Za mną pierwszy poważny sprawdzian formy po letnich treningach i dwóch tygodniach pobytu w St. Moritz. Bieg Powstania Warszawskiego to dla mnie bieg wyjątkowy. Zawsze moim marzeniem było stanąć tam na podium, znaleźć się wśród najlepszych. Wczoraj forma była rewelacyjna. Ja byłem świetnie przygotowany pod każdym względem. Bieg rozegrałem idealnie taktycznie i już witałem się z drugim miejscem, przede mną był tylko Mariusz Giżyński. I na 100 metrów do mety pobiegłem za tłumem dublowanych biegaczy, pobiegłem w złą stroną drogi. Wszystko prysło w jednej sekundzie, a ja z poczuciem przegranej szansy patrzyłem na dekorację zwycięzców…
W bieganiu tak bywa, już się z tym pogodziłem. Już zrobiłem niedzielne wybieganie, już planuję kolejne starty. W końcu zamierzam biegać jeszcze szybciej i na pewno jeszcze swoje szanse będę miał. Było minęło. Chce, żeby było jasne, że nie mam do nikogo pretensji o to, że nie znalazłem się na liście wyników albo, że mnie nikt nie pokierował. To był mój błąd, powinienem mieć to zakodowane w głowie. Tak skupiłem się na samym biegu, taktyce, tempie, że chyba zabrakło zdrowego rozsądku na ostatniej prostej, która była już tylko formalnością. Mogłem ją przebiec truchtem. Ale za frajerstwo się płaci, ja zapłaciłem wysoką cenę, miejsce na podium takiego biegu. I roczną prenumeratę Polski Zbrojnej :)
Góry oddały
Co do mojej formy i tego jak biega mi się po dwóch tygodniach treningu w górach. Już przed obozem biegało mi się bardzo dobrze, zmieniłem trochę treningi, postawiłem na wytrzymałość szybkościową, jednak dalej przy bardzo dużej objętości. Przed samym wyjazdem pobiegłem 10 km na bieżni w 32:56. Po obozie byłem zmęczony, nogi mnie bolały, jednak spokojnie mogłem wszystko biegać w tempie 4:20 – 4:30 min.km przy bardzo niskim pulsie, na granicy 120 uderzeń serca na minutę. Wiedziałem, że jest dobrze, obawy miałem tylko co do tego, czy nogi odpoczną i czy będę miał dostateczną szybkość na ten start.
Planowałem atakować 32 minuty. Tempo 3:12 min/km wydawało mi się realne, nawet na niełatwej trasie, jaką jest trasa Biegu Postania Warszawskiego. Na rozgrzewce biegło mi się rewelacyjnie. Zacząłem wolno, ale z każdym krokiem przyspieszałem, żeby spokojnie rozgrzewać się po 4:00 min/km. Kilka przebieżek i stanąłem na starcie.
Ahh, ta atmosfera!
Tego nie da się opisać, i to jest najmocniejsza strona Biegu Powstania Warszawskiego. Stoisz na starcie, grają hymn Polski. Wszyscy śpiewają, dreszcze przechodzą po ciele. Puls skacze, jakbym już biegł, niesamowita chwila, czekam na strzał startera. Ostatnie klepnięcia w uda, 100% koncentracji, 100% motywacji. Byłem gotowy dać z siebie wszystko, rzadko tak mam. Ale wiedziałem, że w tym biegu będę walczył z całych sił.
Strzał, ruszyliśmy. Wszyscy wyrywają do przodu, Mariusz Giżyński jak petarda, nawet nikt go nie łapie. Po 300 metrach tworzy się grupa biegaczy. Łapię się ich. Biegniemy razem. Tempo 3:15 – 3:18 min/km. Na 32 za mało. Ale szybko weryfikuję plan, chcę być na podium! Uwielbiam biegać na miejsce, uwielbiam biegać taktycznie. Biegniemy wszyscy razem. I tak do 8 kilometra. W sumie nie mam co tutaj opisywać, przez te 8 km nie miałem nawet chwili zwątpienia. Cały czas biegłem, jakby to był półmaraton a nie bieg na 10 km. Z rezerwą, gotowy i przygotowany do ataku na długiej prostej 2 kilometry do mety. Zbiegliśmy z Karowej, zakręt w lewo i ruszyłem. Wiedziałem, że mam rezerwę, ale sam nie wierzyłem, że aż taką. Tempo w okolicach 3:00 min/km. A ja biegnę jeszcze nie zamykając oczy i nie zaciskając zębów. To nie jest atak na 500 metrów, cisnę tak do mety. Jeszcze podbieg, przedzieram się między ludźmi, oglądam się za siebie. Darek Nożyński jest dość daleko, nic nie może się stać. Biegnę cały czas dublując i przeciskając się przez biegaczy. Nie patrzę przed siebie, nie patrzę na drogę. Ja biegnę dwa razy szybciej, niż biegacze, których wyprzedzam. Staram się unikać zderzeń, podnoszę głowę, widzę balon, jeszcze sto metrów. Znowu patrzę pod nogi, już przekraczam metę. Ale słyszę spikera, drugie miejsce Darek Nożyński, trzeci Tomasz Blados. WTF? Po sekundzie już wiem, nie ta nitka, nie ta trasa, koniec marzeń…
Ponownie honor ratują najbliżsi
Ostatnio jak zostałem źle pokierowany na biegu On The Run biegnąc po wygraną, bieg wygrał mój brat Paweł. Kasia wtedy również wracała z tarczą, z pucharem za pierwsze miejsce. Tym razem Paweł zrobił życiówkę. A Kasia była trzecią kobietą open! Bardzo się cieszyłem, było z kim wieczorem wypić triumfalne wino i zjeść lody kokosowe od Grycana :)
Uwagi do biegu
Teraz trochę o biegu i organizacji. Żeby było jasne, moje uwag nie są podyktowane w żadnym stopniu rozgoryczeniem, zdaję sobie sprawę, że to ja zawaliłem, to mój błąd i koniec. To ja nie przekroczyłem mety jak trzeba.
Bieg ma wspaniałą atmosferę! Jak już pisałem, ciarki przechodzą. Trasa prowadzi przez Stare Miasto, piękny zbieg Karową. Opaski na rękach, hymn przed startem. Znicze, oprawa. Powstańcy na scenie. Super, chcemy tak co rok! ALE!
Nie jest to pierwszy głos tego typu i pojawiają się one co roku. Kilka rzeczy na tym biegu jest do zmiany i nie do zaakceptowania na takiej imprezie. Wiem, że można powiedzieć, że jak się nie podoba, to nie biegnij, ale ja nie piszę tego, bo chcę kogoś obrazić, albo powiedzieć, że zawalił organizację. Piszę, ponieważ, chcę, żeby ten bieg był z roku na rok lepszy i rozwijał się pod względem organizacji. Rok temu na łamach bieganie.pl pisał o tym Adam Klein. Były to bardzo słuszne uwagi. W tym roku chyba nic się nie zmieniło. A co było nie tak:
- Bieg na 5 km startuje 20 minut przed biegiem na 10 km. Biegnąc na 10 km zaczęliśmy mijać pierwsze grupy biegaczy już po dwóch kilometrach i biegliśmy tak do mety! 8 kilometrów to było wydzieranie się „lewa wolna” i częste skakanie na krawężnik.
- Samochód prowadzący naszą grupę zjechał z trasy po Karowej. Nie wiem dlaczego, chyba nie mógł przedrzeć się przez tłum biegaczy, który wymijaliśmy, a był trzeci kilometr.
- Jest to bardzo duży bieg, a zaraz po mecie jest spore zwężenie i tworzą się potworne korki. Wydaje mi się, że wolniejsi biegacze praktycznie stawali na mecie, ponieważ był spory zator.
- Pomyliłem trasę, biorę to tylko i wyłącznie na siebie. Ale tą trasę pomyliły dziesiątki jak nie setki osób. Co chwila ktoś skakał przez płotki i tak jest co roku!
- Znaczniki kilometrów. Co to miało być?
Żeby nie było, że tylko krytykuję. Moim zdaniem łatwo można większość tych niedogodności rozwiązać:
- Bieg na 5 km powinien wystartować minimum 40 minut przed biegiem na 10 kilometrów, minimum!
- W newralgicznych miejscach, zwężeniach, powinni stać wolontariusze i krzyczeć, że jedna strona ma być wolna. Jest to zwężenie przy wbieganiu na Krakowskie Przedmieście, zbieg Karową i podbieg Sanguszki. Wystarczy tam postawić kogoś kto będzie krzyczał „lewa wolna”.
- Zaraz po podbiegu powinien stać ktoś z megafonem, kto będzie krzyczał, że meta na prawo. W ogóle powinni rozdzielać to już przy skręcie w lewo z Wisłostrady. Wtedy nie byłoby problemu dublowania… Naprawdę biegnąc na maksa mało co już widzimy i każdy może przegapić jakieś znaczki. Tak było między innymi na biegach Fundacji Maratonu Warszawskiego.
- Dużo miejsca za metą, można nawet start cofnąć 100 metrów i dać te dodatkowe 100 metrów dla biegaczy, zanim zrobi się ciaśniej. Ale nie wiem czy w ogóle puszczenie ich prosto ulicą, a nie kierowanie przed Stadion Polonii, nie byłoby lepszym pomyłem. Przykład, Biegnij Warszawo.
- Co do znaczników to mnie to zawsze bawi, o co chodzi z tymi chorągiewkami, jaja sobie ktoś robi. Ja biegłem z GPS na autolap, było mi to obojętne. Ale pierwszy znacznik był już ze 100 metrów za blisko. Ostatni był przed samym podbiegiem, a do mety z 600 metrów.
A już wkrótce…
To tyle, a jutro dość kontrowersyjny i moim zdaniem poważny temat. A nawet dwa tematy. Jeden to chamstwo i buractwo biegaczy. Tak, tak, nie wszyscy jesteśmy święci. A drugi to bieganie a raczej niebieganie a maszerowanie w biegach, najlepiej w słuchawkach. Ale to już jutro. A ja idę dziś spać spokojny. Wiem, że mam formę. Bieg Powstania Warszawskiego, pomimo, że go nie ukończyłem, to był wspaniałym przeżyciem i na pewno będę chciał tam startować za rok. Mam nadzieje, że Wy dobiegliście bez problemów i zrobiliście wymarzone wyniki pomimo ciężkich warunków i dwóch wymagających podbiegów na trasie. Do usłyszenia.
Fot: Jakub Żebrowski