Problem kochanych czworonogów atakujących nasze kostki jest chyba znany wszystkim biegaczom. Jako, że biegam codziennie, mijam setki psiaków, to moje kostki są szczególnie narażone :) Tylko, że ja naprawdę uwielbiam zwierzaki. I naprawdę ciężko mi mieć do nich pretensje. W końcu ktoś ich nauczył takiego zachowania. No właśnie, właściciele piesków. Co to dopiero mają tupet.
Wiadome wszystkim jest, że głównymi atakującymi są te małe szczurki. Wydaje im się, że są panami świata i muszę Ci pokazać, że kontrolują przestrzeń w koło siebie. Ale to też nie jest regułą, bo mam np. sąsiada, który ma yorka i ten nigdy nawet nie szczeknie na biegające osoby. Więc da się wychować, trzeba umieć. A może w przypadku jakiejś grupy psów to tylko kwestia charakteru i nic się nie da z tym zrobić. Trudno powiedzieć. Małe to, krzywdy nie zrobi, poszczekać lubi. Gorzej jak jednak capnie w łydkę. No bo wtedy już właściciel ma problem. No i tym bardziej my mamy problem. Bo skąd mamy mieć pewność, że ten mały potwór był szczepiony… Tracimy czas, nerwy, trening poszedł w las :)
Ale przejdźmy teraz do tego, o czym tak naprawdę chciałem napisać. O właścicielach. Jako, że lubię bardzo zwierzęta, to potrafię zrozumieć w jakimś sensie, że właściciel chce czasem dać się wybiegać psu. Że czasem zdejmuje kaganiec. Wiem, że nie powinien tego robić, a jak już to w jakiś wyznaczonych miejscach, a nie tam, gdzie porusza się mnóstwo osób. Na rowerach, z dziećmi, biegnąć. Ale ok., nich pies też czasem ma coś z życia, nie do koca jego wina, że właściciel nie nauczył go, żeby nie skakać ludziom do nóg. Ale zobaczcie co się dzieje, jak już taki pies nasz zaatakuje. Wtedy dopiero się zaczyna cyrk.
Zawsze wtedy się zatrzymuje, bo nie wiadomo co pies zrobi i ile będzie za mną biegł. I teraz uwaga, słowo „przepraszam” słyszę statystycznie raz na 10 takich przypadków! Raz! I dla mnie wtedy jest po sprawie. Właściciel bierze psa, ja biegnę dalej. Ale kurcze, dlaczego ciągle słyszę „chodniki nie są od tego, żeby po nich biegać”, „piesek nie ugryzie”, „Pusia chce się tylko pobawić”. Jak zwracam uwagę, że skoro pies jest agresywny, to może przydałaby się smycz albo kaganiec to jedziemy dalej: „sam załóż sobie kaganiec”, „może Ciebie uwiesimy na smyczy”. Tylko chyba ktoś nie zauważył, że ja nie atakuje ludzi na ulicy. Ostatnio od jednaj Pani w Parku Skaryszewskim usłyszałem, cytuję: „jeżeli nie podoba się Panu zachowanie psa, to proszę się zatrzymać a nie biegać w miejscu do tego nie przeznaczonym i odejść”. No rzesz w mordę. Skąd się bierze to chamstwo ludzi? Jeżeli mój pies zaczął by skakać komuś na nogą albo na niego szczekać, to byłoby mi głupio strasznie i od razu bym zaczął za to przepraszać. No ale jak widać ogólnie w Polsce panują inne zwyczaje.
A co mnie najbardziej w tym wszystkim boli. Moja bezradność. Bo co mam zrobić? Nie chce mi się stracić czasu. Przeważnie właścicielem psa jest Pani w podeszłym wieku. Mam się z nią kłócić? Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak taki właściciel dostaje mandat, ale sytuacja gdzie w zasięgu wzroku jest policja albo straż miejska praktycznie się nie zdarza. A jak nawet to są tak zainteresowani sytuacją, że lepiej pobiec dalej i się odstresować. Chyba jedyna nadzieja jest taka, że to się zmienia wraz z pokoleniami. Bo jakoś psy młodszych właścicieli statystycznie dużo rzadziej mnie obszczekują. Co ciekawe, to właśnie młode osoby potrafią powiedzieć przepraszam i złapać psa pod pachę. Może jak będę biegał w masterach to sytuacja będzie już lepsza :)
I typ optymistycznym akcentem kończę moje weekendowe rozważania na temat psów i ich właścicieli. Dziś trenuję na Agrykoli, mam nadzieje, że na stadion żaden mały „morderca” się nie zaplącze :)
PS – może ktoś się zastanawia, dlaczego na zdjęciu jest akurat labrador. Bo to najłagodniejsze psy świata, nigdy żaden nawet na mnie nie szczekną. Więc należy im się piękne zdjęcia na blogu, zamiast jakiemuś małemu szatanowi w ubranku i z kokardką. Jedyny problem z labradorami jest taki, że im się nic nie chce i co drugi jest otyły :)