Nie wiem czy jest głupsze powiedzenie dotyczące biegania. Niektórzy używają go dla przekory i rzeczywiście może być wtedy śmiesznie. Ale większość osób myśli, że jak potrenuje w zamieci, ulewnym deszczu, błocie czy innym bagnie, to są wtedy większymi bohaterami. I ich trening jest lepszy od treningu kogoś, kto spokojnie biegał w sprzyjających okolicznościach.
Otóż Wasz trening nie jest w niczym lepszy! Ile razy ktoś mi pisze ten głupi tekst po tym, jak wrzucę zdjęcie z siłowni. Jak biegam na bieżni mechanicznej, a za oknem np. ulewa i wieje. Albo oblodzone chodniki. I po co mam biegać np. kilometrówki po oblodzonym chodniku? Co mi to da? Dlaczego, jak mam możliwość, to mam się męczyć i zyskać mniej, zamiast zyskać więcej i w dodatku nie ślizgać się na każdym kroku? Czy jak macie wybór narobić się w pracy, której w dodatku nie lubicie i wziąć za to 1000 zł zamiast np. robić coś co lubicie za 2000 zł to wybieracie pierwszą opcję? Bo to kształtuje charakter?
Naprawdę, jest coś takiego jak zła pogoda. Możecie sobie wmawiać, że takiej nie ma, ale serio, jest. Nie raz, nie dziesięć i nie sto razy biegałem w taką pogodę. Ale nie zamierzam tego robić za każdym razem, żeby pokazać światu jakie mam cojones. I np. przed treningiem stabilizacji na siłowni biegać 3 km w -20 stopniach, zamiast rozgrzać się na bieżni. Bo jaki ma sens męczenie się w takiej sytuacji na zewnątrz, skoro trening ma za zadanie jedynie rozgrzanie mięśni? Jeżeli mam taką możliwość, wybieram ciepło.
Miarą treningu i zawodów od zawsze była intensywność i czas. A nie to w jakich warunkach zrobimy dany trening. Ludzie lubią sobie dokładać utrudnienia, bo myślą, że wtedy są w czymś lepsi. Uwierzcie mi, że nie jest wyczynem biegać w +30 czy -20 stopniach Celsjusza. Nie jest wyczynem biegać podczas burzy, huraganu czy gradobicia. Naprawdę wszystko to przerobiłem. Dla mnie celem jest poprawienie osiągnięć i staram się trenować w warunkach i w okolicznościach, które najbardziej zbliżą mnie do upragnionych wyników.
Dla jednego miarą charakteru będzie dążenie do upragnionych czasów. Dla innego gubienie kolejnych kilogramów. Jeszcze dla innej osoby wstawanie przed pracą i bieg o wschodzie słońca. A może dla kogoś jest bieganie w złej pogodzie? Nic mi do tego, bo ważne, żeby osoba robiąca trening czuła, że pokonała własne słabości. I wyszła na trening. Moim zdaniem siłą charakteru w bieganiu jest przede wszystkim przezwyciężenie własnych słabości. Kontynuowanie wysiłku, kiedy nogi i głowa mówią już „NIE”. Pokonywanie kolejnych barier. Zła pogoda może i jest jakąś barierą. Ale naprawdę, najłatwiejszą do pokonania.
Wracając do złej pogody. Nie ma słabego charakteru ten, kto zamiast biegać w złej pogodzie pójdzie na trening na siłownię. Jeżeli przyniesie mu to równie dobre, jak nie lepsze rezultaty, to gdzie tu słaby charakter? Słaby charakter co najwyżej może mieć ktoś, kto zostanie w domu kierując się wymówkę, że pogoda nie jest najlepsza. Sięgam rok wstecz i nigdy, dosłownie ani razu, nie zrezygnowałem z treningu bo pogoda mi nie odpowiadała. Ani razu na ponad 400 treningów. A że sobie pomarudzę, że leje i mi zimno? No cóż, bo leje i mi zimno. Wolę jak jest 15 stopni i nie pada. To, że wolicie biegać jak są sprzyjające warunki nie świadczy o niczyim słabym charakterze. Bardziej świadczy o tym, że nie musicie sobie niczego udowadniać. A to, że biegacze to taka dziwna społeczność, która ciągle musi światu coś udowadniać, to chyba już materiał na oddzielny wpis.