Swojego czasu czytałem tekst na bieganie.pl o motywacji. Dlaczego zawodnicy zapytani o to jak motywują się do biegania nabierają wody w usta i ciężko im odpowiedzieć? Zastanowiło mnie to, bo mam tak samo. Ile razy już dostawałem to pytanie na antenie i bełkotałem bez sensu. Przemyślałem temat i postanowiłem zebrać kilka swoich patentów.
Wiem, że już pisałem o tej motywacji. Trzy magiczne sposoby tu, trzy magiczne sposoby tam. One serio działają. Ale co jak zwyczajnie wracamy samochodem do domu. Stoimy w korku. Jest zimno. Wali śnieg z deszczem. Już ciemno. A wyjść trzeba. Sytuacja się komplikuje… To dziś napiszę o tym jak to u mnie wygląda.
- Trzeba mieć cel. Nieważne jaki. Czy to wymarzona waga, sylwetka, czas na zawodach, pokonanie rywala czy wygrana w rywalizacji na Endomondo (patrząc na ilość wyzwań, ta motywacja działa najlepiej ;) ). Jeżeli coś robimy bez celu, to zwyczajnie nam się nie chce i rezygnujemy. Znacie uczucie, kiedy pracujecie i tak naprawdę nie wiecie w jakim celu (kto pracuje w korpo ten zna). Tak samo jest z bieganiem. Musi to czemuś służyć, do czegoś prowadzić. Więc jak biegacie bez celu, to możecie skończyć czytać i pomyślcie, do czego to bieganie ma Was zaprowadzić. I jak już wymyślicie, to zacznijcie od punktu drugiego.
- Znajdź kogoś z kim możesz trenować lub zwyczajnie biegać. Wiem, że niektórzy nie lubią biegać z kimś. Biegają, bo to dla nich czas na wyciszenie, pozbycie się stresu, chwilę z własnymi myślami. Ale to już jest tak mocny cel sam w sobie, że nie potrzebują partnera.A jeżeli lubisz z kimś biegać to nie czekaj. Dzwoń, pisz i umawiaj termin. I tutaj jedna uwaga. Fakt, że postanowisz przyjść na trening grupowy wcale nie jest tak silną motywacją. Ale jak się umówisz z kimś na 6 rano pod blokiem, to już wyjdziesz, bo raczej nie zostawisz go samego stojącego i marznącego. Sumienie nie powinno Ci na to pozwolić. Z drugiej strony przypominają mi się moje „ustawki” z bratem. 5 rano, brat już gotowy. Ja walczę, walczę i w końcu dzwonię „sorry Paweł, serio, nie dam rady, idę spać dalej”. Po czym z drugiej strony słyszę „modliłem się, żebyś to powiedział” :D
- Muzyka. Ogólnie nie słucham za dużo muzyki. Ale na krótką metę nic tak na mnie nie działa jak puszczony na maksa dobry kawałek rockowy. Głośno, dynamicznie i nogi aż same rwą się do biegu. Tylko też z tym uważajcie. Pamiętam jak kiedyś 15 minut przed wyjściem z pracy założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Było dość cicho, więc wziąłem na maksa. Dopiero jak cały open space zaczął się na mnie patrzeć jak na wariata zorientowałem się, że zapomniałem tych słuchawek podłączyć a dźwięk leci z głośników :)Powiązany wpis: Czego słucha WarszawskiBiegacz przed zawodami?
- No i na koniec wizualizacja. Nie będę Wam opowiadał o tym, co sobie wyobrażam jadąc na trening, bo uznacie, że jestem nienormalny i przestaniecie mnie czytać. Ale serio. Wizualizujcie zbliżające się zawody, sukces na mecie, nowe życiówki, idealną sylwetkę. Wyobraźcie sobie, że dzięki bieganiu poznacie miłość swojego życia (mi się udało ;) ), albo zwyczajnie zjecie olbrzymiego burgera i nie przytyjecie (to mi się nigdy nie udaje). Wyobrażenie sukcesu działa bardzo motywująco. A w połączeniu z muzyką to prawdziwa bomba! I pamiętajcie, to nie musi być realna wizualizacja do spełnienia, ma Was zwyczajnie zmotywować!
To tyle. Idealna sytuacja. Macie określony cel. Umówiliście się ze znajomymi na wspólny trening. Jedziecie samochodem, słuchacie muzyki i wyobrażacie sobie jak wygrywacie kolejny Boston Marathon :D Trening musi się udać!
PS – na koniec zupełnie na serio łyżka dziegciu do tej beczki miodu. Prawda jest taka, że jak nam się nie chce, jak nie odnajdziemy w sobie wewnętrznej potrzeby, żeby na ten trening iść, to nie pójdziemy. Jeżeli takie proste slogany by działały, to problem braku motywacji zniknąłby z tego świata. Ciężko jest powiedzieć, jak się zmotywować. Na pytanie, jak to robię, że jestem w stanie znaleźć w sobie motywację na kolejne ciężkie treningi, nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Ale to wszystko o czym piszę powyżej to tylko dodatek. Cała motywacja siedzi gdzieś wewnątrz nas. I tylko od nas zależy, czy wydobędziemy ją z siebie, czy dalej będziemy się motać. Więc przestać czytać kolejne teksty o motywacji, tylko zwyczajnie rusz dupę i idź biegać!
PS2 – ok, już kończę. Szczerze jak nie chce mi się biegać, to nic na mnie nie działa, absolutnie nic! Mogę być w tragicznej formie, Kaśka nazywa mnie „grubcio”, tyłek nie mieści mi się w jeansy, oglądam maraton olimpijski i nic! Dopóki nie wstanę pewnego dnia, nie powiem sobie „Bartek, koniec wakacji, ruszamy”, zwyczajnie odpoczywam. Zawsze ten moment przychodzi, jakby ktoś przestawił mi wajchę i zaprogramował na trening. Jakaś wewnętrzna siła, którą trzeba w sobie znaleźć. Mam nadzieję, że Wam się uda. Powodzenia!