Już w sobotę startuję w Ultravasan90. Jeden z biegów ultra, na który przyjeżdża czołówka z całego świata walczyć o najwyższe lokaty. Jak sobie pomyślę, ze to już pojutrze, to aż mnie ciarki przechodzą. Z jednej strony nie mogę się doczekać startu, z drugiej, chyba jestem trochę masochistą. Bo start w takim biegu niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocji, z którym trzeba sobie poradzić i który trzeba udźwignąć aż do samej mety.
Przed Wings for Life w Mediolanie napisałem tekst, czego boję się przed tymi zawodami. Na samym początku napisałem, że cholernie obawiam się sytuacji kiedy ktoś zaatakuje, a ja nie będę mógł już odpowiedzieć. Nie będę miał sił fizycznych, psychicznych, będzie za bardzo bolało. I później przyszedł 73 kilometr biegu. Kolejny atak Giorgio, a ja zostałem. Spuściłem głowę. Powiedziałem sobie to koniec. Serio, przez chwilę byłem kompletnie rozłożony na łopatki, chciałem zejść, na pewno nie chciałem już walczyć. I raptem stał się cud. Pewnie tego nie wiecie, ale to był jedyny przypadek w mojej biegowej karierze, kiedy opadłem z sił, zostałem i raptem moce wróciły. Może właśnie fakt, że przed biegiem wypisałem te demony czekające na trasie sprawił, że w chwili kryzysu powiedziałem sobie, jeszcze raz, ostatni raz! Że przekonałem głowę, do walki. Bo w ultra przeważnie nogi jeszcze mogę, głowa już nie.
Wiem, że w Szwecji czeka mnie jeszcze trudniejsze zadanie. Obaw mam całą listę, pewnie mógłbym zeszyt zapisać. Staram się na wszystko przygotować jakiś plan, jakieś rozwiązanie. A czego boję się najbardziej?
- Totalnej klęski. Wings biegnie się po asfalcie. A nie ma co ukrywać, że ja świetnie sobie radzę na tej nawierzchni. Startowałem w maratonach dziesiątki razy. Wykonałem setki długich wybiegań po asfaltowych drogach. Ultravasan90 to coś innego. Las, drogi żwirowe, pola, kładki drewniane, drogi wśród leśnych bagien. Do tego jednak mocno urozmaicony teren, techniczna trasa. Nie mam pojęcia jak zareaguje mój organizm. To mój pierwszy taki start, w koło zawodnicy z olbrzymim doświadczeniem. Za bardzo nie wiem na co mogę sobie pozwolić, jak wbiegać, jak zbiegać? W końcu to zawsze jest ultra, z kilometra na kilometr możesz kompletnie stanąć. Dystans może Cię nie tyle pokonać, co zmiażdżyć. Boję się, że nie tylko nie dotrę w czołówce, ale skończę na końcu z opuszczoną głową. Że jak najszybciej będę chciał zapomnieć o tym biegu.
- Godziny startu. Ruszamy o 5:00, w dodatku wcześniej musimy przejechać ok 90 km na start! Ja sobie jeszcze tego nie wyobrażam. Nie mam pojęcia jak zareaguje na to organizm. Jak ja mam się wyspać? Wolałbym ruszyć o północy. Nigdy nie biegam o 5 rano. A już na pewno nigdy nie biegłem nic szybkiego. To będzie wyzwanie. Ale i największa niewiadoma tego biegu.
- Pogody. Ma padać. Pada cały czas. Boję się, że będzie mokro, dużo błota, grząsko. Ja lubię twardo i szybko. Poza tym biegnę w startówkach, w NB1400. Nie muszę Wam tłumaczyć co się będzie działo, jak na trasie będzie dużo błota. Oby nie…
- Rozgrywek taktycznych. Na Wingsie po spokojnym początku biegłem na tyle szybko, żeby nikt nie wymyślił jakiegoś ataku. A też zdawałem sobie sprawę, że każdy atak w takiej sytuacji, będzie atakiem samobójczym. Później to już była walka bark w bark z Giorgio. W Szwecji czołówka będzie bardzo duża. Nie wiem jakie tempo będzie tam tempem, które utrzymam do końca. Będę liczne podbiegi i zbiegi, będą liczne ataki i nie można na wszystko reagować. Trzeba być we właściwym miejscu o właściwym czasie. Co więcej na biegu są trzy lotne premie, za które można naprawdę nieźle zarobić. Będzie walka, będą ataki. I setka pytań, co robić? Nie chce tracić sił, interesuje mnie końcowy wynik. Z drugiej strony, co jak taki atak ktoś utrzyma do końca?
- Boję się zawieść. Zawsze tak mam. Nie mam problemu z przyznaniem się do porażki. Puszczam sobie wtedy Rolling Stones „You Cant’t Always Get What You Want” :) Ale zawsze już z moimi startami ultra będą związane duże oczekiwania. Co prawda przed Wingsem to był prawdziwy hardcore, ale z drugiej strony wiem, że trudniej będzie teraz te oczekiwania spełnić. Boję się tego, boję się, że będę musiał pisać smutną relację po biegu. Ale nie będę udawał, że mnie ta presja, stres i oczekiwania nakręcają. Dzięki temu jestem w stanie dać z siebie więcej. To pomagało mi w Kanadzie, w Mediolanie i mam nadzieję, ze teraz doda mi skrzydeł w Szwecji.
- I na koniec. Ponownie boję się bólu. Pamiętam co się działo w Mediolanie. Nie chcę już tego przechodzić, serio, to była masakra. Nie sam ból, ale świadomość, że musisz biec z nim w tempie poniżej 3:50 min/km. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Nie zmagam się z żadnymi problemami, na treningach wszystko było ok. Nie chce ponownie tego przechodzić, chcę kończyć z uśmiecham na twarzy.
A zakończenie tekstu przeklejam to sprzed Wingsa. Czytając powyższy tekst można pomyśleć, że ja nie jestem do końca normalny. Ale uwierzcie mi, że ta adrenalina przed i podczas zawodów. Te emocje, rywalizacja sportowa w pełni wynagradza wszystkie poświęcenia związane z bieganiem. Nie ważne czy się uda, czy nie. Sama świadomość, że będę się ścigał z takimi biegaczami w jednym z najmocniej obsadzonych biegów ultra na świecie, sprawia, że chcę biec. Zdaje sobie sprawę, że losy tego biegu mogą się różnie potoczyć. Taki jest sport. Boję się różnych scenariuszy. Ale jednocześnie wierzę i zrobię wszystko, żeby ten scenariusz był dla mnie, dla Was wszystkich, szczęśliwy. Trzymajcie kciuki!