Jak to jest z tym Negativ Split? Biegać na zawodach, czy nie biegać i trzymać się innej taktyki? Pobiegniemy lepiej czy gorzej? Dla kogo się sprawdzi? Mitów na temat Negativ Split powstały setki. I o ile sama metoda wcale nie jest głupia i znajduje świetne zastosowanie, to jak w przypadku podobnych wynalazków znalazła grono wyznawców, którzy nie widzę innej metody.
Co to jest Negativ Split?
To nic innego jak taktyka biegania zawodów, w której pierwszą część dystansu zaczynamy wolniej, żeby później zachować siły i przyspieszać w drugiej części. Dla przykładu, biegniemy maraton w trzy godziny. Zaczynamy np. w 1:31 i następnie w drugiej części łamiemy barierę 1:29. Metoda odnosi się do wszystkich biegów długodystansowych. Jednak czy działa?
Czy Negativ Split działa?
Tak. Ale jest wiele ale. Negativ Split znakomicie sprawdza się u amatorów, którzy nie są do końca przekonaniu o swoich możliwościach. Którzy zwyczajnie nie są w stanie utrzymać jednakowego, bardzo mocnego tempa przez cały dystans. Działa też świetnie na naszą psychikę. Przyspieszamy, zaczynamy wszystkich wyprzedzać, wpadamy w lekki szał i ciśniemy do mety. Jeżeli nie wiesz jak biec, zawsze amatorowi powiem, żeby zaczął z rezerwą i na pewno wyjdzie mu to na dobre.
Czy zawsze się sprawdza?
Nie. Ile razy już słuchałem, że zaprzepaściłem szansę na lepszy wynik. Jednak osoby komentujące nie zdają sobie sprawy z tego co dzieje się na trasie. Idealny przykład to tegoroczny półmaraton. Pobiegłem go optymalnie, serio. Jakbym biegł jeszcze raz to wręcz przyspieszyłbym na pierwszych kilometrach, gdzie biegłem poniżej swoich progowych możliwości. Drugie 10 kilometrów pobiegłem wolniej, ale. Pierwsze kilometry były z wiatrem. Był zbieg. Druga część to podbieg i niemal cały czas pod wiatr. A nie zapominajmy, że za bardzo nie miałem się za kim schować. A jedna osoba, to nie grupa.
Po drugie. Biegnie zawodnik, było nas dwóch. I on rusza jakimś tempem. I ja nie będę analizował czy będzie nagativ split. Jak go puszczę, to będzie lipa. Gdybym puścił Krzyśka wcześniej na takich odcinkach jak Solec czy Most Świętokrzyski straciłbym kilkanaście jak nie kilkadziesiąt sekund. Nigdzie bym tego nie nadrobił, nie ma takiej fizycznej możliwości. Co więcej wykres pulsu pokazuje, że przez cały czas był identyczny, taka sama mocna intensywność, na progu. Jeżeli wolniej pobiegłbym pierwsze 10 km, to w drugie połowie pobiegłbym i tak w podobnym tempie. Nie utrzymałbym większej prędkości ponieważ zaraz bym się zakwasił i tyle.
Tak sobie też patrzę na najlepsze wyniki ze świata. Rekordy świata raczej padają po równych biegach albo z biegów, w których jednak zwodnicy zwalniają. Karolina Nadolska w Poznaniu straciła minutę w drugiej części biegu. Kenijka bijąc rekord świata straciła ponad minutę! Pierwsze 10 km w 30:04 a 20 km już w 1:01:25 I pewnie nie jedna osoba zaraz rozpisze wykresy pokazujące co by było gdyby. A może zwyczajnie zawodniczka ma niesamowite predyspozycje to utrzymywania tempa pomimo cierpienia. Mógłbym się założyć, że niezależnie, czy pierwsze 10 km pobiegłaby w 30:00 czy w 31 to na drugiej dyszce i tak 31 minut by nie złamała.
Podsumowanie
Negativ Split to świetna taktyka, ale nie zawsze się sprawdzi. I nie starajcie się wszystkich przekonywać, że tylko tak trzeba biegać. Nie jest to prawdą. Na szczęście biegi poza samym planem zawierają jeszcze coś takiego jak czynnik nieprzewidywalny. Jak warunki, profil trasy (ten raczej przewidywalny), jak reakcje rywali. Od tych wszystkich czynników zależy nasz wynik na mecie. I wcale nie jest tak, że najlepsze wyniki osiągamy zawsze biegnąc Negativ Split.
PS – z dedykacją dla Adama Kleina :) Nie piszę tego zgryźliwie, wiem Adam, że jesteś fanem tej taktyki. Ja też polecę ją każdemu amatorowi, ale nie zawsze się ona sprawdzi i czasem zwyczajnie nie ma sensu rozprawiać co by było gdyby. Bo papier wszystko przyjmie, bieg i ludzki organizm już niekoniecznie.
Fot: Ewa Kiec