PZU Półmaraton Warszawski rusza już w niedzielę. I aż wstyd się przyznać, ale pierwszy raz spojrzałem na trasę biegu. Już planowałem nawet, jak chce biec. Zakładałem jakieś czasy, taktykę, ale uświadomiłem sobie, że ja kompletnie nie wiem, jak wygląda trasa. Chyba tak się już przyzwyczaiłem, że w Warszawie jest jeden podbieg, jeden zbieg i płasko, że nawet nie musiałem oglądać trasy.
Ale w weekend przyjrzałem się w końcu, którymi ulicami będziemy biegli. I jak mam w zwyczaju, trochę na poważnie, trochę z humorem, postanowiłem podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami. A przy okazji zmotywować Was i pokazać, że nie taki diabeł straszny. No i oczywiście, jak zawsze, będzie to przewodnik biegowo kulinarny.
A więc ruszamy z Placu Teatralnego. Szczęściarze! To według mnie najlepsze miejsce na start. Atmosfera tego miejsca, Centrum Warszawy, w koło pełno kawiarenek, restauracji, cukierni. Idealne dla kawoszy, można na miejscy wybić szybkie espresso przed biegiem. To też miejsce, gdzie spokojnie możecie się rozgrzać w Parku Saskim. Idąc na start w koło zobaczycie dosłownie falę biegaczy. Uwierzcie, widoki będą niezapomniane. W końcu ustawiacie się w swoim miejscu w strefie startowej.
Stoicie na starcie, z głośników leci Sen o Warszawie Niemena. Mnie zawsze w tym momencie ciarki przechodzą. Niesamowita motywacja! W końcu odliczanie, 3,2,1… BUM! Ruszacie na przygodę z 12. PZU Półmaratonem Warszawskim. Co prawda wbiegacie w Krakowskie Przedmieście i biegniecie kostką, ale jest ona bardzo duża, równa i w niczym nie przeszkadza. Pierwszy kilometr jest minimalnie pod górę. W niczym Wam to jednak nie przeszkodzi. I tak 99% z Was pobiegnie ten kilometr za szybko. Nawet jak jeszcze milion razy usłyszy, żeby na pierwszych metrach się pilnować.
Przebiegamy przez Nowy Świat. Po drodze mijacie Grycana, Lody Prawdziwe i w końcu po lewej Opasły Tom. To moja ulubiona restauracja w Warszawie. Z tych lepszych, na randki itd. Więc wiecie Panowie, może warto po biegu? ;) Ja tam na pewno będę gdzieś na pizzy, więc jeden stolik wolny. Następnie dalej prosto i płasko, przecinamy Plac Trzech Krzyży (do samego placu nawet lekko zbiegacie). Ponownie z klasyków macie po prawej, na Mokotowskiej, Lukullusa. Moim zdaniem najlepsza warszawska cukiernia. Genialnie smakują, wyglądają i mają wspaniałą tradycję. Jak będziecie na biegu, to warto spróbować. Ale nie zatrzymujcie się, teraz biegnijcie. Po biegu! Mają jeszcze kilka punktów w Warszawie.
Wbiegacie w Aleje Ujazdowskie. Cały czas jesteście na Trakcie Królewskim. Po obu stronach piękne budynki i parki. Przed Wami szeroka, równa jak stół, droga. Po lewej mijacie restaurację Amaro (jak nie zarezerwowaliście stolika, to i tak nie zjecie). W końcu dobiegacie do Belwederskiej, spory zbieg. Rozluźnijcie się, odpocznijcie, złapcie głębszy oddech. Skręcacie w lewo, po prawej mijacie Blue Cactus. Super knajpa z jedzeniem amerykańsko – meksykańskim. Ale na chwilę zapominamy o kulinariach. Teraz zacznie się naprawdę ciężka praca.
Z Gagarina skręcacie w lewo w Podchorążych i następnie wbiegacie w Łazienki Królewski. Nie lubię tego odcinka. Pomimo, że zbiegałem tam tysiące (tak, nie przesadzam) kilometrów, to nigdy dobrze mi się tam nie biegało. Jest równo, twardo, ale to już nie asfalt. Wybija trochę z rytmu. Uważajcie tam i zachowajcie maksymalną koncentrację! Przebiegacie przez park i wbiegacie w miejsce, przez które w końcu sprawdziłem, jak wygląda trasa tegorocznego biegu.
Otóż Kasia powiedziała mi, że część trasy przebiega kanałkiem. Nie wierzyłem, i myślałem, że albo się pomyliła, albo ktoś ją wkręcił. Otóż, dla tych którzy nie znają tego miejsca, kanałek to pętla niespełna 1200 metrów w koło kanałku, przy stadionie na Łazienkowskiej. Zwykły chodnik, łuki z kostki albo płyt chodnikowych. W koło drzewa. Nic nadzwyczajnego, ale to biegowy klasyk warszawski. To tam swoje biegi ciągłe, zakresy, odcinki, biegają często najlepsi biegacze w Polsce. Przyjrzyjcie się drzewom, są aż kolorowe od farby i oznaczeń kilometrów. Na ziemi również macie różne oznaczenie. To kolejny punkt, którego mam dość, do którego ciągle wracam ze swoim ciężkimi treningami. Z jednej strony się cieszę, bo nadaje biegowi niesamowity klimat. Z drugiej strony, trochę boję się odcinka od 5 do 8 kilometra. To nie będzie łatwe bieganie, zachowajcie tutaj spokój!
Wybiegacie z kanałku, skręcacie w prawo i biegniecie prosto ulicą Rozbrat, później Ludna i Solec. Tutaj miniecie centrum Adidas Runners Warsaw. Tutaj będziecie też mogli razem stworzyć najlepszy punkt kibicowania w Warszawie! Napędzeni okrzykami, piskami i wrzaskami ludzi z ARW dalej ciśniecie aż znajdziecie się na Tamce i lekkim podbiegiem wbiegniecie na pierwszy tego dnia most. Będzie to Most Świętokrzyski. Z mostu lekko zbiegacie, skręcacie w prawo i już jesteście na Pradze. Robicie małą pętlę ulicami Sokoła, Jagiellońską, Okrzei. Następnie trafiacie na Wybrzeże Helskie i w okolicach 15 kilometra jesteście już w okolicach ZOO. Nie będę ukrywał, że kulinarnie nie znam za dobrze Pragi. Dlatego, Drodzy Czytelnicy, możecie podzielić się z innymi swoimi ulubionymi knajpami w komentarzach.
A Wy biegacze w tym momencie jesteście naprawdę w dość trudnej sytuacji. Macie w nogach 15 kilometrów. To moment, w którym w półmaratonie nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Głowa mówi zwolnij. Ale cały czas macie płaską trasę. W tym punkcie nawet odsłoniętą od wiatru. I tak będzie do 17 kilometra. Nie zwalniajcie, walczcie, zaciśnijcie zęby, musicie pokonać ten odcinek w założonym czasie.
No i w końcu mamy kilometr między 17 a 18. Wbiegamy na Most Gdański. I moim zdaniem tutaj rozstrzygnie się los wielu biegaczy. Proponuję wspólnie pomodlić się za wiatr w plecy. Podbieg nie jest duży, naprawdę jest łagodny. Ale mimo wszystko, to podbieg. Już lepiej tego wymyślić nie mogli. Jest łatwo, ale macie 17 kilometrów w nogach a to podbieg :) Mocno na most, wyobraźcie sobie, że ten wiatr wieje Wam w plecy! Lecicie jak na skrzydłach, 18, 19 kilometr. Zbiegacie lekko z mostu. Już 19.5, skręt w lewo. Jesteście na Bonifraterskiej. Z tego co pamiętam, wbiegacie w kostkę brukową. Wszystko boli, ale do końca już tylko kilometr. Wszystko przestaje mieć znaczenie! To tylko KILOMETR! Zaciskacie zęby, zamykacie oczy, machacie rękoma ile sił, a nogi, chociaż się lekko załamują, same podążają za ciałem, żeby utrzymać równowagę. Już widzicie metę, jeszcze zbieracie się do finiszu. Ulica Senatorska, Plac Teatralny, 300, 200, 100 metrów. I META!!!
W ten oto piękny sposób, kompletnie wyczerpani, ale uśmiechnięci leżycie na ziemi i cieszycie się z udanego biegu. I tego Wam życzę. Nie poddawajcie się, walczcie od pierwszego do ostatniego kilometra. Zachowajcie spokój, nie wariujcie między 5 a 8 kilometrem, wbiegnijcie na Most Gdański spokojnie i później już lećcie do mety jak na skrzydłach! POWODZENIA!
PS – ok, koniec biegu, trzeba gdzieś zjeść. Bardzo blisko macie Thaisty, moje ulubione jedzenie w Warszawie, z tych pysznych, ale bez białych obrusów. Genialne tajskie jedzenie na którym nigdy się nie zawiodłem. A ze słodkości, to co lubię najbardziej, czyli lody. W okolicach Arkadii, na ulicy Wojska Polskiego, jest Lodziarnia Ulica Baśniowa. To najlepsze lodziarnia jaką do tej pory odwiedziłem w Polsce. Mają genialne lody, dziesiątki smaków i podobno super ciacha. Nie wiem, bo zawsze biorę górę lodów w pucharze z bitą śmietaną (nazywa się to #ZestawWodza :D ). Jak tam traficie, a to kawałeczek, to koniecznie ciemna czekolada i pistacja. A jak jest z młodych pistacji, to trafiliście do raju!