Uff. Ciężko nawet mi opisać jak odetchnąłem po tym biegu. Jak bardzo cieszę się z czasu na mecie. Nie będę ukrywał, że stojąc na starcie liczyłem na sub 1:09. Jednak są mocne życiówki, które przychodzą łatwo i cieszą mniej, niż te minimalne, o które często musimy walczyć z całych sił. Fizycznie i psychicznie na krawędzi aż do samej mety.
Nigdy nie lubiłem biegać na czas. Zawsze wolałem rywalizację bark w bark z kimś. Zwyczajnie bardziej mnie to motywuje do przekraczania kolejnych stref dyskomfortu. Dlatego atakowanie życiówek nigdy nie jest dla mnie przyjemne. Wiem z góry z jakim wysiłkiem się to wiąże. I uwierzcie mi, im bliżej tego biegu, tym bardziej się stresowałem i tym bardziej chciałem już być na mecie. Ale czas przejść do relacji z biegu. Na wykresach pulsu, tempa, kadencji nie działo się nic ciekawego. W mojej głowie działo się aż za dużo ;)
W Kopenhadze razem z Kasią zameldowaliśmy się dzień przed biegiem. Nie chcieliśmy na długo zostawiać Niny. Dopiero zaczęła chodzić do przedszkola i zawsze to dla nas spory stres. Z dziadkami bardzo lubi spędzać czas, więc w weekend dała im mocno popalić swoją aktywnością :) My prosto z lotniska pojechaliśmy metrem po pakiet. Mega sprawnie. Całe EXPO to taka prowizorka. Chyba w Europie już się nikt nie bawi w jakieś fajerwerki. Zresztą my i tak chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do hotelu. Odbiór numeru to dosłownie minuta (bieg na 25 tys. biegaczy! ). Ja nazywałem się Olszewski OLSZEWSKI :D
Na szczęście okazało się, że w systemie jest ok, mam na imię Bartosz i tak też będą wyświetlane moje wyniki. Szybko do hotelu i odpoczynek. Jeszcze powiem, że metro w Kopenhadze to jest sztos i wszystko zajmuje dosłownie chwilę. 14:20 lądowaliśmy a 16:40 byliśmy w hotelu w łóżkach.
Poszwędaliśmy się chwilę po okolicy. Coś przekąsiłem i wieczorem poszliśmy na pizzę. Był jeszcze Piotrek Mielewczyk z Piekielnych oraz Błażej i Mateusz z Poznania. Neapolitana dobrze weszła. Do tego udało się dostać Brooklyn Lager 0%. Chociaż stres już się udzielał i żołądek miałem mocno zaciśnięty. Jeszcze jakiś Netflix i grzecznie poszliśmy spać, przed północą ;) Start był 11:15 i dla mnie super. By ja wolę biegać o 11 niż np. o 8 rano. Typowa ze mnie sowa i jakbym mógł, to codziennie chodziłbym spać o 1 w nocy i wstawał o 10.
Śniadanko. Spacer. I ruszyliśmy na start. Prognozy jeszcze 3-4 dni wcześniej były fatalne. Miało lać 2 dni (6-8mm deszczu dzień) i dość mocno wiać. Dlatego kiedy wstałem rano i zobaczyłem, że nie leje, liści z drzew nie zrywa, wiedziałem, że teraz wszystko w moich rękach (a raczej nogach). Poza śniadaniem (3 kromki pieczywa z syropem z agawy) na 45 minut do startu wypiłem Speed Trec Nutrition i nic więcej nie eksperymentowałem. Nawet piłem już tylko wodę. Idąc na start oczywiście się rozpadało, ale nie było tragedii. Z chłopakami potruchtaliśmy po parku jakieś 3 kilometry, 4 przebieżki, kilka wygibasów i już trzeba było iść na start. A nie spieszyło mi się za bardzo :D
Tutaj chciałem zaznaczyć, jak fenomenalnie zorganizowany jest to bieg. Nie sztuka zapisać 25 tys. ludzi na bieg. Sztuką jest to ogarnąć logistycznie. Tam wszystko było tak dopracowane, tak zorganizowane, że byłem w szoku. Fakt, że byłem w grupie Elite B. Ale wszyscy chwalili organizację. Kasia obserwując wszystko z boku też była zachwycona.
Przed startem spotkała mnie też miła i niespodziewana sytuacja. Podeszła do mnie ekipa z Chin i okazało się, że byli w tym samym czasie w St. Moritz. Poznałem ich i zawodnika który zresztą jest Ambasadorem New Balance w swoim kraju :D Chwilę porozmawialiśmy, życzyliśmy sobie powodzenia. Niestety on poleciał w 1:03 więc się nie łapałem ;) Ale to jest niesamowita historia. Chłopak w 2017 roku pobiegł 2:27 maraton. Pochodzi z plemienia nomadów w Tybecie. Następnie wygrał OCC w ramach UTMB a dziś biega półmaraton w 1:03 i szykuje się na Londyn. Nazywa się Erenjia Jia.
Na starcie spotkałem jeszcze Łukasza Więckowskiego. Planowałem podobny bieg, więc wiedziałem, że ekipa z Polski będzie mocna i to też bardzo motywowało do wspólnego biegu. Jeszcze zerknąłem na elitę. Ale tam była moc! 16 facet na mecie miał czas 1:00:00 :D Kilka bliskich mi postacie z europejskiego podwórka (Wanders, Nijhuis, Hawkins). Ciary przechodziły. Ostatnie odliczenie. Minuta do startu. Zdjęte szarfy. Stoisz w pociągu ponad 200 biegaczy, którzy zaraz ruszą na złamanie 70 minut w półmaratonie. To jest niesamowity poziom! Odliczanie i strzał startera! Poszła muza, pociąg ruszył. Teraz wystarczyło przetrwać niespełna 70 minut na trasie. Jeszcze zobaczyłem Kasię. Uśmiechnąłem się i skupiłem w pełni na kontrolowaniu biegu.
I od początku nie szło tak jak powinno iść…