Uwielbiam opisywać trasy maratonów. Szczególnie tego Warszawskiego. Tutaj się urodziłem, tutaj wychowywałem i z wielką radością wizualizuję sobie kolejne kilometry trasy biegu. W tym roku to będzie wpis sentymentalny. Żegnamy się ze Stadionem Narodowym. Ale jednocześnie opis zupełnie nowej, szybkiej i moim zdaniem, bardzo ciekawej trasy! Trasy dwóch brzegów Wisły.
Start
Startujemy na Błoniach Narodowego. Super miejsce na start, serio. Mnóstwo miejsca na rozgrzewkę i na całą infrastrukturę. Możecie sobie pobiegać w koło stadionu. Możecie rozgrzewać się na błoniach. Możecie biegać w Parku Skaryszewskim. Miejsca Wam nie zabraknie. Jak ktoś powie, że się nie zdążył rozgrzać, to pretensje może mieć tylko do siebie.
Start i szybki zakręt w Aleję Zieleniecką. To tutaj był start 2. BMW Półmaratonu Praskiego. Z ciekawostek, zaraz przy nawrotce macie historyczną Fabrykę Czekolady Wedla. Czasem rano tak pachnie, że ciężko się trenuje w Skaryszaku. Mam nadzieję, że tym razem wiatr będzie niósł zapachy w przeciwną stronę, bo inaczej minimum co dziesiąta osoba odbije na kubek gorącej czekolady.
Saska Kępa – klimatyczne miejsce
Biegniemy cały czas prosto. Po lewej Park Skaryszewski. Po prawej Stadion Narodowy. Mijamy Rondo Waszyngtona i lekko z górki wbiegamy na Saską Kępę. Ulica Francuska. Z obu stron kawiarnie, restauracje, lodziarnie. Zamykam oczy, nie chcę na to patrzeć. Przed nami jeszcze 40 kilometrów biegu, potem będzie można zaszaleć. Biegniemy dalej, skręcamy w lewo w Zwycięzców. I odbijamy w prawo w Saską. Jednak biegnąc jakieś 100 metrów dalej ulicą Zwycięzców dobiegamy do lodziarni Limoni. Jakby ktoś miał już kryzys i potrzebował trochę węgli, to nie mógł lepiej wybrać.
Gocław – czyli gdzie ja jestem?
Biegniemy dalej prosto. Ulica Saska (lekki wiadukt, jak kogoś już tutaj zabolę mięśnie, to niech zacznie się modlić), Egipska, Bora-Komorowskiego. Ok., w tym momencie nie chcę pisać nic na siłę. Musicie mi wybaczyć, Warszawa jest duża, a ja kompletnie nie znam tych rejonów. Byłem tak kilka razy i tyle. Więc napiszę, że robicie kółko po płaskim, równym, szerokim asfalcie. Jak chcecie więcej szczegółów to musicie odpalić Google Street View. Wpadamy na Wał Miedzeszyński, biegniemy wzdłuż Wisły. Dalej płasko, jak ktoś lubi podbiegi to niech sobie kilka razy wbiegnie i zbiegnie z Wału. Reszta niech się koncentruje i oszczędza siły. Maraton dopiero się zaczyna. Dobiegacie do 10 kilometra. Łapiecie banana i wodę na punkcie odżywczym. I ciśniecie dalej. Przebiegacie pod Mostem Poniatowskiego. I z Wybrzeża Szczecińskiego wbiegacie na Most Świętokrzyski.
Czas podziwiać panoramę Warszawy
Zaczyna się robić ciekawie. Przed Wami po prawej panorama na Stare Miasto, Zamek Królewski, Muzeum Nauki Kopernik, Bulwary nad Wisłą (w końcu)! Przed nami i trochę po lewej widzimy wieżowce i iglicę Pałacu Kultury. Z lewej i z prawej Wisła. Zaczęło padać, więc może jeszcze będzie. Zbiegamy z Mostu Świętokrzyskiego. Wbiegamy w ulicę Tamka. Zerkamy przed siebie i widzimy podbieg na widok którego lecą łzy. Ale spokojnie, przed samym wzniesieniem skręcamy w lewo, w ulicę Solec. To tutaj możecie zobaczyć jeszcze fragmenty historycznej Warszawy. Sklepiki rodem z PRL. Zawsze podobały mi się te okolice, mało już tego zostało w Warszawie. Przebiegamy pod Alejami Jerozolimskimi. Z prawej widzimy dużo zieleni i wysoką skarpę. Spokojnie, nie będziecie tam wbiegać. Skręcicie w prawo w Ludną i dalej w lewo w Rozbrat. Ehhh, zawsze chciałem mieszkać w tych okolicach. Mamy 15 kilometrów w nogach. Banana, woda i jedziemy dalej.
Powiście, Łazienki Królewskie, Agrykola – mekka warszawskich biegaczy
Po lewej widzimy polskie Iten, czyli Warszawski Stadion Agrykola. Normalnie są tam takie tłumy, że ciężko się czasem przebić. Zaraz po minięciu stadionu, po prawej roztacza się widok na warszawską Agrykolę (tutaj mowa o ulicy). Podbieg na którym każdy Warszawiak katuje siłę biegową. Bo u nas innych podbiegów praktycznie nie ma. Za to na samej górze jedyna restauracja w Polsce z gwiazdką Michelin. Modest Amaro na pewno się ucieszy jak wpadniecie coś przekąsić podczas biegu, ale lepiej zarezerwujcie już stolik i danie na konkretną godzinę. Inaczej możecie nie wyrobić się w limicie czasu.
Koniec o jedzeniu. Wbiegamy do Łazienek Królewskich. Nie będę mówił gdzie co widzimy. Pałac na Wodzie, Aleja Chińska itp. Poczytajcie w przewodnikach. Ja tam tyle razy biegam, że mam już dość. Nie miej jednak to wspaniała wizytówka tego maratonu. Piękny Park i tysiące maratończyków na głównej Alei. Pomyśleć, że nie tak dawno bieganie było tam zakazane!
10 kilometrów prostej!
Wybiegamy na ulicę Gagarina, dalej Podchorążych i skręcamy w Czerniakowską. Na tym odcinku mamy węższe ulice oraz trochę nierówności na drodze. Tutaj możecie poczuć pierwsze zmęczenie biegiem. Rozluźnijcie się, przed Wami 10 kilometrów prostej! Jeżeli ktoś lubi, jak coś się dzieje, to właśnie zaczyna się jego koszmar. Jak ktoś lubi długi, równe proste, to jest to jego chwila. Czyli moja. Mam nadzieję, że wiatr będzie wiał z południa. Inaczej to będzie prawdziwe piekło, dla Wszystkich, bez wyjątku!
Podczas tej prostej możemy sobie obserwować całą Warszawę. Zarówno z prawej jak i z lewej strony możecie oglądać najpopularniejsze miejsca. Ale kurczę, to bardzo ważna faza biegu. Więc przestańcie myśleć o niebieskich migdałach i o tym co zjeść po biegu, ale skoncentrujcie się na tempie. Miniecie tunel na Wisłostradzie. Powinno pójść gładko. W końcu to minimalnie ponad połowa dystansu. Napijcie się dobrze. Zjedzcie coś. Rozluźnijcie. To 10 naprawdę łatwych kilometrów!
Kępa Potocka – ile to już razy uklepywałem te chodniki
No i wbiegamy na Kępę Potocką. Z prawej możemy zobaczyć siedzibę Polskiego Komitetu Olimpijskiego, pomachajcie Pani Irenie Szewińskiej. Kępa to super sprawa, bardzo klimatyczne miejsce. Odbywa się tutaj kilka biegów w roku, jak również piknik olimpijski. Obiegamy kanałek. Na końcu Kępy, około 29 kilometra, można zobaczyć zaczynający się w tym miejscy Lasek Bielański. Moim zdaniem najlepsze miejsce do treningu biegowego w Warszawie. Pisałem już, że chciałbym mieszkać na Powiślu? No to tutaj chciałbym równie mocno :)
Zakręcamy i wracamy niedawno remontowaną ulicą Gwiaździstą. Cały czas jest płasko i równo. Problemem mogą być zwężenia na Kępie Potockiej. To jednak parkowe alejki. Jednak mam nadzieję, że wszyscy się pomieszczą i nikt do kanałku nie wpadnie. I jeszcze jedno, na Kępie po drodze miniecie Pub u Araba. Nie pytajcie skąd taka nazwa, nie mam pojęcia. W każdym razie tam czasem można spotkać całe grupy biegaczy, kolarzy, sportowców na piwie i grillu. Ja tam nie bywam, stronie od takich zabaw :D
Schody, schody, schody…
Ponownie wbiegamy na Wybrzeże Gdańskie, tym razem w kierunku południowym. I dobiegamy do Sanguszki. Macie ponad 33 kilometry w nogach. Przed wami wyrasta drugi najpopularniejszy podbieg Warszawskich biegów, ulica Sanguszki. To tutaj wbiegało się w tym roku na Półmaratonie Warszawskim. To tutaj wbiega się dwa razy podczas Biegu Powstania Warszawskiego. To tutaj ponownie Fundacja Maratonu Warszawskiego postanowiła przetestować nasze przygotowanie i odsiać setki biegaczy. A, że odsiew będzie spory, oj tego jestem pewien. Sam podbieg nie jest bardzo wymagający, uwierzcie mi, są dużo gorsze. Ale zakładając, że to miejsce, gdzie często trafiamy na przysłowiową ścianę, to tutaj traficie na naprawdę potężny mur.
Jak już wbiegniecie, otrząśniecie się z kryzysu, ponownie zaczniecie widzieć na oczy, miniecie po lewej stadion Polonii. Skręcacie dwa razy w prawo i wbiegacie na Most Gdański. To koniec przygody z lewobrzeżną Warszawą, tak dobrze mi znaną. To tutaj w ostatnich latach rozgrywała się większość biegów długodystansowych na terenie Warszawy. Ale tym razem ponownie mamy możliwość zawitać na warszawskiej Pradze! Bardzo klimatycznej. To kolejne miejsce po Solcu, gdzie możecie poczuć klimat prawdziwej Warszawy.
Ostatnia Prosta
Po zbiegnięciu z Mostu Gdańskiego biegniemy ulicami Starzyńskiego (ZOO po prawej stronie), żeby później zawrócić i przebiec ulicą Ratuszową. Przebiegamy obok wejścia do warszawskiego ZOO. Z prawej widzicie zwierzaki, może powita biegaczy jakiś tygrys albo niedźwiadek? :) Z lewej Park Praski. Ale nie oszukujmy się, jest 39 kilometr, już macie wszystkiego dość i myślicie tylko o mecie. A ta już naprawdę tuż, tuż.
Ostatnia prosta i ŻEGNAJ STADIONIE NARODOWY!
Ponownie skręcacie w lewo i wbiegacie na Wybrzeże Szczecińskie. Polejcie się jeszcze wodą. Dwa kilometry, już praktycznie jesteście na mecie. Widzicie stadion, jest tuż przed Wami! Kilometr prosto, jeszcze dwa, trzy zakręty. I w końcu wbiegacie na Stadion Narodowy. Po raz ostatni macie tą możliwość. 42 kilometry za Wami. 42 kilometry, podczas których, mam nadzieję, zrealizujecie swój cel i dobiegniecie na metę z bananem na ustach. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam powodzenia. Trasa jest naprawdę płaska. Ma dobrą nawierzchnię. Jeżeli dopisze pogoda, wiatr powieje z południa a Sanguszki Was nie zabije, to jest to zdecydowanie bieg na świetny wynik. Do zobaczenia na mecie!