Karta Biegacza, czyli PZLA zrobi nam dobrze

Karta biegacza

O Karcie Biegacza usłyszałem będą we Włoszech. Ale wtedy nie było jeszcze szczegółów. Sporo ludzi już krytykowało ruch PZLA, ja wolałem poczekać na dodatkowe wiadomości. Myślałem sobie, kurcze, przecież zawsze mogli wymyślić coś pożytecznego, coś fajnego co zainteresuje biegacza. Wróciłem do Polski, zapoznałem się ze szczegółami i „atrakcjami” jakie taka karta miałaby oferować oraz z pomysłem certyfikowania biegów.

1) Karta biegacza

I to co mi na początku przyszło do głowy, to na jaki odzew liczył Polski Związek Lekkiej Atletyki? Bo dla mnie, tego co zaproponowali, nie da się obronić. W żaden sposób, żadnym tłumaczeniem. W takiej formie jak to zostało przedstawione zwyczajnie nie ma to sensu i nikomu nie służy. No tylko samemu związkowi. Co oferuje nam karta biegacza? Ubezpieczenie, obowiązkowe badania, obowiązkową przynależność klubową, obowiązkową opłatę.

Zawsze byłem przeciwnikiem obowiązkowych badań i obowiązkowego ubezpieczenia. Kurcze, umówmy się raz na zawsze, bieganie jest zdrowe! Ile osób w zeszłym roku umarło podczas biegu, a ile siedząc na kanapie, w drodze do pracy lub uprawiając seks? Sorry za głupie porównanie, ale w takim wypadku każdy powinien być obowiązkowo badany. W dodatku takie badania nie gwarantują nam, że cokolwiek zostanie wykryte. Co więcej, dają małą szansę, że uda się coś wykryć.

To samo z ubezpieczeniem. Z założenia PZLA chce działać na rzecz promocji biegania i zachęcania jak największej grupy ludzi do tego sportu. No to teraz wyobrażam sobie siebie zaczynającego biegać. Chce wystartować w zawodach a tam obowiązkowe ubezpieczenie, obowiązkowe badania lekarskie. No to bym pomyślał „kurcze, coś z tym bieganiem nie tak, może lepiej nie ryzykować”. Poza tym formalności, opłaty, to nie wpłynie na popularyzację biegania!

Obowiązkowa przynależność klubowa? Ciekawy jestem co zapewni to zawodnikom? Nie wiem ile klubów jest w Warszawie, ale biega w niej kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rozumiem, że oni będą płacili klubowe składki. A co w zamian? Co może dać mi klub w którym jest kilka tysięcy biegaczy?

Wszystkie powyżesz punkty są z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia biegacza, zupełnie nietrafione. Utrudniające bieganie, zmuszające nas biegaczy do czegoś, co nie jest nam potrzebne. Ale jestem przekonany, że to nie przejdzie. Więc przejdźmy teraz do certyfikowania biegów.

2) Certyfikacja biegów

Jak zauważył redaktor bieganie.pl, Adam Klein, w dokumencie PZLA pod tytułem „Strategia rozwoju lekkoatletyki w Polsce w latach 2013-2016” widnieją takie zapisy:

Nieco inaczej wygląda sytuacja w zakresie lekkoatletyki funkcjonującej dzisiaj, poza strukturami PZLA – głównie bieganie amatorskie ludzi dorosłych (nie dotyczy to sportu wyczynowego). Ruch ten opiera się głównie na samofinansowaniu przez jego uczestników. Organizację imprez biegowych, wraz ze wzrastającą popularnością i liczbą uczestników, często wspierają mniejsi lub więksi sponsorzy, w zależności od rangi zawodów. Jednak coraz częściej, dzięki swojemu profesjonalizmowi i zaradności, ruch ten walczy również, i to skutecznie, także o środki publiczne. Taki stan rzeczy powoduje, że „zorganizowana” lekkoatletyka otrzymuje coraz skromniejsze kawałki, z i tak już zmniejszającego się budżetu publicznego, przeznaczonego na szeroko rozumiany sport.

Oraz:

Niechęć tzw. amatorów do zrzeszania się w istniejących klubach lekkoatletycznych – powstają tzw. kluby biegacza i inne formy organizacyjne np. jako działalność gospodarcza – najczęściej poza strukturami PZLA. Mogą one stanowić zagrożenie w rywalizacji o publiczne i prywatne środki finansowe na działalność i rozwój lekkoatletyki. Mogą również przejąć obiekty i infrastrukturę lekkoatletyczną.

Ok, związek widzi, że w bieganiu masowym są duże pieniądze. Chce jakoś wejść w interes. Z mojego punktu widzenia nie ma w tym nic złego. To duża instytucja, ma duże możliwości. Ale karta biegacza to propozycja, której nikt nie zaakceptuje. A drugi pomysł, certyfikowanie biegów. Kurcze, po co to komu? Według PZLA to ma zapewnić odpowiedni poziom imprez, żeby nikt nas nie zrobił w konia. Przyjedzie delegat i oceni. W dodatku o takie rzeczy jak np. pomiar czasu, będą mogły zadbać tylko firmy certyfikowane przez PZLA. Nie oszukujmy się, to tylko i wyłączeni skok na kasę, nic w zamian!

Naprawdę nikt nam biegaczom nie musi mówić, która impreza biegowa jest dobra a która nie. Sami dobrze to wiemy, a jak nie wiemy, to dopytamy się znajomych biegaczy. Organizatorzy świetnie sobie radzą, zdobyli doświadczenie i imprezy stoją na coraz wyższym poziomie.

3) Podsumowanie

Więc ja się pytam, kto potrzebuje karty biegacza? Kto potrzebuje tych certyfikatów? Bo ja nie widzę korzyści dla biegaczy. Nie widzę korzyści dla imprez masowych i organizatorów biegów. Za to widzę korzyści dla związku. Więc nie mówcie, że chcecie dla nas dobrze, bo to bzdura. Biegacze nie chcą być uszczęśliwiani na siłę a całą tą inicjatywę widzą jako dłoń wyciągniętą po całkiem sporą kasę. I chyba widzą słusznie.

Polecam zapoznać się ze tekstem Adama Kleina na bieganie.pl i komentarzem Polskiego Stowarzyszenia Biegów na stronie psb-biegi.com.pl.

More from Bartosz Olszewski
Polak o treningu wie wszystko, szczególnie o cudzym…
Kilka dni temu przeczytałem tekst Justyny Kowalczyk skierowany do fizjologa sportu z...
Read More