Obóz NIEbiegowy – jak przetrwać kontuzję?

Właśnie wracamy z Hiszpanii. 6 tygodni, podczas których chciałem skupić się na treningu i w jak najlepszej formie stanąć na starcie maratonu w Londynie i Wings for Life. Niestety los miał inne plany. Kontuzja to najgorsze co może spotkać sportowca. Ale to też część tego sportu. Jestem zły, rozgoryczony, ale pogodzony z tym co się stało. Szybko zmieniłem plany i starałem się robić wszystko, żeby ta kontuzja kosztowała mnie jak najmniej. A powrót do wysokiej formy był bardzo szybki. 

W artykule występuje lokowanie produktów marki TREC w ramach współpracy ambasadorskiej.

Kontuzja

Pewnie wszyscy się zastanawiają, co to za uraz. Nie mam pewności, wynik rezonansu będę miał za chwilę. Jednak nauczyłem się, że jak bój nie przechodzi przez kilkanaście dni, dodatkowo boli tylko podczas biegania, to prawie na pewno jest to uraz mechaniczny. Mięsień płaszczkowaty, piszczelowy tylni, kość? Ważne, że w chwili obecnej jest już prawie ok. Poruszam się bez bólu. Skaczę bez bólu. Przebiegłem nawet oszałamiające 400 metrów i następnego dnia dyskomfort był minimalny. Wiem, że jakbym zrobił normalny trening to pogorszyłbym sprawę. Wiem, że tam jeszcze się coś goi. Ale to już raczej powoli koniec i niedługo wracam. 

Ścieżka biegowa w ogrodach Turii

Pierwsze objawy

A wszystko zaczęło się naprawdę dobrze. Dobre treningi w Walencji. Może nie latałem, ale przyzwoite odcinki 800 metrów na bieżni. W Denii pomimo dużego zmęczenie na początku, wszedłem na dużo lepszy poziom. Widzę to zawsze po rozbielaniach. Biegałem lekko poniżej 4:10 min/km. A to już oznacza, że forma jest całkiem dobra. Co więcej, zrobiłem tydzień odpoczynku. I po tym tygodniu coś mnie zaczął boleć piszczel na jednym treningu. Odpocząłem, wyszedłem kolejnego dnia i już prawie nic. Sytuacja jakich dziesiątki w trakcie sezonu. Zrobiłem mocny trening maratoński na dużej objętości. Coś tam odczuwałem, ale nie przeszkadzało to w biegu. Następnego dnia rano była kaplica. Zawróciłem po 100 metrach, bo zwyczajnie nie byłem w stanie biec. Koniec obozu…

Kilka treningów w Denii zaliczyłem

Jeszcze się łudziłem, że to mocne przeciążenie. Po 5 dniach ból prawie ustąpił. Ale jak pobiegłem, to było źle. Wiedziałem, że to coś poważnego. Niestety okazało się, że już w całym lutym nie pobiegam…

Obóz biegowy bez biegania?           

Na początku byłem strasznie zły. Drugi raz łapię kontuzję dosłownie kilka dni po tym, jak zapisuję się na London Marathon. Jakieś fatum. Przebiegłem ponad 30 tys km, podczas których pauzowałem 3 tygodnie z powodu przeciążenia. I tutaj jeb, w takim momencie. 

Jednak trochę nauczony doświadczeniem zacząłem kombinować, co tutaj robić, żeby nie wrócić totalnie bez formy. Pamiętam jak było w 2018 roku. Po 4 miesiącach przymusowej przerwy (z czego ostatnie 6 tygodni prawie bez aktywności) myślałem, że już nie wrócę do biegania. To ciężko opisać, ale ja ledwo pokonałem 400 metrów i nie mogłem się ruszać. Czekało mnie dużo rehabilitacji, ćwiczeń. I mozolna nauka biegania. Byłem totalnie sztywny, nie panowałem nad nogami podczas biegu. 

Dopiero zauważyłem napis na bluzie Niny. Dodawała mi otuchy? :D
  • Spinning

W Denii po pierwsze wskoczyłem na spinning. Miałem pod nosem. Więc praktycznie codziennie jeździłem ok 50-80 minut. Trochę mi to zajeżdżało mięśnie czworogłowe (puls jak na mocnym spacerze a czwórki pieką  ) ale z każdą kolejną wizytą było lepiej. Do tego miało to dużą wartość edukacyjną bo obejrzałem całe dwa seriale na Netflixie o Drugiej Wojnie Światowej. Gorzej, że nie miałem spodenek na rower. Więc nie wnikając w szczegóły, po kilku jazdach wyglądałem jakbym tyłkiem kręcił piruety na papierze ściernym :D Boli do dziś…

  • Siłownia

Nie zrezygnowałem z siłowni. Odpuściłem większość ćwiczeń w staniu z dużym ciężarem, szczególnie na początku. I do tego dorzuciłem więcej pracy nad mobilnością bioder. I tutaj nawet widzę postępy. Niewiarygodne, myślałem, że to już jest nie do ruszenia a jednak. Będę kontynuował tę pracę i jeszcze kiedyś pokonam prawidłowo płotek na bieżni. Damski oczywiści ;)

  • Spacery

Dużo spacerowałem. Oj bardzo dużo. Z Niną zwiedzaliśmy wzdłuż i wszerz całą Denię. Codziennie. To były fajne spacery. Dużo ciekawych miejsc odkryliśmy. Niestety często były to cukiernie, a wiadomo, że waga podczas kontuzji potrafi rosnąć. Szczególnie u mnie, bo ja stres i złość zajadam ciastkami :D

  • Aqua Jogging

No i najważniejsze, Aqua Jogging! Zamówiłem pas na Amazonie i poszedłem na basen pobiegać. Jest to aktywność najbardziej imitująca bieganie ze wszystkich odstępnych treningów zastępczych. No może bieżnia antygrawitacyjna i bieżnia podwodna jeszcze są bliżej biegania, ale ja akurat chciałem w 100% unikać kontaktu stopy z podłożem. I nie miałem dostępu do dwóch powyższych.

A więc mam ten pas. Zakładam, wskakuję do basenu jak superbohater. Naładowany adrenaliną. Wiem, że to będzie ogień. I raptem zdaję sobie sprawę, że to najnudniejszy „sport” świata. Do tego mój pas nie wypycha mnie dostatecznie wysoko i co chwila piję wodę :D Macham tymi rękoma i nogami jak pojebany. Boli wszystko. Dyszę. I przesuwam się z prędkością ok 2 minut na 25 metrów. Czyli 1 metr pokonuje w 5 sekund. Spróbujcie tak wolno iść i zobaczycie jaka to masakra.

Jednak następnym razem zakładam dwa pasy! Jeden biorę na basenie. Cała głowa jest nad wodą! No i idzie. Robię interwały. Jakąś zabawę biegową. Jest lepiej, dużo lepiej. Prędkość ta sama, ale już nie piję wody. Znowu pas mnie poobcierał. Wszędzie mnie wieczorem piecze jak biorę prysznic. Ale cieszę się, że coś mogę robić. W dodatku już mi to nieźle wychodzi. Jednak nadchodzi smutny dzień. Na basenie jest jeden Szeryf Ratownik. Pierwszy konflikt mieliśmy, jak Ninie zabrał piankowy materacyk „bo to tylko na kursy”. Nina prawie w płacz, materacy jest 30, ale nie można i już. Nawet dotknąć. Co z tego, że hiszpańskie dzieci brały kiedy chciały, my nie mogliśmy. No i Szeryf zauważył, że wziąłem pas wypornościowy. Który zresztą brał kto chciał. Ale turysta nie może. No to już nie była fajna konwersacja i dziwię się, że mnie jeszcze na ten basen wpuścili…

Ale co Cię nie zabije. Zły jak cholera w drodze do Castellon zatrzymuję się w Decathlonie. A tam piękny pas z wypornością do 105 kilo!!! No cudo, Ferrari do biegania pod wodę. Biorę od razu. Zakładam i wchodzę dumny na basen, patrzę na debila jak Tyson na rywali przed walką. Wskakuję jak heros do wody i zaczynam poruszać się z prędkością żółwia myśląc tylko o tym, ile jeszcze do końca :D 

Miałem mieszane uczucia do tego Aqua Joggingu. Ale kiedy po prawie miesiącu bez biegania przebiegłem 400 metrów byłem mega pozytywnie zaskoczony. Bolą jak zwykle przywodziciele. Boli trochę sztywne biodro. Ale lekko biegłem w tempie 4:10 i ostatnie 100 zrobiłem w 17 sekund nie wkładając w to jakoś strasznie dużo sił. Wydolnościowo wiadomo, że to mnie kosztowało. Ale aparat ruchu serio bardzo przyzwoicie. Aqua Jogging działa. 

  • Dieta

No i jeszcze jedno. Starałem się trzymać wagę. Nie jest to dla mnie łatwe w Hiszpanii. Lubię tapasy a do lekkich one nie należą. Znam też kilka fajnych cukierni a jak się chodzi pół dni po mieście to często znosi i raptem ląduje sernik na talerzu. Ale się w miarę pilnowałem. Pewnie jakbym nie dojadał po Ninie to bym w ogóle utrzymał wagę albo coś zrzucił. Ale i tak podczas kontuzji zawsze było dużo gorzej. 

  • Suplementacja

Cały czas dbałe też o suplementację. Dalej regularnie brałem kreatynę, Omega+D3 i piłem czasem białko. Jednak zostało dużo żeli i odżywek z kofeiną na najtrudniejsze treningi. W każdym razie dla mnie poza bieganiem dalej był to obóz sportowy. I uważam, że tak trzeba do tego podchodzić. Im mniej się straci, tym szybciej organizm wejdzie na obroty. Co więcej, ja wierzę, że ta przetrwa da mi pewnego rodzaju odpoczynek, mocne roztrenowanie, które zaowocuje na jesień. Tego się trzymam. 

Trochę statystyk

W lutym przebiegłem 16 kilometrów. Średnie tempo to 3:46 min/km. To najszybszy miesiąc w mojej biegowej karierze :D Kocham statystyki :)

Na rowerze spędziłem około 30 godzin. To pozwoliło mi obejrzeć 20 odcinków o wojnie, 3 odcinki The Last of Us i jakiś film. Nie pamiętam już jaki, czyli musiał być to niezły gniot.

W wodzie biegałem 12 godzin. To mało. Powinienem na rowerze spędzić maks 20 i dodatkowe 10 w basenie. Ale uwierzcie, te 12 to jak 120 godzin biegania ;) 

Na siłowni spędziłem ok. 8 godzin. To w sumie mało, ale szczególnie na początku bardzo oszczędzałem nogę. 

Zjadłem za dużo sernika. Nina wyjada tylko środek ;)

Co dalej?

Po dokładnej diagnozie będę wiedział kiedy mogę wrócić i na ile mogę sobie pozwolić. Na razie koncentruję się na treningu uzupełniającym. I staram się powstrzymywać przed tym, żeby wyjść i przebiec większy dystans. Wiem, że jeżeli coś uszkodzę, to licznik zacznie odliczać od początku, a tego bym sobie nie darował. Aha i jeszcze jedno. Wracam do blogowania. Mam nadzieję, że starczy mi sił i determinacji. I przede wszystkim czasu. Lubię pisać, swojego bloga cenię 10 razy bardziej niż FB i IG. Czas tam wrócić! 

More from Bartosz Olszewski
Periodyzacja treningu pod wybrane zawody
Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale wybrane treningi przynoszą różne...
Read More