Zawsze jadąc do jakiegoś kraju, staram się go „zwiedzić kulinarnie”. Jeść lokalne produkty, w lokalnych knajpkach. Dlatego tak bardzo lubię Francję i ich piekarnie (mogę w nich spędzić cały dzień), kocham Włochy w całości, oraz USA, gdzie zapominam o czymś takim jak dieta. Jak w tym zestawieniu plasuje się Jamajka? Chwilami prosto i ubogo, czasami wręcz zachwyca. Jest bardzo nierówna, ale po dobrym rekonesansie potrafi naprawdę pieścić nasze kubki smakowe.
Jerk Chicken
Po wylądowaniu na Jamajce i dotarciu do hotelu padaliśmy z głodu. Już mieliśmy dość jedzenia z samolotów i batoników. Przyszedł czas na kolację. Byliśmy w Negril. Szybko poszliśmy czegoś poszukać. W koło same budy, wyglądające jak baraki z grillem w środku. Wszędzie napisy Jerk Chicken.
Nie mamy czasu długo szukać, siadamy tam, gdzie widzimy dużo ludzi i zamawiamy. Dwa razy ćwiartka Jerk Chicken z ryżem i fasolą oraz specjalnym sosem. Jak się okazuje, jest to najpopularniejsze danie na Jamajce. Kurczak jest grillowany w beczce. Lekko osmolony, przypieczony. Po wyjęciu z beczki kucharz sieka go tasakiem na mniejsze części. Szczerze, nie rozumiem tego siekania. Kości się kruszą i później trzeba dłubać jak ości w rybie.
Na stół trafia solidna porcja na jednorazowym talerzyku i z plastikowymi sztućcami. Jak się później okazuje, tutaj to raczej normalna sprawa. Za to kurczak jest naprawdę pyszny. Soczysty, bardzo dobrze przyprawiony, ze świetnym sosem i ładnie przypieczony. Jak ktoś lubi kurczaki z grilla, będzie zadowolony. Mi bardzo smakował, jak się później okazało, był to najlepszy Jerk Chicken naszego wyjazdu. Inne zwyczajnie już nie były tak soczyste… Taka przyjemność kosztuje około 700 JD, czyli 6$. Ale ceny mogą się wahać od 500 do 1000 JD.
Owoce i warzywa
Następnego dnia rzucamy się już na owoce. Na Jamajce wbrew naszym wyobrażeniom, wcale nie ma ich tak dużo. W sklepie pustki. Na jakiś straganach można dostać banany, plantain (takie duże banany), ananasy, mango, papaję, arbuza. Był też grapefruit. Nie ma tego dużo, ale jest pyszne! Szczególnie ananasy, w porównaniu z naszymi, bardzo przypadły nam do gustu. Jedliśmy też jakiś kwiatek, bardzo słodki, ale nie mamy pojęcia, jak to się nazywało.
Ogólnie owoce niemal zawsze są dobre. Może wyjątek to arbuz, te zawsze były dość miękkie i mało soczyste. Podsumowując, nie oczekujcie fajerwerków, jeżeli chodzi o owoce na Jamajce. Za to KONIECZNIE kupcie kokosa i napijcie się z niego wody kokosowej. Mają jej w sobie mnóstwo a i same kokosy są pyszne! Kokosa ze słomką kupiliśmy za niecałe 2$, owoce są w podobnej cenie jak w Polsce. Nie kupujcie tylko tego na plaży albo gdzieś przy hotelu, bo zapłacicie 4 razy więcej niż normalnie. Niestety Jamajczycy lubią naciągać.
Z warzywami bardzo mizernie. Jakieś pomidorki, jakiś ogórek i ziemniak. Do potraw często dodają pokrojoną paprykę, marchewkę i dużo czosnku. Polskie warzywniaki zrobiłby na Jamajce niezły biznes!
Słodycze
Zwyczajnie ich nie ma. Czasem w ogóle nic! Nawet zagranicznego batonika. Sami mają jakieś wiórki kokosowe pozlepiane cukrem albo orzeszki, też pozlepiane cukrem. Na lotnisku widziałem coś takiego jak Rum Cake, ale na samej Jamajce nie widziałem nigdzie tych ciastek. Więc słodycze zabieramy z Polski.
Pieczywo
Tostowe i ich słodkie bułeczki, trochę takie muffiny, ale mniej słodkie. Jednak wszystko pakowane w foliowych torebkach, masowa produkcja, niczym się nie różni od wszędzie popularnego „amerykańskiego pieczywa”. Z ciekawostek, to na hotelu wisiał plakat z informację, że można zamówić chleb z piekarni do domu. Cena, 400 JD, czyli około 13 zł. Na samej Jamajce ani razu nie widziałem normalnego pieczywa.
Alkohol
Mamy piwo. Red Stripe i tyle! Jest Red Stripe Lager, Light, Lemon i koniec wyboru. Nie ma innych piw. Kupicie jeszcze Heinekena. Sam Red Stripe jest całkiem dobrym piwem, właśnie taki poziom Heinekena, zwykły, przeciętny lager. Red Stripe kosztuje jakiegoś 1$ w sklepie i 2 – 2.5$ w knajpie.
Oczywiście w mocnych trunkach króluje rum. Nie jestem fanem rumu, ale zwiedziliśmy fabrykę Appletone, była degustacja. Dowiedziałem się, że biały rum to praktycznie bimber, rozlewany do butelek bez żadnego leżakowania. Później rum leżakuje, nabiera koloru i smaku z dębowych beczek. Jest specjalnie selekcjonowany, mieszany i w końcu trafie do butelek, na których mamy określony wiek trunku.
Z założeniem, że w skład mieszanek nie wszedł żaden trunek, który byłby młodszy niż wiek na butelce (inaczej niż dzieje się to w przypadku np. porto). Nie zmienia to faktu, ze dalej rumu nie lubię. Za to bardzo posmakowały mi likiery Sangster’s. W połączeniu jeszcze z 35% likierem kawowym daje genialny smak. Może nie da się dużo tego wypić, ale do deserów jak znalazł.
No i jest jeszcze Coco Mania. Rum kokosowy, bardzo mocny, ale dający się pić bez większego skrzywienia. Ktoś mógłby powiedzieć, ze jest nawet dobry. Podobno cały świat chce to sprowadzać, ale kraje nie chcą importować tak mocnego trunku, który można pić niemal jak wino. Przynajmniej tyle się dowiedzieliśmy. Rzeczywiście, jeżeli ta butelka nie kosztowałaby dużo pieniędzy, to pod polskimi sklepami siałaby prawdziwe spustoszenie. Można powiedzieć, że Polska popłynęłaby na kokosach… A ktoś zbijałby na tym kokosy.
Śniadania
Obok kurczaka czy wieprzowiny z grilla, narodowym daniem Jamajczyków jest Ackee Saltfish. Dostajemy kawałki solonego dorsza w połączeniu z owocem o nazwie ackee. Naprawdę dobre to danie. Smakowało mi pomino, że dla mnie połączenie solonej ryby z owocem raczej nie kojarzyło się dobrze. Do tego przeważnie jakieś dodatki. Czy to smażone mini bułeczki, smażone plantain (tak dobre, że mógłbym jeść je codziennie całymi garściami), ziemniaczki, frytki. Była też coś przypominającego placek, podobno w 100% z owoców. W połączeniu z dżemem i sosem do deserów było pyszne, ale ja mam zboczenie na punkcie słodkości ;)
Za to dla mnie hitem były omlety. Z bekonem, warzywami, pieczarkami, ale najlepsze z ackee! Pewnie to również kwestia knajpy, w jakiej jemy, ale zachwycałem się tym omletem. W ogóle mają śniadania oparte w dużej mierze na jajkach. Więc cała reszta to już standardowe śniadania europejskie czy amerykańskie (tosty, sadzone, bekon itd.).
Śniadania są naprawdę duże, jak w ogóle porcje jedzenia na Jamajce. Ja przeważnie jadłem swoje i kończyłem po Kasi. Ledwo wstawałem od stołu. Kosztują różnie. W Negril w hotelach było to 7 – 12$, w Treasure Beach 600 JD czyli 5$ za każde śniadanie. W dodatku dużo lepsze. Ale to co najlepsze na Jamajce z samego rana, to nie śniadanie, ale kawa!
Jamaica Blue Mountain Coffee
Jestem fanem kawy. Pamięta jak w Polsce zachwycałem się kawą New York z 5% domieszką Blue Mountain. Była to najlepsza kawa, jaką udało mi się wydusić ze swojego ekspresu. Same ziarna Blue Mountain są kosmicznie drogie, w Polsce to wydatek około 700 zł za kilogram. W jamajskich sklepach również jest bardzo droga i kosztuje około 300 zł za kilogram.
Jednak w górach kosztuje już 15$. Mieliśmy to szczęście, że piliśmy kawę zwożoną z gór i paloną na miejscu. Pyszna, delikatna, aromatyczna. Ile ja kubków tego wypiłem! Żałuję tylko jednego, że na Jamajce nie ma praktycznie ekspresów ciśnieniowych ani espresso. Wszystko, co pijemy, to kawa parzona. I tak pyszna! Fani kawy będą usatysfakcjonowani. A jak komuś uda się dorwać ekspres ciśnieniowy i wydusi z tych ziaren espresso, to odleci z zachwytu.
Smurf rządzi na Jamajce
No i na koniec zostawiłem najlepsze. W Treasure Beach polecono nam knajpkę Smurf’s. Jakoś specjalnie nam się tam nie spieszyło, ale postanowiliśmy iść na śniadanie. Tam pierwszego dnia Kasia wzięła ackee omlet a ja połasiłem się na callaloo saltfish. Moje było dobre, Kasi obłędne.
Ze znakomitymi dodatkami, które były do wyboru. Testowaliśmy tam wszystko……. Od tej pory były już tylko omlety. Jajka z lokalnego kurnika, wszystkie produkty „zza płotu”. Za kuchnią starsza przemiła pani, chyba z córką i wnuczką. Na śniadanie czeka się czasem nawet 40 minut, panie wszystko robią od zera, każde śniadanie. Ale czekać warto!
Tak posmakowały nam śniadania, że postanowiliśmy zamówić kolację. Bardzo chcieliśmy spróbować homara i wiedzieliśmy, że to jest dobre miejsce, żeby w końcu zobaczyć, czym się świat zachwyca. Normalnie nie są tu serwowane obiady i kolacje, ale dostaliśmy specjalnie na zamówienie. To było jedno z najlepszych zamówień jakie zrobiłem w życiu :)
Kasia wybrała specjalność kuchni, homera w czosnku. Ja wziąłem homara curry. O ile mój był wyśmienity, to Kasi był obłędny. Dostała trzy piękne ogony, delikatne mięso, idealnie przyprawione, rozpływało się w ustach. Taka przyjemność kosztowała nas 1500 JD, czyli około 50 zł. O ile na Jamajce jest drogo, to homary w porównaniu z naszymi cenami, mają bardzo tanie.
Na drugs dzień ja wziąłem wołowinę, Kasia kurczaka. Poprosiliśmy „po Jamajsku”. Było wyborne. Tak się polubiliśmy, że do obiadu dostawaliśmy jakieś koktajle :) Jeżeli jeszcze raz zawitam na Jamajce, to natychmiast pobiegnę to Smurfa coś zjeść. Już tęsknię za ich daniami.
Podsumowanie
Jamajka to prosta kuchnia. Proste składniki, jednak wszystko dostajemy świeże i „zza płotu”. Kurczaki są naturalnych rozmiarów, warzywa i owoce z lokalnego ogródka. Nie używają żadnych ulepszaczy smaku, nie walą do wszystkiego mąki. Żywność jest mało przetworzona, zdrowa i smaczna. Co prawda sklepy świecą pustkami, słodyczy możemy ze świecą szukać, za to aromat kawy Jamaica Blue Mountain potrafi wynagrodzić wszystko. A jak jeszcze lubicie rum to jest kraj dla Was. Ja po średnich początkach, zachwycałem się lokalną kuchnią dzięki restauracji Smurf. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę. A jak Wam przydarzy się wizyta na Jamajce, to odrazu biegnijcie tam na śniadanie!