Jeszcze na chwilę wrócimy do mojego startu w Niemczech. To świetny przykład, żeby pokazać Wam jak niewdzięcznym dystansem jest maraton. Nie bez powodu nazywany królewskim dystansem. To 42 kilometry biegu, gdzie każdy błąd, jaki popełniliście w przygotowaniach, się odezwie. Gdzie nigdy wie wiesz co się wydarzy, możesz być tylko pewny, że się wydarzy. Gdzie masz tak mało szans na przetestowanie swojego organizmu, sprawdzenie formy, powalczenie o swój wymarzony wynik. A to wszystko obarczone olbrzymim ryzykiem, że organizm na trasie się o coś upomni.
Wracając do mojego biegu, na szybko wyciągnąłem wnioski. Trochę wczoraj zgadywaliście, dlaczego nie poszło, tak jak zakładałem. Dlaczego tak osłabłem i to już po 22 kilometrze. I nawet większość całkiem trafnie analizowała. Bo sprawa jest naprawdę prosta.
- Cały czas startem docelowym jest Wings for Life. Półmaraton i mararton miały być elementem przygotowań. Ale byłem w bardzo dobrej formie. Postanowiłem powalczyć o życiówki. Przed półmaratonem jeszcze do środy byłem w pełnym treningu. Trzy dni odpoczynku z dwoma lekki treningami i się udało. Po półmaratonie byłem w bardzo dobrej formie. Zaraz wskoczyłem w trening i to było naprawdę ciężkie 7 dni treningu. Kończyłem w niedzielę długim wybieganiem ponad 30 km w tym 20 km (8+8+4 kilometra) w tempie maratonu. Następnie odpoczywałem do maratonu.
Zrobiłem tydzień odpoczynku, ale to nie wystarczyło. Nie da się do maratonu wypocząć w tydzień. Oczywiście zdawałem sobie z tego sprawę, wiem, że taki wypoczynek to minimum 14 dni, a najlepiej jak już 3 tygodnie wcześniej mocno schodzimy z objętości i łapiemy świeżość. Ja nie dość, że miałem mocne dwa pierwsze tygodnie, to jeszcze po drodze zrobiłem półmaraton na życiówkę. Zwyczajnie byłem zmęczony, a raczej moje mięśnie były. Starczyło na pierwszą połowę biegu, ale już na drugą nie. To pokazuje jak bezwzględny jest to dystans. Naprawdę przed biegiem czułem się świetnie. Dzień przed biegałem 5 kilometrów w pierwszym zakresie po 3:50 min/km! Ale maraton nie wybacza, maratonu nie oszukasz, zapłaciłem w drugiej połowie biegu.
Możecie się spytać, jak mogłem popełnić taki błąd? Przecież mam doświadczenie. Ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że tak może być. Zwyczajnie ryzykowałem. Jak mówię, priorytetem jest Wings. Zdobyłem bezcenne doświadczenie. Może to i dobrze, że dostałem po twarzy. Przynajmniej mogę Wam jasno pokazać, że nie należy nadrabiać treningów, testować się tydzień przed, czy startować w półmaratonach przed samym startem maratońskim. To jest obarczone olbrzymim ryzykiem. Wiele możemy stracić, praktycznie nic nie zyskujemy.
Moim zdaniem to zmęczenie odpowiadało w 95% za osłabnięcie w drugiej połowie biegu. Pamiętajcie, zawsze najprostsze wytłumaczenia są najlepsze. Nie ma co szukać problemów, tam gdzie ich nie ma. Z drugiej strony, są też inne przyczyny kiepskiego czasu. To co napiszę poniżej to nie jest żadne tłumaczenie! Nie odbierajcie tego tak. Chcę tylko pokazać, jak inne czynniki mogę negatywnie wpłynąć na Wasz bieg. Ze wszystkimi mierzyłem się dwa lata temu, zrobiłem życiówkę. Tutaj zawiniło wypoczęcie. Ale wpływ miały również poniższe czynniki.
- Podróż. Na pewno 7 godzin w samochodzie za kółkiem i zameldowanie się w hotelu ok. 20 nie pomogły. Unikajcie tego jak ognia. Przed maratonem możecie pospacerować, ale ogólnie to leżcie.
- Pogoda. Ta nigdy nie jest idealna. W Lipsku było pełne słońce i 18 stopni. Trochę wiało. Ale ogólnie jakbym był w formie i wypoczęty to bym sobie poradził. To nie były warunki, które by mnie jakoś specjalnie zniszczyły na trasie. Chociaż po wypiciu chyba 3 litrów piwa, do toalety poszedłem dopiero kilka godzin po biegu ;)
- Samotny bieg. To jest masakra. Jak idzie, to idzie. Jak masz formę, lekką nogę, biegniesz po rekord, to tniesz jak w transie. Ale jak nie idzie, jak pojawiają się problemy, to samotny bieg potrafi największego twardziela zniszczyć. Szczególnie samotny bieg w maratonie. Ja biegłem samotnie przez 42 kilometry i 195 metrów.
- Profil trasy. Wydaje mi się, że dwa lata temu naprawdę byłem na jakimś haju. Zapamiętałem tę trasę jako dość płaską. Po biegu patrząc na profil, okazało się, że na każdej z dwóch pętli były dwa podbiegi, jeden miał 45 metrów przewyższenia, a drugi 15. To dość dużo.
- Słabe przygotowanie siłowe. Ciężko mi to dokładnie opisać. Wiele osób wnioskuje, że problemy na podbiegach brały się z braku siły. Nie do końca tak jest. Na półmaratonie, na 18 kilometrze nawet byłem w stanie przyspieszyć wbiegając na Most Gdański. Fakt, że nie jestem mocarzem, ale co innego typowa siła, a co innego umiejętność utrzymania tempa pod łagodny podbieg, kiedy ma się 30 kilometrów w nogach. Jednak pod koniec wiedziałem, że z nogami najlepiej nie jest. Trochę zaczynały uciekać mi kolana do środka, trochę zacząłem się wyginać. Brak ćwiczeń stabilizacji, brak wzmacniania, prostych ćwiczeń ma macie. Muszę nad tym popracować. Niestety przed 7 maja jest już za późno na eksperymenty.
To chyba tyle. Mam nadzieję, że przestrzegłem wiele osób przed Orlen Maratonem. Zostało Wam 11 dni. Darujcie już sobie sprawdzanie i podbijanie formy. Odpocznijcie.
I na koniec taka ciekawostka. Wczoraj, we wtorek po maratonie, wyszedłem na 11 kilometrów rozbiegania. Tempo 4:13 min/km, puls 127, nogi lekkie, bez żadnego bólu. To pokazuje, że zwyczajnie na maratonie nie byłem w stanie rozwinąć pełnej mocy. To pokazuje też, że szybko i dobrze się zregenerowałem. To chyba pierwszy raz, kiedy po takim biegu nie rzuciłem się na tony lodów i hamburgerów, ale zadbałem o regenerację. Do kolejnego startu mało czasu i niestety nie mogłem sobie pozwolić na stracony tydzień. Oczywiście lody, burger i jakieś wino było, ale to nie to co kiedyś… :D