Drugi tydzień przygotowań już za mną. Niestety nie obyło się bez zakłóceń. Kontuzja postępowała i w końcu musiałem przerwać bieganie. Idąc ścieżką decyzyjną z mojego ostatniego tekstu o kontuzjach, zatrzymałem się aż na trzech znakach STOP jednocześnie. Po pierwsze ból był tak duży, że bez ibupromów by się nie odbyło. Po drugie zaczynałem utykać i zupełnie zmieniała się moja technika biegu. Po trzecie dopiero zaczynam przygotowania, więc mała przerwa nie zrobi różnicy w ostatecznej dyspozycji pod koniec września.
Poniedziałek
Miało być 10 km rano i 8 km wieczorem. I to był dobry pomysł. Ale niestety nie zawsze można podjąć właściwą decyzję. Rano zaspałem, nie zdążyłem zrobić treningu. Więc wieczorem zrobiłem 18 km w tym kilka przebieżek na koniec. Biegło mi się całkiem dobrze, bo w niedzielę zrobiłem delikatny trening. Niby wszystko ok., ale to było 18 km. Nie da się wypocząć robiąc 18 km. Nawet jak w ogóle nie czujemy tego w nogach to taki bieg ma wpływ na naszą dyspozycję. Z prospektywny czasu oceniam, że lepiej było olać ten poranny bieg, wieczorem zrobić 10 km i odpocząć. Ale jak zwykle nie chciałem gubić kilometrów i w końcu dokonałem złego wyboru. Cały tydzień poświęciłem też jednej książce, której recenzja już wkrótce.
Wtorek
Tydzień wcześniej było 12 x 400 metrów z przerwą 400 metrów w truchcie. W tym tygodniu postanowiłem zrobić 8 x 600 metrów z przerwą 400 metrów. Ogólna objętość to też 4800 metrów interwału, ale już 600 metrów to nie 400 o czym bardzo mocno się przekonałem na treningu. Męczyłem te ostatnie 200 metrów każdego odcinka. Niestety trening dzień wcześniej też mi nie pomógł. Każdy odcinek robiłem średnio w 112 sekund. Tempo zawodów na 5 km. Nie było tragedii, ale powinno być lepiej. O dziwo na tym treningu w ogóle nie bolała mnie stopa. Myślałem, że po problemie, że mogę zapomnieć o kontuzji. Ale stało się inaczej.
Środa
Rano 6 km regeneracji. Wieczorem 16 km w tym 10 przebieżek po 100 metrów. O ile rano jeszcze nie biegło mi się zbyt dobrze, to wieczorem wręcz leciałem. Podobny efekt jak tydzień wcześniej po interwałach. Bardzo nakręca mnie taki trening i dzień później noga sama idzie. Znowu musiałem się hamować, żeby nie wychodzić z pierwszego zakresu i dać sobie trochę odpocząć.
Czwartek
Rano 10 km, wieczorem 8 km Easy. A na koniec trening Reebok do BMW Półmaratonu Praskiego. Nie leciałem, ale nie mam co narzekać. Już czułem się całkiem dobrze. Problemem była tylko stopa, która zaczęła mi bardzo dokuczać pod koniec wieczornego rozbiegania. Przy okazji dostałem od firmy OFF zestaw do walki z komarami i meszkami. Bardzo miły prezent za który dziękuję. Obiecuję, że na następnym czwartkowym treningu przetestujemy, czy dobrze działa :)
Piątek
No i klops. Wstałem rano i ledwo chodziłem. Rozścięgno spięte na maksa. Achilles boli. Cały staw skokowy ze zdecydowanie zmniejszonym zakresem ruchów. Wieczorem chciałem wyjść na trening, ale skończyłem po 200 metrach. Nie było opcji biegania. Wróciłem, wsiadłem na rower i zrobiłem sobie 40 km jazdy. A później już tylko masowanie, lód i tak na zmianę.
Sobota
Rano rower, wieczorem basen i odnowa. Z jedną uwaga. Jak robię trening uzupełniający to staram się go na maksa wykorzystać. Dlatego na rowerze nie zwiedzam okolicy jadąc 15 km/h :) Cisnę, często robię podjazdy. Tak było też tym razem, kiedy zrobiłem 15 x 200 metrów podjazdy na maksa. Na basenie też się nie szczędziłem i zrobiłem kilka basenów kraulem na maksa. Oczywiście po 50 metrach przerwa. Taki ze mnie pływak, że inaczej bym się utopił :D Ale taki trening interwałowy potrafi podniesć nasze VO2max. A na rowerze możemy wzmocnić siłę nóg, szczególnie na takich podjazdach. Do tego rehabilitacja, lód, automasaż. Zaczynam się rolować na wałkach Blackroll, a których napiszę coś w najbliższym czasie. W skrócie „ból, pot i łzy”, ale warto.
Niedziela
Nie mogłem wytrzymać, nie chciałem tracić kolejnego akcentu. Noga była w miarę sprawna. Poszedłem do Bielańskiego zrobić 27 km w tym 13 km tempem maratońskim. Nie oceniajcie czy to było mądre, proszę Was :) To już mój wybór i moje ryzyko. Na początku trochę kuło to rozścięgno, ale po 4 kilometrach już było ok. zrobiłem 13 km Easy i ruszyłem 13 km szybko. Pierwszy km w 3:30 a później już było tylko gorzej. Zagotowałem się strasznie. Poza tym biegałem po trudnej trasie w Lasku Bielańskim, sporo podbiegów. Był potworny upał a moje uda jednak czuły sobotnie podjazdy rowerowe. Skończyło się ze średnią 3:40 a ja oddychałem rękawami. Puls poszybował gdzieś w kosmos :) Nieważne. Najważniejsze, że zrobiłem cały trening i noga jakoś funkcjonowała. I cały dzień nie było z nią większych problemów. Oby szło ku dobremu.
Podsumowanie
Tydzień minął mi pod znakiem leczenie kontuzji. Mam nadzieje, że ten niedzielny bieg był dobrym prognostykiem co do leczenia urazu. Poza tym pamiętajcie. 10 km rano i 8 km wieczorem to nie to samo co 18 km na raz :) Jak chcecie bardziej odpocząć to wybierajcie opcję na dwa biegi. I tyle. Dwa tygodnie za mną, jeszcze szesnaście :)