Koniec roku (tym razem już bez błędu, 2015), przyszedł czas podziękować za ten wspólnie spędzony czas. Przez te 365 dni działo się naprawdę dużo. To był chyba najbardziej intensywny rok w moim życiu. Zarówno jeżeli chodzi o bieganie, starty w zawodach jak i prowadzenie bloga. Pomimo, że nie zawsze jestem „do rany przyłóż”, to zawsze mam świadomość, że sam bym tego wszystkiego nie osiągnął. Dlatego przyszedł czas na podsumowanie.
Kasi – miałem podziękować jej na końcu, jako podsumowanie wszystkiego. Ale prawda jest taka, że mało kto czyta do końca. A to najważniejsze podziękowania! Mógłbym napisać „za wszystko” i zakończyć. Ale za bardzo bym chyba spłycił. Za to, że byłaś ze mną w te lepsze i gorsze dni. Że pocieszałaś, gratulowałaś, ale też nie szczędziłaś krytyki. Za wsparcie, zawsze wtedy, kiedy go potrzebowałem. Za to, że jesteś jedyną sobą, której rady potrafię brać pod uwagę, wykonując swój trening. Serio! :) Za olbrzymią garść motywacji. To Ty pozwoliłaś mi stanąć na starcie Wings for Life, że świadomością, że nie biegnę tylko po jak najlepszy wynik, ale, że biegnę po wygraną. Ale przede wszystkim za to, że jestem przy Tobie szczęśliwy. Dziękuję. Kocham Cię :*
Rodzinie – bo to oni są moimi najwierniejszymi kibicami. Jeżdżą za mną po zawodach, kibicują, trzymają kciuki. Brat robi ze mną treningi, penetruje social-media i jest kopalnią wiedzy, jeżeli chodzi o sytuację biegową w kraju :) I przede wszystkim za to, że wytrzymują moje humory, gorsze dni i wybaczają ciągły brak czasu.
Kibicom i czytelnikom – bez Was by nie było tego wszystkiego. Kiedyś ktoś mi z niesmakiem powiedział, że ja lubię jak mi wszyscy biją brawo. No kurde, kto tego nie lubi? Uwielbiam jak mi kibicujecie na trasie, jak krzyczycie, zachęcacie do szybszego biegu, do walki. O tym, ilu mam kibiców, przekonałem się na Półmaratonie Warszawskim. Tam dosłownie każdy się pytał na mecie, czy złamałem 1:10. I tutaj wróćmy jeszcze do Kasi. Ta kończąc PW2015, mdlejąc praktycznie ze zmęczenia, leżąc na ziemi, pierwsze zdanie, jakie wypowiedziała, było „złamałeś te cholerne 1:10?” :) Dzięki, że czytacie i potraficie zrozumieć, że raz wyjdą mi dobre teksty, raz gorsze. Że czasami zwyczajnie nie mam siły i pomysłów na nowe wpisy. I, że w gruncie rzeczy, przy tylu czytelnikach, mam bardzo mało hejterów.
AdgarFit – za to, że wspierali mnie finansowo w moich kolejnych biegowych pomysłach. To dzięki nim trenowałem z Sankt Moritz i zakochałem się w tym miejscu. To oni pomogli mi lecieć na Jamajkę i wygrać tamtejszy maraton. To w ich barwach dane mi było startować na Islandii. W czasach, kiedy trudno o wsparcie dla sportowca, oni pozwalają mi realizować moje kolejne biegowe marzenia.
Adidas – za to, że wpierają mnie sprzętowo. I akceptują to, że zużywam jedną parę butów biegowych na miesiąc ;)
FMW Runners i Liga Biegowa – za wspaniałą atmosferę, i przyjacielskie warunki, jakie panują w naszej współpracy przy organizacji kolejnych treningów.
Shamir – za to, że swoimi soczewkami sportowymi z korekcją wzroku udowodnili mi, że moje ciało nie jest doskonałe i potrafi się psuć ;) Przez te szkiełka widzę dużo lepiej i znakomicie mi się w nich biegało. I za to, że w zamian nie chcieli nic.
Oakley – za znakomite oprawki i za to, ze udowodnili mi, że kiedy słońce wali w oczy, w okularach biega się znakomicie.
Bogdan Jabłoński – za zdjęcia biegowe i za to, że nauczył mi przynajmniej w stopniu łopatologicznym, jak używać aparatu.
Rozczarowania 2015 – nie wiem ile jeszcze muszę pisać o lodach i słodyczach, żeby w końcu odezwał się do mnie jakiś ich producent :D Macie chodząca reklamę, a raczej biegającą. HALO! :)
PS – zdjęcie z nagłówka zrobił Piotr Dymus. Mistrz aparatu, jeżeli chodzi o zdjęcia sportowe. Robiąc sesję mi i Kasi i patrzą na nasze kolejne czułe pozy, powiedział, ze zaraz zwymiotuje :D Ale zachował pełen profesjonalizm i naprawdę zrobił genialne zdjęcia! :)