Ostatnio trafiła w moje ręce książka „Bieganie jest proste” autorstwa fizjologa Krzysztofa Mozera. Widząc, że została napisana przez specjalistę, myślałem, że właśnie temat fizjologii biegu będzie dominował w tej książce. I nawet się ucieszyłem, bo o takie książki dość trudno na polskim rynku. A później otworzyłem spis treści…
No i się zaczęło. Widzę, że autor zmieścił wszystko na 120 stronach. Mówiąc wszystko nie mam na myśli fizjologii, tylko wszystko co dotyczy biegania. Trening, regenerację, pierwsze kroki, ubieranie, odżywianie, fizjologie, motywacje, odchudzanie. Do tego oczywiście wstęp, zakończenie, złote rady itd. Później przekartkowałem i już wiedziałem, że tylko cud może obronić tą książkę.
Ponad połowa książki to obrazki. Nie przesadzam. Całą książkę od deski do deski przeczytałem w dwa dni w autobusie. Jadąc do i z pracy. Jadę ok 35 minut. A kilka fragmentów nawet przeczytałem więcej niż raz. Dłużej zajmuje mi przeczytanie nowego numeru magazynu „Bieganie”.
Chciałem jakoś bardziej przyłożyć się do tej recenzji. Wrzucić jakieś fragmenty Opisać poszczególne rozdziały. Ale stwierdziłem, że w sumie nie będę się wysilał. Jaka książka taka recenzja. Bo autor moim zdaniem zapomniał, że może faktycznie bieganie jest proste, szczególnie na początku. Ale pisanie książki już do prostych rzeczy nie należy. I dobitnie pokazuje to „Bieganie jest proste”.
Naprawdę więcej o bieganiu początkujący biegacze mogą się dowiedzieć z przypisów Kuby Wiśniewskiego w ostatniej książce Beaty Sadowskiej. Zapomniałem jeszcze napisać, że autor na tych kilkudziesięciu stronach tekstu zmieścił też kilka gotowych planów treningowych i poświęcił parę stron na kompletne jadłospisy na dni treningowe i beztreningowe. Ehh, kończę, nie chce się już pastwić. W każdym razie te jadłospisy to dla mnie jedyny pozytyw tej książki.