Ostatnio startując trochę poza Warszawą naszły mnie przemyślenia, że niesamowici są Ci biegacze i kibice biegania. Praktycznie we wszystkich popularnych sportach, mamy do czynienia z wrogością między drużynami i ich fanami. Nie lubią się zawodnicy. Nie lubią się kibice. Nie lubią się całe miasta. Biegacze pokazują, że można inaczej.
Zobaczcie na mnie. Moja nazwa bloga, warszaskibiegacz.pl Na koszulce mam duży napis Warszawiaky. Jadę do Poznania i ludzie mi kibicują! Mieszkańcy Poznania, biegacze z tego miasta. A nie oszukujmy się, Poznań i Warszawa raczej nie mają stosunków przyjacielskich. W dodatku dzień wcześniej był finał Pucharu Polski w piłce nożnej, tam się mniej lubią :)
Takie same odczucia mam po wizycie w każdym mieście. I nie chodzi tu tylko o popularność bloga i to, że jestem rozpoznawalny. Jak jeszcze mało kto mnie znał, nie miałem bloga, to startowałem np. w Hajnówce. I to samo, tamten region to raczej nie są fani Warszawy. A na starcie, trasie i mecie wszyscy mi kibicowali. Pomimo, że biegło sporo osób z województwa podlaskiego. A wygrał z tego co pamiętam zawodnik własnie z Poznania i też na doping nie narzekał. Dostaje zaproszenia na biegi z Wrocławia, Trójmiasta, Katowic i uwaga, Krakowa! Naprawdę bieganie łagodzi spory. Cieszę się, że biegacze mogą wejść ponad jakieś głupie podziały, i razem, zawsze i wszędzie, cieszyć się bieganiem i wzajemnie dopingować.
I co ciekawe to dotyczy nie tylko Polski. Nigdzie nie byłem tak dopingowany i doceniony po biegu jak po maratonie w Rimini. Za mną było 9 Włochów, ale naprawdę wszyscy się niesamowicie cieszyli, że przyjechał ktoś z Polski do ich miasta i wygrał u nich maraton. Tak samo było w każdym innym mieście, nigdy nie spotkałem się z wrogością wobec biegacza Polaka.
Nawet jak biegną zawodnicy z Afryki, to też są jednak żywiołowo dopingowani, szczególnie na dużych imprezach. I co ciekawe, między biegaczami również nie ma spięć z powodu miejsca, z którego się pochodzi. Zawsze znajdziemy jakiś wyjątek, ale nie zdarzyło mi się, i nie widziałem sytuacji, kiedy biegacze byliby wrogo do siebie nastawieni ze względy na miejsce pochodzenia. Co więcej, znam przypadki, gdzie dwóch zawodników szczerze się nie znosi. Ale następuje strzał startera i na trasie sobie pomagają! Co więcej, gratulują sobie na mecie. Dalej się nienawidzą, ale rywalizowali, jakby byli najlepszymi kumplami.
Nie wiem z czego to się bierze, ale to niesamowita sprawa. Dla mnie jest to jednak wzajemny szacunek do włożonej pracy. Każdy z nas, biegaczy, wie ile drugą osobą kosztuje trening. Poświęcony czas, wyrzeczenia. Tak samo kibice, którzy nas dopingują. Myślę, że patrzą często na sport zawodowy i chwilami mają dość tego, co sportowcy sobą reprezentują. Widzą nas, kompletnych amatorów, którzy są w stanie przebiec maraton. Dla nich to coś niesamowitego. A mnie niesamowicie cieszy, że po biegu nie muszę szybko uciekać z szatni, żeby nie dostać w głową. Świetne to bieganie, również od tej drugiej strony, widzianej oczami kibica!