Kalenji Prom Classic 2015 – relacja

Prom Classic

Ciężko mi się zabrać do tej relacji, bo traktuje ten bieg jako pewnego rodzaju sprawdzian formy. Nic zarówno przed biegiem, jak i po biegu nie wyglądało tak, jak powinno wyglądać przed naprawdę ważnymi zawodami. Nie znaczy to, że się obijałem. Biegałem praktycznie na 100% a już na pewno tak finiszowałem. Sprawdziłem gdzie stoję ze swoją formą i wyciągam wnioski co robić dalej.

Przed biegiem

Jak chcecie wiedzieć co jeść dzień przed zawodami i co jeść na śniadanie przed biegiem, to poczytajcie inne moje relacje. Tutaj nie były to podręcznikowe dania. Więc przemilczmy ten temat. Zakwaterowani byliśmy przez firmę Kalenji przy samym starcie. Więc logistycznie wszystko zaplanowane było idealnie. Rano po śniadaniu były jeszcze zdjęcia grupowe i można było się skoncentrować na biegu. Jak zwykle muzyka i później rozgrzewka. I jak zwykle trucht ok 2 kilometrów, kilka przebieżek i wszedłem do strefy startowej.

Jedyne co przed startem zrobiłem według schematu, to śniadanie :)
Jedyne co przed startem zrobiłem według schematu, to śniadanie :)

Start

Bieg jest znakomicie zorganizowany i tak też wyglądał start. Strefy startowe były pozamykane przez bramki i zawodnicy wpuszczani do swoich stref przez jedno otwarte przejście. Wszedłem do strefy <35 min a tam tłumy. Dopchałem się jakoś do 10 linii (nie licząc elity). Przede mną było pewnie ok 200 biegaczy! Ale spokojnie poczekałem. Oddaliśmy jeszcze hołd ofiarom zamachów we Francji i nastąpił strzał startera. Muszę przyznać, że dla mnie to rzecz niespotykana i cofnąłem się do początków mojej biegowej „kariery”. Tłum, straszny tłum. Ciągle ktoś zagradza drogę, nie można złapać tempa. Raz wolniej, raz szybciej. I tak dobry kilometr gdzie wyprzedziłem na pewno grubo ponad 100 osób. Na szczęście biegłem z głową. Mnie też wyprzedzali, ale potem zostali daleko w tyle… Po pierwszym kilometrze bieg się już ułożył. Problem w tym, że zawodnicy biegnący moim tempem byli jednak trochę z przodu i ja cały czas wyprzedzałem. Powoli, pojedyncze grupy, ale jednak nie miałem z kim biec. Nie było źle, bo wyprzedza się fajnie, ale drugi raz jednak wepchnąłbym się bliżej.

I tak 5 km prosto
I tak 5 km prosto

Trasa i warunki

Trasa jest płaska jak stół. Wzdłuż wybrzeża, między palmami, główną aleją. Z jednej strony morze a z drugiej najlepsze hotele. I tak 5 km w jedną stronę, nawrót i 5 km do mety. Jeden zakręt na cały bieg. Za to było ciepło, 18 stopni, pełne słońce. Pierwsze 5 km jakoś poszło, ale później już naprawdę się grzałem i to bardzo. Normalnie taka temperatura nie jest dla mnie problemem, ale możliwe, że zmiana z polskiego klimatu zrobiła swoje. W każdym razie było gorąco. Było też wietrznie. Pierwsze 5 km w plecy, potem w twarz. Ogólnie warunki były ok, nie można marudzić. Ale patrząc po czasach rok temu było chyba lepiej. Zarówno zwycięzcy jak i cała stawka mieli lepsze czasy.

Trasa biegu, i jak to się nie rozglądać?

Bieg

Od 2 do 5 km wszystko szło jak po maśle. Chyba 16:24 po pierwszej połowie. Puls cały czas 181 – 183 i świetne samopoczucie. Myślę, że gdybym zszedł z trasy w tym momencie, to nawet bym za bardzo nie poczuł tego biegu. Późnej zaczęło wiać w twarz, ja już biegłem sam albo wyprzedzałem no i zacząłem mieć ołowiane nogi. I tu wyszło to co musiało wyjść. Brak wytrzymałości tempowej. Biegałem sporo odcinków po 400 metrów. Sporo kilometrówek. Ale jeszcze nie wszedłem w mocny trening tempowy i po 6 km nogi zaczęły lekko się uginać. Jednak intensywność trzymałem, puls nie spadał. Od 7 km już zacząłem się naprawdę mocno starać. Mówiąc brzydko, zacząłem strasznie męczyć, żeby utrzymać to tempo. A już miałem dość. Dobiegłem tak do 9 km i zerknąłem na zegarek. 29:45, więc ostatni kilometr muszę pobiec w 3:14. No i szczerze to nie pamiętam, kiedy bym jeszcze z siebie wykrzesał tyle sił. Przyspieszyłem. Puls skoczył w górę. Kaleczyłem technicznie strasznie :) Zobaczyłem Sophie Duarte, prowadziła wśród kobiet. Jeszcze się spiąłem (ahhh, ta męska ambicja ;) ), wyprzydziłem ją jakieś 200 metrów przed metą i wpadłem z czasem netto 33:00 :) Chociaż na stoperze złapałem 32:59:45 z czego się nawet uśmiałem. Wszystko wyliczone na setne.

IMG_4151

Ten ostatni km był był praktycznie do porzygu. Dawno tyle z siebie nie dałem. Ale nie był to ładny bieg. Raczej siłowe męczenie każdego kroku. Mniej techniki, więcej siły. To trzeba poprawić.

Po biegu

Za metą czekało na nas bardzo dużo smakołyków. Czekolada, banany, pomarańcze, ciasto drożdżowe (pycha!), woda no i jakiś izotonik. Były też medale, ale uwaga, zapomniałem o nich! Nie wiem czy byłem tak zmęczony, zabrakło mi tlenu czy zwyczajnie tak zajadałem się tym ciastem, że żadnego medalu nie wziąłem. Szkoda wielka, bo pamiętka byłaby super. Ale za gapowe się płaci. O tym, że nie wziąłem medalu zorientowałem się 2 godziny później jak zobaczyłem kogoś na mieście z medalem :) Z Marcinem Nagórkiem, z którym byłem w Nicei zrobiłem jeszcze ok 3 km roztruchtania. Normalnie bym to olał, ale tam jest tak pięknie, że postanowiliśmy przebiec się promenadą. A później poszliśmy jeszcze przez 2 godziny zwiedzić trochę miasta. Ale o tym i o całym wyjeździe w kolejnym wpisie.

Roztruchtanie po biegu :)
Roztruchtanie po biegu :)

Wnioski

Jechałem tam po 33 minuty i 33 zrobiłem. Był to bardzo dobry sprawdzian formy i z tego jestem zadowolony. Wiem już, że nie mam za bardzo problemu z prędkością, ale za to mam z wytrzymałością tempową. Myślę, że jeszcze trochę zrobię treningu na szybkościach poniżej startowych do 10 km i później przejdę na więcej biegów progowych. Wydaje mi się, że to się sprawdza. Tym bardziej, że zrobiłem te 33 minuty z wagą dużooooo powyżej wagi startowej i z kolacją, która starczyłaby na Ultra Trail du Mont Blanc :) No i jeszcze jedno, w butach Kalenji Kiprun SD3. To dobre buty, poważnie. Ale to nie są startówki. Ważą 270 gramów, są mocno amortyzowane i po kilku kilometrach stopa już mi się w nich grzała przy takiej szybkości. But nie na takie tempo. Ale o tym też w kolejnym wpisie.

Ten pan projektuje buty Kalenji i robi to naprawdę całkiem dobrze!
Ten pan projektuje buty Kalenji i robi to naprawdę całkiem dobrze!

To chyba tyle o samym biegu. Czy warto pobiec w Prom Classic? Zdecydowanie! I już nie mówię tu o samym biegu, to 10 km, można powiedzieć zwykły bieg. Ale Nice jest przepiękna! Pogoda jest o niebo lepsza niż w tym samym czasie w Polsce. Ludzie się nawet kąpali w morzu. Inny świat, mnie zauroczył. Więc jak chcecie połączyć bieg ze zwiedzaniem to zdecydowanie tak. Już nie wspominając o tym, że zaraz obok jest Monako, Cannes i Saint Tropez. No i kilka innych, nie mniej urokliwych, mniejszych miejscowości. WarszawskiBiegacz rekomenduje! :)

More from Bartosz Olszewski
The Battle of Milan rozdział 3 – ostatnia prosta
Oderwałem się od Giorgio Calcaterry. Nie oglądałem się za siebie. Biegłem ile...
Read More