Podsumowanie tygodnia 2014.02.17 – 2014.02.23

podsumowanie tygodnia

Ostatnio moje tygodnie treningowe to swoista sinusoida. Od świetnego początku do fatalnego końca. Z załamaniem w środku. Ten zaczął się tak, że nic tylko płakać :) Nie było wyjścia, naprawdę mocno skoncentrowałem się na końcówce i udało się uratować znakomity trening i wybieganie. Zaczynamy kolejne podsumowanie tygodnia!

Na początku chciałem napisać, że dopiero sobie uświadomiłem jak blisko do docelowych startów. Półmaraton Warszawski już za 5 tygodni a ja nawet się jeszcze nie zapisałem. Nie wiem gdzie biec maraton. Cały czas nie mogę się zdecydować. Pora się ogarnąć, nastawić na konkretny cel i do roboty. Takie biegania bez świadomości zbliżających się zawodów działa na mnie rozleniwiająco, muszę mieć jakiś konkretny cel. Co prawda Półmaraton to tylko start B i nie traktuję go priorytetowo, ale też muszę się sprawdzić przed maratonem. Przed maratonem, którego  jeszcze nie ma. Ehhh, muszę się ogarnąć. Koniec wstępu, zaczynamy podsumowanie.

1) Poniedziałek

Biegałem. Nie mogłem się powstrzymać. W miarę dobrze się czułem. Teraz już wiem, to był błąd. Schrzaniło mi to wszystkie treningi do piątku włącznie. Żeby to jeszcze było 10 km spokojnie a było 18 km co raz wolniej i wolniej. Już na końcu widziałem, że to była straszna głupota. Ale co zrobić. Pisałem o tym we wpisie „Dzień wolny od biegania” a sam dałem się ponieść chwili, zamiast iść spać. Jedziemy dalej.

2) Wtorek

Kompletna masakra. Miało być 5 albo 6 x 2km w tempie 3:25. Po pierwszym kilometrze gdzie cisnąłem ile sił i uzyskałem niesamowite 3:37 poddałem się. Biegłem już zrezygnowany bez celu. Starałem się jakoś ratować trening więc pocisnąłem 5 km w tempie ok 3:35 – 3:40. Później kilometr przerwy i 4 km drugiego zakresu. Przerwa i 3 km zakresu. Przerwa i już do domu w drugim zakresie, ok 6 km. Miałem kończyć 2 km + 1 km ale o dziwo ostatnie kilometry biegło mi się najlepiej. W sumie pracę zrobiłem sporą, 18 km drugiego zakresu ze średnią ok 3:40. Ale nie taki był cel, brakuje mi szybkości i nad nią chciałem pracować.

threshold_2_podsumowanie_tygodnia

3) Środa

Ten trening wtorkowy wjechał mi na ambicję. Rano w środę na siłowni zrobiłem 5 x 1 km interwału. Łącznie 10 km + stabilizacja + sprawność. Biegałem szybko, tak jak chciałem. W końcu bieżnia to wymuszała. Ale po treningu byłem lekko mówiąc skołowany. Wieczorem jeszcze ok 10 km szurania nogami. Do tego ciężkie dni w pracy w środę, czwartek i piątek. Nie sprzyjało to wszystko regeneracji.

4) Czwartek i Piątek

Po pracy zrobiłem 20 km. To był horror. Zacząłem dobrze, całkiem szybko. Po 4:20. Ale od około 6 kilometra było już co raz gorzej i gorzej. Zwyczajnie skończyła mi się energia na ten tydzień. Myślałem, żeby się zatrzymać, ale musiałem wyrobić się na trening na Agrykolę, który prowadzę. Biegałem już nawet 5:00 co dla mnie naprawdę jest prędkością agonalną :) Czasem się ludzie oburzają, że traktuje takie prędkości jako jogging, człapanie, bieganie nie warte świeczki. Nic bardziej mylnego. Dla mnie w tej chwili to wolno, ale dla kogoś to może być super prędkość. I dla mnie kiedyś też była. Piszę to, żeby nie zdenerwować nikogo pisaniem, że 5:00 to prędkość przy której kończę trening.

czwartek_podsumowanie_tygodnia

Później był jeszcze trening z grupą. O dziwo po paru minutach odpoczynku biegło mi się już lepiej. Co prawda biegałem na prędkościach 5:00 – 6:00 ale już nie padałem na twarz. Po powrocie do domu postanowiłem zrobić akcent w sobotę. Myślałem o Biegu Wedla, chciałem tam startować, bo wiadomo. Nawet kiepskie zawody to znakomity trening. Więc Długo spałem. W piątek zrobiłem tylko lekkie 10 km i znowu starałem się dobrze wyspać. W dodatku sporo jadłem, żeby dostarczyć energii i zregenerować się po tych treningach. Jednak już w piątek wieczorem na rozbieganiu wiedziałem, że nie pobiegnę zawodów. Nogi cały czas jak z ołowiu. Wolałem zrobić mocny trening. Udało się zgadać z kolegą i tak zaczęła się sobota.

5) Sobota

Zrobiliśmy 2 x 4km drugiego zakresu + 2 x 2km z prędkością półmaratonu + 2 x 1 km z prędkością biegu na 5 km. Długie przerwy, 5 i 4 minuty. Nie powiem, jak na stan moich nóg to był chyba najlepszy trening od tygodni, jak nie miesięcy. Dzięki temu, że biegaliśmy razem, świetnie trzymaliśmy tempo. Co ciekawe zmierzyłem sobie pierwszy raz w życiu zakwaszenie. Po 2 x 4 km wyszło 3.9 mmol, więc niby książkowy próg. Wychodzi na to, że idealnie biegam te treningi jeżeli chodzi o zmęczenie. Niejako zakwaszenie potwierdziło się z prędkościami i pulsem. Trochę dodatkowej, ciekawej wiedzy. Może sam sobie kupię jakiś miernik mleczanu, żeby lepiej poznać swój organizm, bardzo mnie to zainteresowało. Po kilometrówkach zakwasiłem się na 8.6 mmol i byłem lekko mówiąc trupem. To pokazuje, jak mocno wytrenowany jestem w kierunku wytrzymałościowym i, że brakuje mi prędkości. Na tym zakwaszeniu 3.9 mmol czułem się naprawdę dobrze i mogłem tak biec i biec. Co prawda była to ciężka praca, ale „znośna”. Jak tylko przyspieszyłem to już było dużo trudniej. Na dwójkach jeszcze dawałem radę, ale kilometrówki to już siła woli a nie mięśni. Przy zakwaszeniu 8 mmol zwyczajnie sobie nie radzę. Odpadam błyskawicznie. Podsumowując, wyszło 25 km z czego 14 bardzo ciężkiej i dobrej pracy. Super trening!

podsumowanie tygodnia

6) Niedziela

Bez historii. Wyszedłem na 30 km wybiegania. Nie było źle, nie było rewelacji. Kryzys między 22 a 27 kilometrem, ale przetrwałem i do domu już kończyłem po 4:10 lekko przyspieszając. Jutro wolne :)

7) Podsumowanie

Co raz bardziej rozumiem, jak ważne jest odpowiednie nastawienie. Bardzo mądre jest twierdzenie, że biega głowa. Trzeba szukać motywacji, nakręcać się, wspierać wzajemnie. Ale przede wszystkim trzeba dobrze planować i unikać niepotrzebnych treningów, które wnoszą tylko niepotrzebną destrukcję w całym planie treningowym. Zobaczymy jak przebiegnie kolejny tydzień. Może czas na jakieś zawody? Jedno jest pewne, poniedziałek wolny! :)

More from Bartosz Olszewski
BPS do Walencji – podsumowanie tydzień 5
Odliczanie trwa. Dwa tygodnie. To był tydzień “z piekła do nieba”. Nie...
Read More