kilometrów

We wtorek zrobiłem długie wybieganie. Cały czas w pierwszym zakresie. Łącznie wyszło też dużo, 37 kilometrów. Może z czysto treningowego punktu widzenia nie potrzebowałem aż tyle. Ale jeszcze był inny punkt widzenia. Niestety złapałem trochę wagi i musiałem jakoś się tego pozbyć. Nie mogłem czekać do poniedziałku :) Tempo 4:11 min/km, puls 141, noga lekka. Dobry dzień.

W środę postanowiłem wrócić do szybkiego biegania, ale nie bardzo szybkiego. Byłem po wybieganiu, na pewno miałem mocno uszczuplone zasoby glikogenu i zmęczone nogi. Postanowiłem symulować wysiłek maratoński i zrobiłem 14 km tempem 3:29 min/km. Pierwsze kilometry nie były łatwe, ale później jakby noga puściła i poszło naprawdę dobrze. Byłem zadowolony, wracałem powoli do formy.

Dryf tętna jeszcze spory, ale było też dość gorąco.
Dryf tętna jeszcze spory, ale było też dość gorąco.

Czwartek to 25 kilometrów rozbiegania. Ale rozbiegania naprawdę mocnego. W sumie połowę zrobiłem w tempie drugiego zakresu. To był trening trochę na siłę. Byłem zmuszony to zrobić tego dnia. W piątek miałem mało czasu. W sobotę chciałem odpocząć. Ale w sumie trzymałem tempo. To trzeci ciężki dzień treningowy z rzędu. Potrzebowałem odpoczynku.

W piątek biegałem 16 kilometrów spokojnego rozbiegania + sześć kilometrów z grupą treningową. W sobotę planowałem może coś mocniej pobiegać. Ale już idąc do łazienki po przebudzeniu, wiedziałem, że nic z tego. Zrobiłem 22 kilometry rozbiegania. Reszta dnia wolna. Sporo jadłem, dużo leżałem. Odpoczywałem i czekałem na niedzielę.

A w niedzielę miałem zrobić 5+4+3+2+1 mili w tempie maratonu. Albo 2×10 km w tempie maratonu (druga dycha nawet lekko szybciej). W końcu wyszło 3×8 km w tempie maratonu. Ale co najważniejsze, zrobiłem to! W dodatku kolejne odcinki biegałem minimalnie szybciej a po treningu dość szybko doszedłem do siebie. W poniedziałek już spokojnie mogłem biegać. Po tym biegu wiedziałem, że najgorsze mam już za sobą. Co prawda dalej nie wiem, jak mój organizm w tej chwili zachowałby się na tempach interwału albo dłuższego biegu progowego, ale w planach mam już tylko starty w maratonie. Po tej niedzieli i po 10 dniach kompletnej rozsypki i zniechęcania znowu chce mi się biegać. Może nie wylatuję z domu machając rękoma z zachwytu, nie otacza mnie tęczowa aureola szczęścia, ale wiem, że ponownie wskoczyłem na właściwe tory i nie muszę się do niczego zmuszać.

3×8 km na wykresach

W tym tygodniu jadę do Krynicy. Jestem zapisany na 10 km i na maraton. 10 km na pewno potraktuję jako rozbieganie. A maraton? Zobaczymy. Rok temu miał być trening i długie wybieganie. Skończyło się na podium. Jak będzie w tym roku? Czas pokaże. Wiem, że z tą formą, jaką mam teraz, stać mnie ponownie na taki wynik jak rok temu i na dość szybką regenerację po takim starcie. Już chcę stanąć na starcie.

PS – chyba jeszcze dziś do 12:00 można głosować na Biegowego Dziennikarza Roku. Akurat macie czas do lunchu :) Dziękuję za wszystkie głosy!

Dziennikarz Biegowy Roku - proszę o Twój głos

More from Bartosz Olszewski
Co jeść przed maratonem?
Ostatnio pojawił się wpis o tym, co jedzą najlepsi. Teraz napiszę trochę...
Read More