Dawno nie mieliśmy takiej pary w biegał długich. Co prawda może piszę to trochę na wyrost, ale media już nakręcają pojedynki Kenenisy Bekele z Mo Farah. I bardzo fajnie, bo takie pojedynki rozbudzają wyobraźnię. Szkoda, że obaj nie pobiegli w jednym maratonie. Ale Bekele już pokazał co potrafi. Teraz czas na Mo.
Ostatnio pojedynkowali się w półmaratonie, tam górą był Bekele. Obaj zaczynają dopiero przygodę z biegami ulicznymi. To ich pierwsze maratony. Kenenisa dziś wygrał w Paryżu. Od startu do mety biegł jak zaprogramowany, wszystkie kilometry z identycznym czasem. Na mecie 2:05:02, bez większej pomocy. Ostatnie 15 km biegł praktycznie sam. Mo bieganie za tydzień w Londynie. To w ostatnim czasie zdecydowany faworyt wszystkich biegów na 5 i 10 km. Ale moim zdaniem królem maratonu będzie Bekele. A dlaczego?
Bo Kenenisa to maszyna do rekordów. Wydaje się, że uporał się już z kontuzjami. Ma gigantyczny zapas prędkości z bieżni. Mo nawet nie zbliżył się do żadnego z jego wyników. Farah ma jedną zasadniczą przewagę, na finiszu jest bezkonkurencyjny. Nikt nie ma z nim chyba szans. Ale kto będzie czekał na finisz, kiedy przed zawodnikami 42 kilometry? Moim zdaniem Bekele w najbliższym czasie będzie w stanie narzucić tempo, którego nikt nie wytrzyma. Wydaje się, że w takim Berlinie już dziś mógłby się ścigać w rekordzistą świata.Obaj biegacze mocno się od siebie różnią budową. Jak to dziś stwierdził komentator Eurosportu, Bekele jest dość korpulentny. No i nie sposób nie przyznać mu trochę racji. Przy Kenijczykach wygląda na dość mocno zbudowanego, za to jest bardzo niski. Z kolei Mo wygląda jak koń wyścigowy. Na przykładzie jego nóg można uczyć anatomii :) Współpracuje z Nike Oregon Project, gdzie zrobiono z niego dosłownie maszynę do biegania długodystansowego i do wygrywania. Zobaczcie na ten finisz. Przegrał, ale to co zrobił i tak było niewiarygodne:
Czekam teraz na odpowiedź Mo. Bekele moim zdaniem bardzo wysoko postawił poprzeczkę. Ciekawe, czy grupa w Londynie ruszy na rekord świata. Ostatnio takie biegi bardzo źle się kończyły i boję się, że Farah może czegoś takiego nie wytrzymać. Z drugiej strony jak wygra Londyn to życzę sobie, żeby na jesieni spotkali się w Berlinie. Takie pojedynki elektryzują ludzi. Takie biegi przyciągają kibiców. I tak naprawdę nic tak nie zwiększa zainteresowania danym sportem, jak takie pojedynki. To kto wyjdzie z tego zwycięsko? Mo czy Bekele?
PS – myślę, że największym wygranym w tym pojedynku już jest firma Nike :)
PS2 – odpowiadam, na pytanie, które na pewno padnie. Uważam, że żaden z nich nie złamie 2 godzin. Nawet się nie zbliży…