Obecna popularność social media sprawiła, że mamy wysyp motywujących obrazków, filmików, cytatów. Jednak czy na dłuższą metę naprawdę jesteśmy w stanie się tym zmotywować? Albo jestem staroświecki, albo mało reformowalny, ale dla mnie dalej największa motywacja i najlepsza inspiracja do treningów płynie z kolejnych stron czytanych książek.
Oglądam te wszystkie obrazki z cytatami i średnio mnie to rusza. Dziwi mnie nawet, że to ma takie zasięgi i wszyscy to udostępniają. Czasem też coś wrzucę (teraz czeka na tapecie jeden obrazek z cytatem Jordana), ale szczerze, czy na dłuższą metę was to motywuje? Jeden szybki strzał, nie wiem czy starczy na rozgrzewkę :) Jeżeli jest inaczej to macie szczęście. Bo nie mówię, że motywowanie się czymś takim jest złe. Według mnie dość mało wpływowe w dłuższym terminie. To jest jak post na facebooku, przemija po paru godzinach.
Trochę lepsze są filmiki. Te już potrafią wejść na psychikę. Co prawda jak oglądam większość to chce mi się śmiać. Coś w style „jesteś zwycięzcą”. Ale są też dobre. Dobrze zmontowane, z dobrą muzyką. Z dużą dawkę inspiracji. Motywacja płynąca z czegoś takiego potrafi już się utrzymać przez długi czas. Szczerze, to ja często wracam do tego filmu. Zawsze trochę przechodzą mnie ciarki:
Mamy też oczywiście filmy. Ja je uwielbiam. Jak ktoś nie szukał inspiracji w kolejnych częściach Rocky albo w takim Kickbokserze, to nie mamy wspólnych tematów! Ale to jednak też bardziej zabawa i „szybki strzał”. Polecam na noc przed zawodami.
No i dochodzimy do sedna sprawy. Do książek. Dlaczego książki są najlepszą motywacją? Bo poznajemy sylwetki sportowców. Od urodzenia do osiągnięcia samego szczytu. Poznajemy ich wszystkie wzloty i upadki. Radość, ale też ból i cierpienia. Widzimy ile musieli poświęcić, żeby dojść tam gdzie są teraz, albo tam gdzie byli. Przede wszystkim widzimy, że oni też nie mieli łatwo. Że poświęcili całe życie dążąc do tego jednego, wymarzonego celu.
Często też się z nimi utożsamiamy. To nie są już tylko jakieś postacie z zawodów. Z kolejnego obrazka na facebooka. To żywi ludzie z krwi i kości. Którzy tak jak my mają swoje gorsze dni. Mają załamania formy, kontuzje. Przeżywają tragedie osobiste, sportowe. Ale przeważnie walczą. Radzą sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu. W książce nie przeczytamy sentencji skondensowanej do jednego zdania. To będą dziesiątki, albo setki stron na jakiś temat. To wpływa na nasze podejście do sportu, do treningu. Z tego naprawdę płynie olbrzymia motywacja sportowa. Ale nie tylko. Często działa tutaj zasada: jak on mógł to ja nie mogę? Więc przekłada się to na nasze codzienne życie (tylko niech wam się nie przełoży biografia „Ja Ozzy” ;) ).
Wiem, że obecnie ludzie są leniwi. Wiem nawet, że jak piszę ten tekst, to większość zobaczy tylko streszczenie na facebooku. Takie mamy czasy. Ale jak chcecie coś osiągnąć, jak chcecie być naprawdę dobrzy w tym co robicie, to musicie włożyć w to więcej czasu i wysiłku. I jak już macie się motywować i szukać inspiracji to sięgnijcie bo biografie wybitnych sportowców. Zobaczcie jak trenował Bill Rodgers przed swoimi maratonami w Bostonie. Ile interwałów na treningu potrafił przebiec Emil Zatopek. Co znaczyło kolarstwo dla Lanca Armstronga. Jakim potworem na treningach był MJ. Uważasz, że brakuje Ci czasu, to przeczytaj biografię Schwarzennegera. Czy w końcu zobacz, że nawet ktoś z kompletnego marginesu jak Tyson, może stać się mistrzem. To są historie które zapamiętacie na lata i które mam nadzieje będą was prowadziły przez resztą sportowego (i nie tyko) życia. Naprawdę warto poświęcić ten czas!