Wiadomo, że najlepsi biegacze długodystansowi na świecie mają nad innymi liczne przewagi. Większe i silniejsze serca, większa procentowa ilość wolnokurczliwych włókien mięśniowych, większe VO2max, proporcje ciała itd. Jednak do tej pory mało mówiło się o większej tolerancji na zmęczenie psychiczne wywołane wysiłkiem fizycznym. Ostatnie badania pokazuję, jaką przewagę daje im ta umiejętność.
Kiedy kończymy zawody, przeważnie wydaje nam się, że daliśmy z siebie wszystko. Absolutne 100%. Niestety, prawda jest taka, że nawet się nie zbliżamy do tej granicy. A nawet największe poświecenie na zawodach pozostawia zawsze jakieś pole do poprawy i większego zmęczenia. Nie bez powodu na zawodach masowych niemal wszyscy na finiszu mają siłę na sprint. Oczywiście może wynikać to z faktu załamania się systemu energetycznego w naszym organizmie, wyczerpaniem glikogenu i oczekiwaniem na finisz, gdzie na te 30 sekund jesteśmy w stanie włączyć gaz do dechy.
Jednak tak naprawdę przez niemal cały dystans nie byliśmy w stanie biec na granicy swoich możliwości. Przez co tyle sił zachowaliśmy na finisz. Najlepsi maratończycy na świecie od startu potrafią bardzo cierpieć. Jak widziałem na jednym z wykładów, prowadzonym przez fizjologa Ryszarda Szula, wykres tętna Roberta Korzeniowskiego z Igrzysk Olimpijskich to złapałem się za głowę. Nie utrzymałbym takiej intensywności przez 5 kilometrów. Pomyślałem wtedy, matko, ale on musiał cierpieć.
Odporność psychiczną na narastające zmęczenie, narastający ból, można trenować. Jest to taki sam element treningu jak każdy inny. Robiony, można powiedzieć, przy okazji. Robiąc ciężkie treningi na granicy możliwości, utrzymując długo mocne tempo, trenujemy głowę do radzenia sobie z problemami. Na swoim przykładzie mogę pokazać, że mój tryb życia (mało czasu na sen i regenerację) bardzo utrudnia mi trenowanie pod krótsze dystanse, jak 5 i 10 km. Jednak długie, dość szybkie treningi na ciągłym zmęczeniu sprawiły, że w tej chwili mój organizm świetnie radzi sobie z godzinami fizycznego i psychicznego zmęczenia, jak chociażby na Wings for Life. Z jednej strony jest to na pewno umiejętność z którą się już urodziłem, z drugiej strony staram się dopracować ją tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Przy okazji Wings for Life jedna ciekawostka, przedstawiająca jak nasz mózg radzi sobie ze zmęczeniem i jak potrafi w jednej chwili odpuścić. Biegłem 80 km jak po sznurku. Marzyłem o tej granicy. Nie w Kanadzie, chciałem to kiedyś pokonać. Jednak jak nadarzyła się okazja, to chwili się nie zastanawiałem. Cały czas utrzymywałem tempo poniżej 4:00 min/km, nawet na samym końcu. Przekroczyłem znacznik 80 km i raptem biegnę 4:20 min/km. Czy bardziej mnie bolało? Czy raptem skończyła mi się energia? Nie, nic z tych rzeczy. Zwyczajnie moja psychika zadziałała na zasadzie „zrobiłeś co miałeś zrobić, Włoch jest za daleko, kończymy to i idziemy się położyć”. I naprawdę byłem bardzo zły, że musiałem biec jeszcze ponad 2 km.
Nasz mózg to niezbadany rejon, który w olbrzymim stopniu wpływa na nasze bieganie. Nie bez powodu mówimy, że „głowa biegnie”. Popularny naukowiec, autor książki „Lore of Running”, Tim Noakes, już od lat mówi, że naszym bieganiem steruje mózg. To on decyduje o tym, na ile jesteśmy w stanie się poświęcić na zawodach, treningach. Jedni potrafią wycisnąć trochę więcej z każdego biegu. Innym przychodzi to z dużym trudem. Widać to często na treningach grupowych, kiedy np. każę biegać interwały. Jedni niemal zamykają oczy i cisną ten kilometr ile sił w nogach. Inni starają się, mówią, że szybciej nie mogą, ale się uśmiechają i rozmawiają :)
Przy okazji tego tematu warto również zwrócić uwagę na Kenijczyków. To są moim zdaniem biegacze, dla których niemal nie ma ograniczeń zmęczenia. Kiedyś Renato Canova, wybitny trener Kenijskich biegaczy powiedział, że woli ich trenować, bo wykonają każde jego polecenie jako trenera. Jak każe im biec 20 km w tempie na rekord świata na treningu to Kenijczyk ruszy i od początku będzie tak biegł. Aż w końcu między 10 a 15 km zemdleje ze zmęczenia, ale nie zwolni. Mnogość biegaczy w Kenii na pewno pozwala na takie mordercze treningi, w końcu wybijają się jednostki, nikt nie mówi o tych, którzy skończyli z kontuzjami albo nie dali rady i dalej uprawiają ziemię. Jednak Ci co przetrwali są w stanie zmusić swój organizm do nadludzkiego wysiłku.
Przypomina mi się też Mo Farah i jego bieg w Londynie po złoto Igrzysk Olimpijskich. Po zawodach mówił, że przez całe życie wygrywał setki biegów. Jedne łatwiejsze, drugie cięższe. Jednak nigdy w życiu nie zmusił organizmu do takiego cierpienia jak na ostatnim kółku w Londynie. Perspektywa złota i wrzeszczący tłum był w stanie wycisnąć z niego więcej. Z zawodnika, który i tak nie miał sobie równych na dystansach 5 i 10 km.
Miałem szybko napisać, że odporność psychiczna odgrywa olbrzymią rolę w bieganiu, a rozpisałem się na kilka akapitów. Osobiście bardzo interesuje mnie ten temat. Uważam, że w takim samym stopniu jak nasze uwarunkowania fizyczne, potrafi ograniczać nas nasza głowa. Warto o tym wiedzieć i mieć świadomość własnych słabości, żeby nad nimi pracować, rozwijać, poprawiać. Kilka razy chciałem wrzucić tutaj jakieś porady motywacyjne, co zrobić, żeby chciało nam się bardziej. Jednak to już temat na oddzielny post. A z tego mam nadzieję, że przynajmniej dowiedzieliście się kilku interesujących rzeczy.
Fot: Dale Tidy